W Bagdadzie wybuchł protest przeciwko ugrupowaniom proirańskim

Zaostrza się walka o władzę w Iraku między wpływowym duchownym Muktadą as-Sadrem a partiami wspieranymi przez sąsiedni Iran. As-Sadr zdobył najwięcej głosów w wyborach, które odbyły się w październiku 2021 r. Nie uzyskał jednak większości, dlatego od 10 miesięcy kraj funkcjonuje bez nowego rządu. To najdłuższy paraliż, z jakim Irakijczycy mieli do czynienia od obalenia Saddama Husajna w 2003 r. Impas pogłębia dysfunkcję polityczną Bagdadu, który mimo ogromnych zasobów ropy naftowej i braku większych konfliktów od czasu pokonania samozwańczego Państwa Islamskiego pięć lat temu cierpi z powodu ubóstwa i powszechnego bezrobocia. W czasie gdy gwałtownie rosnące ceny ropy podniosły dochody Iraku do rekordowego poziomu, rząd wciąż nie przyjął budżetu na 2022 r., a wydatki na potrzebne projekty infrastrukturalne i reformy gospodarcze zostały opóźnione.
W rezultacie 73 posłów z bloku as-Sadra zrezygnowało w czerwcu z mandatów, czyniąc sojuszników Iranu najsilniejszą grupą parlamentarną. As-Sadr wciąż pozostaje jednak jednym z bardziej wpływowych polityków. W ostatnich latach budował swoją wiarygodność jako iracki nacjonalista, sprzeciwiający się zarówno wpływom Stanów Zjednoczonych, jak i Iranu. Setki jego zwolenników dwukrotnie wtargnęły w ubiegłym tygodniu do parlamentu, skandując antyirańskie hasła. Do szturmu na parlament mieszkańców zmotywowała nominacja Muhammada as-Sudaniego na premiera, którą przegłosowały ugrupowania proirańskie. Protesty miały ostrzec ekipę as-Sudaniego przed potencjalną eskalacją, która mogłaby nastąpić, gdyby sojusznik ajatollahów stanął na czele rządu. – To niejedyny powód, dla którego wyszliśmy z domów. Chcemy większych zmian, w tym poprawek do konstytucji – tłumaczy DGP uczestnik protestów, Anmar Hajdar. – Świat z niepokojem obserwuje sytuację w Iraku. Jeśli kryzys się przedłuży, może sparaliżować iracką gospodarkę i zatrzymać przepływ ropy, wywołać wzrost jej cen i w konsekwencji zaszkodzić światowej gospodarce – mówił na antenie państwowej telewizji iracki analityk Ali Mustafa.
Niedawne wybory, w których zwolennicy Iranu ponieśli straty, i tak ograniczyły wpływy Teheranu w irackiej legislaturze. Próbują oni odzyskać wpływy, wywierając jednocześnie presję na swoich przeciwników, w szczególności Kurdów, którzy chcą zbudować niezależne od Bagdadu szlaki eksportu gazu i ropy. Pod koniec lipca Kurdowie oskarżyli irańskie bojówki o atak rakietowy wymierzony w położone na ich terytorium pole gazowe Chur Mur. Iran sprzeciwia się planom kurdyjskiego rządu regionalnego dotyczącym eksportu gazu do Europy. W październikowych wyborach autonomiczny Region Kurdystanu poparł blok as-Sadra, ale gdy próby wyłonienia prezydenta zakończyły się niepowodzeniem, premier Kurdystanu Masrur Barzani zaproponował przekształcenie Iraku w konfederację, co dałoby Kurdom jeszcze więcej niezależności od władz centralnych w Bagdadzie. Londyńskiemu think tankowi Chatham House Barzani mówił nawet, że konfederacja może być rozwiązaniem korzystnym dla wszystkich Irakijczyków.
To zdecydowana kontra wobec bardziej scentralizowanego modelu władzy, w który do niedawna inwestował Waszyngton. Ale zainteresowanie USA obroną irackiej demokracji znacznie osłabło w ciągu pierwszego roku rządów prezydenta Joego Bidena. Powołując się na anonimowe źródła w administracji Kurdystanu, „The Guardian” pisze, że Teheran ma obecnie w Iraku przewagę nad Waszyngtonem. – Jest siłą, która nadal będzie przebijać i przechytrzać USA. Było to do przewidzenia i uniknięcia. As-Sadr potrzebował 10 miesięcy, by to zaakceptować. W końcu zdał sobie sprawę z tego, czego wielu wciąż nie może zrozumieć: Iran jest tu po to, by zostać –skomentował kurdyjski urzędnik. ©℗