Kreml nadal eskaluje napięcie w regionie, strasząc Litwę i zapowiadając dozbrojenie Białorusi.

Po zdobyciu Siewierodoniecka – przedostatniego miasta obwodu ługańskiego, które pozostawało pod częściową kontrolą Ukrainy – Kreml podbija stawkę. W ostatnich dniach przybrał na sile rakietowy ostrzał ukraińskich miast, a prezydent Władimir Putin, eskalując napięcie wokół Kaliningradu, obiecał Alaksandrowi Łukaszence dostarczenie na Białoruś zestawów Iskander z głowicami jądrowymi.
To, że armia wycofała się z Siewierodoniecka, przyznali szefowie władz lokalnych. Boje o ponad 100-tys. miasto i nieodległy, wciąż kontrolowany przez Ukraińców Lisiczańsk toczyły się ze zmiennym szczęściem od dwóch miesięcy. Rosjanie przygotowywali grunt pod lokalne akcje zaczepne zmasowanym ostrzałem artyleryjskim, miejscowość po miejscowości i ulica po ulicy wypychając obrońców z zajmowanych pozycji. „Walki o Siewierodonieck osłabiły ogólne możliwości rosyjskich wojsk, nie pozwalając im skupić się na bardziej perspektywicznych kierunkach natarcia. Dzięki temu Rosjanom nie wystarczyło sił na szturm Słowiańska” – piszą eksperci amerykańskiego Institute for the Study of War. W dalszej kolejności agresor będzie kontynuować natarcie na Lisiczańsk, by po jego zajęciu móc ogłosić „pełne wyzwolenie Ługańskiej Republiki Ludowej”, a następnie prawdopodobnie jej aneksję. Równie ważnym celem jest reszta obwodu donieckiego. Kijów zapewnia, że odbije utracone ziemie, gdy otrzyma z Zachodu wystarczającą ilość broni.
W weekend rosyjski minister obrony Siergiej Szojgu inspekcjonował zgrupowanie zaangażowane w agresję. Na zdjęciach opublikowanych przez resort widać u jego boku gen. Giennadija Żydkę, z czego część ekspertów wysnuła wniosek, że to on – wiceminister obrony i szef departamentu wojskowo-politycznego sił zbrojnych – jest faktycznym dowódcą tzw. specjalnej operacji wojskowej. Nie jest jasne, czy Szojgu przyjechał na okupowane obszary Ukrainy, czy też inspekcja odbyła się na terenie Federacji Rosyjskiej. Wizyta zbiegła się ze zmasowanym ostrzałem ukraińskich miast. W ich stronę z Białorusi, Morza Czarnego i Kaspijskiego wytrzelono kilkadziesiąt rakiet. Co najmniej jedna spadła na Kijów, zabijając – według wstępnych danych lokalnych władz – przynajmniej jedną osobę, mężczyznę z mieszanej, ukraińsko-rosyjskiej rodziny. To pierwszy udany ostrzał stolicy od trzech tygodni. Jednocześnie przygraniczne i przyfrontowe miasta – od obwodu czernihowskiego przez Charków po Doniecczyznę – były ostrzeliwane z artylerii. „Trudno to ocenić inaczej jak sygnał przed niedzielnym spotkaniem G7” – napisał na Twitterze były szef MSZ Szwecji Carl Bildt.
W sobotę w Petersburgu Putin przyjął Łukaszenkę. To ich szóste spotkanie w tym roku. Rządzona przez Łukaszenkę Białoruś wsparła Rosję w jej agresji przeciwko Ukrainie. Mińsk przepuścił w lutym rosyjskie wojska, które natarły od północy na Kijów. Udostępnił też własną infrastrukturę – bazy wojskowe, kolej, lotniska i szpitale – dla potrzeb rosyjskich sił zbrojnych. Teraz wspólnie z Putinem straszy Litwę wojną po tym, jak Wilno – realizując decyzje UE – zablokowało tranzyt zakazanych przez sankcje towarów do obwodu kaliningradzkiego. Moskwa nazywa to „blokadą Kaliningradu”, choć do miasta wciąż można dotrzeć drogą morską i lotniczą. – Agresywna polityka sąsiadów, Litwy i Polski, wzmaga naszą czujność. Stoją im za plecami, popychają. Ograniczenie tranzytu z Rosji do Kaliningradu jest równoznaczne z ogłoszeniem wojny – mówił Łukaszenka.
Putin obiecał mu przekazanie w najbliższych miesiącach zestawów Iskander z głowicami jądrowymi. – W sześciu europejskich krajach NATO Amerykanie trzymają 200 taktycznych głowic jądrowych, głównie bomb. Przygotowano dla nich 257 samolotów. Proponuję w podobny sposób przezbroić białoruskie Su-25 – mówił prezydent. – Już nie są naszymi partnerami, lecz przeciwnikami – mówił o Litwinach rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow, choć zastrzegł, że nie podjęto jeszcze decyzji, jak zareagować na ograniczenie tranzytu. Ukraiński wywiad wojskowy twierdzi, że Rosjanie po raz pierwszy od kwietnia zwiększyli obecność wojskową na Białorusi, choć Kijów zaznacza, że nie ma tam obecnie wystarczająco rozbudowanych sił pozwalających na ponowne uderzenie na Ukrainę od północy.