Położony w południowo-wschodniej Ukrainie Mariupol od początku inwazji jest oblężony przez Rosjan. Mieszkańcy, którym udało się z niego wydostać, relacjonują portalowi Kyiv Independent, że miasto zostało doszczętnie zniszczone. "Tego nie da się nawet do piekła porównać" - ocenia Maria Ruban-Waskewycz, jedna z nich.
44-letnia Maria, która wraz z dwójką dzieci uciekła do Lwowa, opowiada, że nie chciała opuszczać Mariupola "do samego końca". "Do momentu, kiedy na moich oczach został zabity mężczyzna" - wspomina. Jak relacjonuje, ukrywała się w sklepie należącym do jej brata, kiedy Rosjanie zastrzelili przy wejściu do lokalu młodego mężczyznę. "On po prostu tam stał i chciał zapalić papierosa" - wyjaśnia Maria.
Kobiecie i jej dzieciom udało się wydostać z Mariupola dzięki pomocy nieznajomego mężczyzny, który zawiózł ich do Zaporoża, miasta kontrolowanego przez wojska ukraińskie. "Mieliśmy tyle szczęścia. W ciągu miesiąca nasze życie zamieniło się w koszmar. Tego nawet do piekła nie da się porównać" - podkreśla.
"Tego miasta już nie ma"
Inna mieszkanka Mariupola, 40-letnia Anastasia Kiselowa również uciekła do Lwowa; razem z trójką swoich dzieci. Relacjonuje, że jej rodzinne miasto zostało praktycznie zrównane z ziemią w wyniku nieustannych bombardowań rosyjskich. "Tego miasta już nie ma" - mówi kobieta płacząc. Jak wspomina rosyjski ostrzał Mariupola zaczął się już 24 lutego, pierwszego dnia inwazji. "Zrzucali bomby na wszystko - szkoły, bloki mieszkalne, domy prywatne" - opowiada.
Anastasia i jej rodzina przez tydzień ukrywali się w piwnicy swojego bloku zanim opuścili Mariupol. "Płakaliśmy, modliliśmy się i chcieliśmy po prostu przetrwać" - mówi kobieta. Pokazuje zdjęcia, które zrobiła swoim telefonem: widać na nich ciała cywilów leżące na ulicach pokrytych gruzem, zniszczone budynki i spalone samochody. Jak dodaje, wyjechała z miasta swoim samochodem jadącym w konwoju. Rosjanie otworzyli ogień do pojazdów. "Jeden samochód spłonął, pięć osób zostało rannych" - opowiada.
Deportacje w głąb Rosji
Wspomina także, że na obrzeżach Mariupola kilkaset osób oczekiwało na ewakuację. Rosyjscy żołnierze wsadzali ich do autobusów, które miały jechać do okupowanych przez Rosjan miast w obwodzie ługańskim. Według władz ukraińskich, Rosjanie deportowali ok. 40 tys. mieszkańców Mariupola na terytoria kontrolowane przez zależnych od Moskwy separatystów.
W Mariupolu zginęły dziesiątki tysięcy osób - twierdzą władze miejskie. 28-letnia Wioletta Tarasenko relacjonuje w rozmowie z Kyiv Independent, że ona i mieszkańcy jej bloku pochowali ciała zmarłych na podwórku. "Nikt już tego nie liczy. Cmentarze są w każdym parku" - mówi. (PAP)