Komisja Europejska w czerwcu ma wydać opinię na temat wniosku akcesyjnego Ukrainy. Sprawdzianem będzie jednak poparcie całej „27”

Formalnie Ukraina zrealizowała już dwa kolejne punkty na długiej drodze do akcesji – wypełniła obie części kwestionariusza przedakcesyjnego dotyczącego m.in. całego dorobku prawnego Unii, który Kijów będzie musiał wdrożyć do swojego porządku legislacyjnego. Pierwsza część kwestionariusza, który osobiście przekazała do wypełnienia Wołodymyrowi Zełenskiemu szefowa KE Ursula von der Leyen, została przekazana Komisji w połowie kwietnia, druga w tym tygodniu. Choć niektórzy politycy państw „starej Unii” prognozowali, że w warunkach wojennych realizowanie formalnych procedur w Ukrainie będzie trudne czy wręcz niemożliwe, to państwo uporało się ze swoim zadaniem nader szybko, co podkreślał kilkukrotnie ambasador UE w tym kraju – Matti Maasikas.
Teraz kolejny krok należy do Komisji Europejskiej, która – jak wynika z oficjalnych wypowiedzi urzędników – zobowiązała się w czerwcu ukończyć i opublikować opinię dotyczącą akcesji Ukrainy do Wspólnoty. Opinia ta jest standardowym, traktatowym elementem procedury akcesji, ale stanowi jedynie rodzaj rekomendacji dla państw członkowskich i nie musi być wiążąca.
Jeszcze przed rozpoczęciem rosyjskiej agresji w konflikt zaangażował się prezydent Francji Emmanuel Macron, który postanowił zostać samozwańczym rozjemcą, jednak jego kolejne rozmowy telefoniczne z Władimirem Putinem stały się raczej pożywką dla memów i drwin, niż przyniosły jakiekolwiek rozwiązania. Dziś Macron proponuje w nowych okolicznościach geopolitycznych inną formę „europejskiej wspólnoty politycznej”, która miałaby objąć swoim zasięgiem zarówno państwa członkowskie UE, jak i te, które znajdują się „w orbicie” Brukseli, w tym Ukrainę czy nawet Wielką Brytanię. Macron, który na początku tygodnia przedstawił swoje propozycje podczas podsumowania konferencji w sprawie przyszłości Europy, nie sprecyzował ich jednak, a Pałac Elizejski nie pokusił się o rozwinięcie myśli francuskiego przywódcy w komunikatach prasowych. Zgodnie z jego wypowiedzią nowa forma wspólnoty miałaby oznaczać zacieśnienie współpracy politycznej, ale już nie gospodarczej. Ta – jak zwracają uwagę eksperci w odniesieniu do relacji Brukseli i Kijowa – będzie oznaczała głównie wydatki na odbudowę państwa ukraińskiego.
Stara Unia boi się, że pełne członkostwo Ukrainy oznacza ogromne wydatki
Prezydent Francji z jednej strony wprost uznał „uzasadnione aspiracje” Ukrainy oraz Mołdawii i Gruzji, które również złożyły w trakcie toczącej się wojny swoje wnioski akcesyjne, ale jako horyzont realnego członkostwa Ukrainy w Unii wyznaczył kilka, a nawet kilkadziesiąt lat.
Niezależnie jednak od tego, jak długo faktycznie mógłby potrwać proces akcesji do UE, potrzebna będzie do tego jednomyślna zgoda wszystkich 27 państw członkowskich. A w przypadku głównych aktorów unijnej sceny panuje dość powszechna zgoda, że miejsce Ukrainy jest w Europie, ale na miejsce w Unii (nawet mimo przyznania statusu państwa kandydującego) przyjdzie Kijowowi poczekać. Szefowa niemieckiego MSZ Annalena Baerbock która jako jedyny na razie przedstawiciel rządu została zaproszona do Kijowa, również nie kryje wsparcia dla francuskiej wizji współpracy z Ukrainą. Przedwczoraj, przed spotkaniem z Wołodymyrem Zełenskim, ostrzegała, że nie będzie żadnej drogi na skróty dla Ukrainy do pełnego członkostwa w UE. Choć, podobnie jak Macron, sugerowała, że wkrótce może zostać nadany Ukrainie status państwa kandydującego, jednak nie może się to – jej zdaniem – wiązać z „fałszywymi obietnicami” szybkiego członkostwa, na które liczą władze kraju, z Zełenskim na czele. Zarówno Baerbock, jak i Macron rozwiali w ostatnich kilku dniach wątpliwości, jakoby państwa „starej Unii” pozwoliły stworzyć specjalną ścieżkę dla ukraińskiej akcesji. Mimo że dotychczasowe etapy procedury ubiegania się o członkostwo zostały zrealizowane w nadzwyczajnym tempie, a na opinię KE niektóre kraje oczekiwały przez długie miesiące lub lata, to cezurą może stać się szczyt unijnych liderów zaplanowany na 23 i 24 czerwca. Wówczas to, jeśli do tego czasu KE wyda opinię, 27 państw będzie mogło ustosunkować się do kwestii nadania Ukrainie statusu państwa kandydującego. Zgodnie z art. 49 traktatu o UE status ten nadaje Rada UE (tj. ministrowie państw członkowskich) jednomyślnie, ale to Rada Europejska (czyli unijni liderzy) zatwierdza go ostatecznie. Nawet jeśli pod koniec czerwca w Unii dominować będzie głos wschodniej części Wspólnoty, a Ukraina otrzyma status państwa kandydującego, to dalsze negocjacje mogą potrwać wiele lat.
Bez względu na to, jak długo potrwa cały proces, Unia chce najpierw pomóc Kijowowi w walce z rosyjskim agresorem z jednej strony i z drugiej w odbudowie kraju po wojnie. Warunkiem przetrwania jest zapewnienie władzom płynności (według wyliczeń ukraińskiego rządu i Międzynarodowego Funduszu Walutowego) w wysokości 5 mld euro miesięcznie na utrzymanie gospodarki. W związku z tym Bruksela – według nieoficjalnych informacji – chce pójść śladami Waszyngtonu, który zatwierdził wsparcie rzędu 40 mld dol., i wesprzeć Ukrainę na kwotę 15 mld euro, co miałoby utrzymać kraj w ciągu trzech miesięcy działań wojennych. KE ma oficjalnie przedstawić szczegóły nowego wsparcia finansowego w połowie przyszłego tygodnia, ale obecnie spekuluje się, że miałoby zostać ono zrealizowane w wyniku emisji nowych wspólnych obligacji. ©℗