Odblokowanie rozmów akcesyjnych z Macedonią Północną może być jednym z ostatnich kroków ustępującego rządu Kiriła Petkowa

Premier Kirił Petkow podał się do dymisji pół roku po wyborach po tym, jak z koalicji wyszła populistyczna partia Jest Taki Naród (ITN), dysponująca 20 mandatami w parlamencie. Przegłosowanie wotum nieufności wobec gabinetu Petkowa to pierwszy taki przypadek w historii kraju po upadku komunizmu. Kością niezgody między rządzącą partią Kontynuujemy Zmiany a ITN była zgoda rządu na odblokowanie negocjacji z Macedonią Północną o przystąpieniu do UE.
Oba kraje spierają się o historię, a Sofia domagała się od Skopje m.in. zmian w konstytucji uznających prawa mniejszości bułgarskiej i rezygnacji z umieszczania w unijnych dokumentach sformułowania „język macedoński” (Bułgarzy uważają, że jest on dialektem bułgarskiego). Francuska prezydencja, która prowadziła rozmowy z obiema stolicami, poinformowała o porozumieniu w czwartek, czyli ostatniego dnia swoich prac. Choć propozycję musi jeszcze zaakceptować północnomacedoński parlament, wiele wskazuje na to, że prezydent Emmanuel Macron, partner Petkowa z frakcji Odnówmy Europę, pogodził zwaśnione strony. Według źródeł DGP, gdyby jednak nie doszło do porozumienia, w czasie rozpoczętego 1 lipca czeskiego przewodnictwa możliwe będzie rozdzielenie ścieżki akcesyjnej Albanii i Macedonii Płn., by nie blokować przynajmniej rokowań z Tiraną.
22 czerwca za odwołaniem rządu Petkowa zagłosowało 123 posłów, a 116 było przeciwnych. Premierowi udało się przyciągnąć sześciu posłów ITN, ale to nie wystarczyło do utrzymania koalicji. Tymczasem władzę próbuje odzyskać rządzący w latach 2009-2021 (z krótkimi przerwami) Bojko Borisow, mimo licznych oskarżeń o korupcję i defraudację środków unijnych. Były premier, w którego sprawie trwa śledztwo Prokuratury Europejskiej, może otrzymać misję tworzenia kolejnego rządu od prezydenta Rumena Radewa, jeśli Petkowowi nie uda się zebrać większości 121 posłów. - Petkow nie ma zbyt wielu możliwości na stworzenie nowej koalicji. Prawdopodobnie szansę otrzyma opozycja, ale jej sytuacja jest podobna. Wszystko wskazuje na to, że potrzebne będą nowe wybory, choć niewykluczone, że dojdzie do jakichś nieoczywistych sojuszy - ocenił w rozmowie z nami bułgarski dyplomata, wskazując wrzesień jako możliwy termin wyborów. Gdyby do nich doszło, Bułgaria wybierałaby posłów po raz czwarty od kwietnia 2021 r. Sytuacji w Sofii przygląda się Bruksela, która po akceptacji bułgarskiego Krajowego Planu Odbudowy czeka na realizację zapisanych w nim kamieni milowych. W najbliższych miesiącach Bułgaria musi przyjąć ponad 20 ustaw, żeby otrzymać pieniądze z UE.
Petkow od początku kadencji odżegnywał się od współpracy z Rosją. Jeszcze w lutym zdymisjonował ze stanowiska ministra obrony Stefana Janewa za to, że ten określił rosyjską agresję na Ukrainę, zgodnie z kremlowską propagandą, mianem „specjalnej operacji wojskowej”. Bułgaria, podobnie jak Polska, nie zgodziła się na płacenie w rublach za dostawy rosyjskiego gazu, więc została ich pozbawiona. Finałem rządów premiera było uznanie w ubiegłym tygodniu za persona non grata 70 rosyjskich dyplomatów oskarżanych o działalność szpiegowską. Łącznie Sofia wydaliła już 116 dyplomatów. Ustępujący szef rządu po przegranym głosowaniu w sprawie wotum nieufności wprost oskarżył Rosję o próbę ingerencji w wewnętrzne sprawy Bułgarii. Petkow powiedział, że rosyjska ambasador Eleonora Mitrofanowa przekonywała posłów do poparcia wotum nieufności dla jego rządu. Jednym z dotychczasowych koalicjantów była sympatyzująca z Kremlem Bułgarska Partia Socjalistyczna. Kreml zagroził, że jeśli ustępujący premier nie cofnie swojej decyzji, Rosja zamknie swoją ambasadę w Sofii. Bruksela się obawia, że Rosja spróbuje zaktywizować popierające ją ugrupowania i potęgować kryzys polityczny. Zgodnie z czerwcowym sondażem Alpha Research tylko 39 proc. Bułgarów opowiada się za udziałem w antykremlowskim sojuszu państw Zachodu, a prawie co czwarty chce wejścia do sojuszu z Rosją i Białorusią. ©℗