Ambasador Turcji w Szwecji Emre Yunt powiedział w wywiadzie dla dziennika "Financial Times", że Sztokholm musi zerwać stosunki z milicją syryjskich Kurdów, czyli Ludowymi Jednostkami Samoobrony (YPG), by Ankara poparła akcesję Szwecji i Finlandii do NATO.

W opublikowanym w czwartek wywiadzie Yunt podkreślił, że jest to najważniejsze oczekiwanie Turcji.

Turecki prezydent Recep Tayyip Erdogan poinformował, że Ankara nie zgodzi się na wejście nordyckich państw do Sojuszu, ponieważ popierają one ugrupowania, które Turcja uznaje za terrorystów.

Wspierane przez Zachód milicje YPG stanowią trzon Syryjskich Sił Demokratycznych (SDF), które odegrały decydującą rolę w pokonaniu Państwa Islamskiego (IS) w Syrii. Ankara uważa je jednak za organizację terrorystyczną z powodu powiązań z separatystyczną i zdelegalizowaną w Turcji Partią Pracujących Kurdystanu (PKK). Yunt oznajmił, że "IS już nie istnieje", a tureckie władze są oburzone tym, że szwedzki minister obrony i inni wysokiej rangi przedstawiciele Sztokholmu prowadzili w ostatnich latach rozmowy z dowódcami YPG.

Jak komentuje "FT", żądania Ankary stanowią dla szwedzkiego rządu spory problem, ponieważ w kraju mieszka duża kurdyjska diaspora, a Kurdowie cieszą się w Szwecji znacznym poparciem społecznym.

Pojawiły się opinie, że Erdogan blokuje akcesję krajów nordyckich do NATO, ponieważ może też mieć nadzieję, że podczas negocjacji na ten temat nakłoni USA ponownie do sprzedania Turcji myśliwców F-35; Waszyngton zawiesił te plany, gdy Ankara zdecydowała się, wbrew protestom USA, kupić rosyjski system przeciwrakietowy S-400.

Jednak ambasador Yunt powiedział, że stanowisko Turcji wobec Szwecji "nie ma nic wspólnego z jej stosunkami z USA".

Poproszone przez "FT" o skomentowanie tej sytuacji ministerstwo spraw zagranicznych Szwecji odpowiedziało: "Trwa seria zabiegów dyplomatycznych. Nie mamy dalszego komentarza". (PAP)