Brukseli nie podoba się erozja gruzińskich instytucji demokratycznych i praworządności oraz permanentna zimna wojna między głównymi siłami politycznymi w kraju.

Dziesiątki tysięcy Gruzinów wyszły w poniedziałkowy wieczór na ulice Tbilisi, by wyrazić poparcie dla integracji europejskiej. To reakcja na piątkową rekomendację Komisji Europejskiej, by na szczycie Unii 23–24 czerwca przyznać status kandydatów do członkostwa Mołdawii i Ukrainie, ale nie Gruzji. Tbilisi miałoby uzyskać tylko perspektywę członkowską, czyli niewiążącą deklarację, że w przyszłości może liczyć na akcesję. Ostateczną decyzję podejmą unijni liderzy.
Większość protestujących obwinia o negatywne zalecenie Komisji rząd Gruzińskiego Marzenia (KO). Przedstawiciele władz też zareagowali na wieści z Brukseli z nieskrywaną irytacją. – Rozumiemy, że poświęcenia i krew przelana 14 i 30 lat temu oraz 300 tys. uchodźców wewnętrznych to za mało i nic już nie znaczy dla naszych europejskich partnerów – powiedział szef KO Irakli Kobachidze. Reakcja innych polityków obozu władzy wahała się od uznania, że Gruzja powinna zrezygnować z unijnych aspiracji ze względu na konieczność zachowania suwerenności aż po oskarżenia opozycji o jątrzenie i donoszenie na własny kraj do zachodnich instytucji. Sytuacja nieco przypomina początki ukraińskiego Euromajdanu z 2013 r. Wówczas nagła rezygnacja prezydenta Wiktora Janukowycza z zawarcia umowy stowarzyszeniowej z UE wyprowadziła ludzi na ulice, a brutalna reakcja służb porządkowych wywołała rewolucję.
Organizatorem przedwczorajszych manifestacji był Ruch Wstydu (MS). Nad głowami uczestników powiewały gruzińskie, unijne i ukraińskie flagi. Lider MS Szota Dighmelaszwili odczytał odezwę, w której wezwał do utworzenia sieci organizacji pozarządowych, partii opozycyjnych, mediów i związków zawodowych, mającej „doprowadzić nas z powrotem do domu, do Europy”. – Naród gruziński w pełni rozumie, co potwierdza też UE, że oligarcha Bidzina Iwaniszwili jest największą przeszkodą na drodze Gruzji do Europy – mówił Dighmelasziwli. Iwaniszwili to były premier, który do dziś z tylnego siedzenia kieruje rządzącym Gruzińskiego Marzenia, a zarazem najbogatszy Gruzin z majątkiem szacowanym na równowartość jednej trzeciej PKB kraju. Dezoligarchizacja należy do najważniejszych warunków przedakcesyjnych, które postawiła Bruksela. Władze wskazują jednak, że kandydatami do dezoligarchizacji są… właściciel opozycyjnej telewizji Formula Dawit Kezeraszwili i były prezydent Micheil Saakaszwili.
Poza tym Komisja Europejska żąda wzmocnienia niezależności sądownictwa i mediów (ostatnio skazano Nikę Gwaramię, dyrektora opozycyjnego kanału Mtawari), zadbania o apolityczność służb porządkowych i dezeskalację konfliktu wewnętrznego w duchu porozumienia z kwietnia 2021 r., wynegocjowanego pod auspicjami szefa Rady Europejskiej Charles’a Michela. Dokument miał zakończyć impas po wyborach parlamentarnych, które część opozycji – w przeciwieństwie do obserwatorów międzynarodowych – uznała za sfałszowane i zapowiedziała bojkot pracy legislatury. Po kilku miesiącach KO wycofało się jednak z układu. Polaryzacja nastrojów stale się pognębia, czemu nie pomaga to, że Saakaszwili, najbardziej znany na świecie przedstawiciel opozycji – choć cieszący się znacznie lepszą opinią na Zachodzie niż w ojczyźnie – od października 2021 r., czyli powrotu do kraju, siedzi w więzieniu.
Chociaż Gruzja w 2008 r. również padła ofiarą rosyjskiej agresji, władze unikają zdecydowanych deklaracji w sprawie najazdu Moskwy na Ukrainę, co wywołało pozytywne komentarze w Rosji i irytację wśród Ukraińców. – Prowadzę politykę korzystną z punktu widzenia interesów naszego państwa i narodu – mówił premier Irakli Gharibaszwili 25 lutego, nazajutrz po rosyjskim ataku. A teraz dodał, że brak entuzjazmu Brukseli wobec perspektyw akcesyjnych wynika z irytacji, że „rząd nie chce zaryzykować wojny z Rosją”. Zjednoczony Ruch Narodowy, dawniej kierowany przez Saakaszwilego, od dekady oskarża ludzi KO i samego Iwaniszwilego o związki z Kremlem, posuwając się do zarzutów agenturalności. KO po dojściu do władzy nie zrezygnowało jednak z aspiracji natowskich i unijnych, nie poszło na kompromisy w sprawie granic (Kreml uznał Abchazję i Osetię Płd. za niepodległe państwa) ani nie przywróciło stosunków dyplomatycznych z Rosją.
Poniedziałkowa manifestacja została zorganizowana w rocznicę tzw. nocy Gawriłowa. 20 czerwca 2019 r. podczas spotkania posłów państw prawosławnych w Tbilisi na trybunę wyszedł znany z antygruzińskich wystąpień rosyjski komunista Siergiej Gawriłow, co Gruzini uznali za prowokację. Doszło do protestów, które władza brutalnie rozpędziła. Ówcześni aktywiści, wywodzący się przeważnie z ruchu studenckiego, przeciwni Gruzińskiemu Marzeniu, ale i niechętnie wspominający czasy Saakaszwilego, stworzyli Ruch Wstyd, który od tej pory działa na rzecz modernizacji, europeizacji i demokratyzacji. Mimo dystansu MS wobec Saakaszwilego władze oskarżają rywali o bezpośrednie związki. – Nazywajmy rzeczy po imieniu: to było zgromadzenie Ruchu Narodowego. Jeśli ktoś uważa, że zmyli ludzi swoją propagandą, to się bardzo myli – mówił po proteście burmistrz stolicy Kacha Kaladze. Bardziej ugodowa jest prezydent Salome Zurabiszwili, która wezwała wszystkich do współpracy na rzecz wdrożenia wymaganych przez KE reform do końca roku. Zurabiszwili chce, by na czele grupy roboczej stanął przedstawiciel „konstruktywnej opozycji”.