Emigracja może uchronić Anatolija Czubajsa przed poważniejszymi konsekwencjami niż wyrzuty sumienia. Bo w rosyjskim życiu kogoś wsadzają, ale kogoś wysadzają

19 marca Anatolij Czubajs uczcił na Facebooku 66. urodziny Jegora Gajdara, nieżyjącego już współautora rosyjskich reform lat 90. „W naszych sporach o przyszłość Rosji nie zawsze się z nim zgadzałem. Ale najwyraźniej Gajdar lepiej rozumiał ryzyka strategiczne, a ja nie miałem racji” - napisał. Gajdar przed śmiercią w 2009 r. ostrzegał, że nostalgia za radzieckim imperium i chęć jego szybkiego odbudowania doprowadzi do katastrofy.
- Jeśli kilka dni temu po naszym mieście chodzili ludzie z plakatami „Dobić piątą kolumnę!”, a dziś zabijają Borisa Niemcowa, to zastanówmy się, co będzie jutro - powiedział Czubajs w 2015 r., tuż po śmierci kolegi, którego część opozycji nazywała sumieniem Rosji.
Cały świat już wie, co przyszło jutro. Czubajs też - i dlatego jest jednym z pierwszych przedstawicieli rosyjskiej elity, którzy ze względu na niezgodę na inwazję na Ukrainę porzucili ciepły stołek i wyjechali za granicę.
Naród na smyczy
Urodzony w rodzinie oficera Anatolij Czubajs od kilku lat był już na politycznej emeryturze. Za dawne zasługi Kreml dał mu wprawdzie stanowisko - uwaga - specjalnego przedstawiciela prezydenta Federacji Rosyjskiej do spraw związków z organizacjami międzynarodowymi w celu osiągnięcia celów zrównoważonego rozwoju, ale Czubajs, uważany za twarz systemowego liberalizmu, coraz mniej pasował do totalitaryzującego się w przyspieszonym tempie reżimu. Na dobre przestał pasować 24 lutego, gdy pierwsze rakiety spadły na ukraińskie miasta, a rosyjscy żołnierze przekroczyli granicę sąsiedniego państwa. W zasadzie jego emigracja była kwestią czasu, zwłaszcza odkąd Władimir Putin zaczął głośno mówić to, co w 2015 r. pojawiało się na plakatach. Systemowi liberałowie będą naturalną ofiarą tego polowania.
Złote czasy 66-letniego dziś Czubajsa przypadły na czarne czasy dla Rosji. W latach 90. był szefem urzędu odpowiedzialnego za prywatyzację, wicepremierem od reform gospodarczych, szefem administracji prezydenta Jelcyna. Przez przeciwników jest oskarżany o całe zło tamtych lat. Prywatyzacja zakończyła się rozgrabieniem majątku narodowego i utworzeniem kasty oligarchów, którzy do dziś pasożytują na państwie. Przemiany, choć wprowadziły w Rosji podstawy gospodarki rynkowej i otworzyły drogę do bogacenia się społeczeństwa, w krótkim terminie doprowadziły do szybkiej jego pauperyzacji. W 1996 r. jako szef nieformalnego, alternatywnego sztabu wyborczego Jelcyna w obronie młodej demokracji autoryzował ogromne manipulacje, byle tylko prezydentem nie został komunista Giennadij Ziuganow. Zgodził się na deal: oligarchowie pracują na Jelcyna, a w zamian dostaną kontrolę nad zasobami naturalnymi. Jelcyn wygrał, ale w oczach Rosjan media i instytucje demokratyczne moralnie zbankrutowały.
Michaił Zygar, znakomity publicysta, napisał, że tamte wybory „złamały wiarę narodu w demokrację”. Działalność Czubajsa jako wicepremiera odpowiedzialnego za reformę bankową w 1998 r. każe stawiać pytania, kto doprowadził kraj do bankructwa i czy nie dało się tego uniknąć. Liberalizm, który zawsze promował, wielu Rosjanom kojarzy się właśnie z „lichimi diewianostymi”, nędznymi latami 90. - biedą, bandytyzmem na ulicach, a w najlepszym razie niezrozumiałymi gierkami na szczytach władzy, którym towarzyszą fałszywie brzmiące kawałki o sprawiedliwości i równości wobec prawa. Czubajs jest inteligentnym człowiekiem, doskonale zdaje sobie z tego wszystkiego sprawę. - Udało nam się przynieść do Rosji liberalizm, ale nie udało nam się stworzyć rosyjskiego liberalizmu - powiedział w wywiadzie. Trudno orzec, czy męczyły go wyrzuty sumienia, ale cynizmu w jego wypowiedziach nie dawało się nie zauważyć. - Nie mogliśmy wybierać między uczciwą a nieuczciwą prywatyzacją. Mieliśmy do wyboru bandycki komunizm albo bandycki kapitalizm - mówił.
- To stuprocentowy państwowiec. Nie postrzega się jednak jako liberał zachodniego typu, ale jako liberał w rodzaju tych, którzy pomagali reformować carat za Aleksandra II i później, ktoś jak Siergiej Witte - mówi DGP Natalja Szawszukowa, współpracowniczka Czubajsa z czasów Sojuszu Sił Prawicowych (SPS). - Niejednokrotnie wypowiadał się w tym duchu, że Rosja powinna zachowywać wpływy - przynajmniej gospodarcze - na przestrzeni poradzieckiej. Koncepcja liberalnego imperium, którą proponował SPS, była nieprzypadkowa. Chodziło w niej o to, że Rosja ma pozostać wzorem dla innych państw regionu, zwłaszcza tych słabiej rozwiniętych, a jej misja polega na tym, by nieść kaganek oświaty nierozumnym narodom. Metodami ekonomicznymi, a nie wojskowymi. Poza tym to dziecko radzieckiej inteligencji, która postrzega się jako przeciwieństwo strasznego narodu, nastawionego przeciwko niej samej i postępowi. Dlatego naród trzeba trzymać na smyczy. Putin i jego czekiści - uważał początkowo Czubajs - są więc potrzebni, by zły naród nie przeszkadzał we wprowadzaniu światłych reform. Anatolij Borisowicz to idealista, rycerz poległego imperium. W tym swoim szaleństwie jest szczery - dodaje Szawszukowa.
Jak meszkę
- Tak jest zbudowane rosyjskie życie: kogoś wsadzają, a kogoś wysadzają - powiedział Czubajs w czasie debaty z Aleksiejem Nawalnym na antenie kanału Dożd. Nawalnego najpierw próbowano wysadzić (niedosłownie, bo chciano go zabić za pomocą trucizny), a potem wsadzono. Dożd zamknięto od razu po inwazji na Ukrainę. Jego szef Tichon Dziadko wyemigrował. Czubajs obserwował to wszystko z rosnącymi obawami i ostatecznie poszedł w ślady Dziadki. W czwartek ktoś go sfotografował przy bankomacie w Stambule. Ruda czupryna przykryta czarną czapką z daszkiem, wysoko postawiony kołnierz. Wstydliwy symbol przegranej taktyki dostosowywania się do coraz gorszych warunków. Wszyscy to znamy: „to nie my tworzymy reguły gry”, „gra się tak, jak przeciwnik pozwala”, „trzeba rozmiękczać system od środka”, „jeśli ja odejdę, zostaną sami najgorsi”, „zaangażowanie normalnych cywilizuje reżim”. Czubajs rozmiękczał, cywilizował, nie odchodził i grał, jak mu na to pozwalano, jako dyrektor zajmującej się zaawansowanymi technologiami korporacji Rosnano (2008-2020).
Chichot historii spowodował, że objął to intratne stanowisko w 2008 r., gdy Rosja napadła na Gruzję, wybierając szlak rewizjonizmu i agresji wobec sąsiadów, a na świecie wybuchał kryzys finansowy, który doprowadził do drastycznego spadku cen ropy naftowej i podkopał fundamenty rozwoju rosyjskiej klasy średniej. Choć wybrany w tym samym roku prezydent Dmitrij Miedwiediew zapowiadał modernizację, szansę na nią Rosja właśnie na dobre traciła. Złote lata budżetu się skończyły, a Miedwiediew, zamiast modernizować kraj, sam się z biegiem lat zdemodernizował. Dziś wyzywa wrogów Rosji (w tym przypadku Polaków) od „politycznych imbecyli” nie gorzej od nacjonalisty Dmitrija Rogozina, który pluł na nich zawsze. Rogozin, dzisiaj szef Roskosmosu, innej wielkiej korporacji państwowej, uosabiał to, z czym Czubajs się nie zgadzał. W 2003 r. jako lider listy wyborczej SPS Czubajs mówił o konkurentach z Ojczyzny, którą współkierował Rogozin, że „w kraju podniósł głowę narodowy socjalizm w najbardziej obmierzłej, najgroźniejszej dla Rosji postaci”. Miał rację, ale szef Roskosmosu też uznał, że zaangażowanie w system może go zmienić, więc trzeba dostosować się do reguł gry i korygować go od środka. Dziś Kreml i jego propagandyści mówią Rogozinem, a nie Czubajsem.
Liberałowie stali się piątą kolumną, a Rosjanie mają być dumni, że ich ojczyzna jest „jedynym państwem zdolnym do zamiany Stanów Zjednoczonych w radioaktywny popiół”, jak swego czasu był łaskaw się wyrazić Dmitrij Kisielow, jeden z najwyrazistszych przedstawicieli propagandy państwowej. - Każdy naród, a zwłaszcza rosyjski, zawsze zdoła odróżnić prawdziwych patriotów od drani i zdrajców, i po prostu wypluje ich, jak się wypluwa przypadkiem wlatującą do ust meszkę, wypluje na podłogę - mówił 16 marca Putin, którego przed 25 laty to właśnie Czubajs polecił do pracy w administracji Jelcyna jako „silnego człowieka, który dał się poznać w Petersburgu”. Obecny prezydent już wcześniej sugerował, że wokół Czubajsa w latach 90. kręciło się mnóstwo współpracowników amerykańskiej Centralnej Agencji Wywiadowczej. Emigracja może więc uchronić Czubajsa przed dużo poważniejszymi konsekwencjami niż wyrzuty sumienia. Nie chciał zostać wypluty na podłogę, zwłaszcza gdyby miała ona okazać się podłogą, na którą przez ostatni rok pluje Nawalny. Poza tym w rosyjskim życiu kogoś wsadzają, ale kogoś wysadzają. ©℗