Pentagon z rezerwą odnosi się do pomysłu przekazania USA, a następnie Ukrainie, polskich myśliwców MiG-29. Ale Amerykanie nad Wisłę wysyłają dwie baterie rakiet Patriot

Wzmocnienie wschodniej flanki NATO, sankcje wymierzone w Rosję, pomoc humanitarna i wojskowa dla Ukrainy oraz temat polskich myśliwców MiG-29 – to główne sprawy, które zostaną omówione w trakcie czwartkowej wizyty wiceprezydent USA Kamali Harris w Warszawie. Wiemy, że nad Wisłą numer dwa amerykańskiej polityki spotka się z prezydentem Andrzejem Dudą oraz premierem Mateuszem Morawieckim. A także że dzień później skieruje się do Rumunii, drugiego po Polsce największego kraju wschodniej flanki NATO.
Polską stolicę Harris odwiedza w trakcie – jak to ujmuje Associated Press – „niespodziewanych zawirowań dyplomatycznych” między Waszyngtonem i Warszawą i „rzadkim momentem braku harmonii” w zjednoczonym wysiłku wspierania Ukrainy przez NATO. Sprawa rozbija się o ewentualne przekazanie do amerykańskiej bazy Ramstein w Niemczech polskich myśliwców MiG-29, do czego gotowość wyraził polski MSZ. Następnie – będąc już w dyspozycji USA – maszyny te mogłyby zostać skierowane do Ukrainy, gdzie za ich sterami zasiedliby lokalni piloci. By nie osłabiać swoich sił powietrznych, strona polska w zamian chciałby otrzymać od Stanów Zjednoczonych myśliwce o analogicznych zdolnościach operacyjnych.
Do wystosowanej publicznie oferty resortu Zbigniewa Raua Pentagon odniósł się sceptycznie. Podkreślając, że nad sprawą jeszcze toczyć się będą rozmowy, rzecznik amerykańskiego ministerstwa obrony John Kirby poinformował, że Amerykanie „nie uważają, by polska propozycja była możliwa do utrzymania”. „Washington Post” donosił, że amerykańscy dyplomaci ruchem Warszawy byli „wprawieni w osłupienie”, podsekretarz stanu Victoria Nuland mówiła w Kongresie, że nie był on wcześniej konsultowany. W otoczeniu Bidena panuje przekonanie, że Polska niepotrzebnie sprawę rozgrywa publicznie.
Inną perspektywę ma Warszawa, co nad Wisłą będzie próbowała zrozumieć Harris. Polscy dyplomaci wyrażają frustrację tym, że bez konsultacji z nimi sekretarz stanu Antony Blinken powiedział w niedzielnej rozmowie ze stacją CBS, że Stany Zjednoczone dają sojusznikom NATO „zielone światło” na przekazanie samolotów bojowych Ukrainie. Warszawa jest gotowa na taki krok, ale zależy jej na tym, by tak szeroko, jak to możliwe, odbyło się to w ramach NATO. Przy woli pomocy wojskowej dla Ukrainy jednostronna decyzja rządu uznawana jest w obecnych okolicznościach za zbyt duże ryzyko. Polska chce, by odpowiedzialność za taki ruch była współdzielona przez ich sojuszników, głównie Stany Zjednoczone.
Źródło DGP związane z armią USA nie wyklucza, że powodem zamieszania jest to, że na sytuację inne spojrzenie mógł mieć Departament Stanu i Pentagon. „Politycy i dyplomaci szukają sposobów, by pomóc Ukrainie i nie dopuścić do wojny NATO–Rosja. Ale to Pentagon najlepiej wie o logistycznych i wojskowych szczegółach. I o tym, jakie operacje w obecnych warunkach są tak złożone i delikatne, że być może nawet niemożliwe” – przyznaje nasz rozmówca.
Na nieco ponad dobę przed przylotem Harris do Europy Środkowej Pentagon poinformował, że do Polski wysłane zostaną dwie baterie systemów obrony przeciwrakietowej Patriot. O takiej możliwości jako jedna z pierwszych informowała stacja CNN, oprócz Patriotów nie wykluczając przy tym także systemu THAAD. Szczegóły operacji nie są znane, ale wszystko robione jest oczywiście po to, by zwiększyć bezpieczeństwo wschodniej flanki NATO przed ewentualnym atakiem ze strony Rosji. To będzie dodatkowe wsparcie Sojuszu Północnoatlantyckiego dla Polski pełniącej rolę hubu pomocowego dla Ukrainy. Nad niebem na wschodzie naszego kraju od początku wojny aż roi się od sojuszniczych maszyn – transportowców, myśliwców, powietrznych tankowców oraz samolotów wczesnego ostrzegania klasy AWACS. W polskiej przestrzeni powietrznej operują m.in. francuskie rafale oraz amerykańskie i holenderskie F-16 i F-35. W każdej chwili gotowe stawić czoła agresji.
Po drugiej stronie naszej wschodniej granicy jakiekolwiek użycie sił powietrznych NATO jest na ten moment wykluczone. Blinken mówił o tym wprost, argumentując to tym, że oznacza to zbyt duże ryzyko konfliktu z siłami rosyjskimi i rozpoczęcia wojny NATO–Rosja. Pomysł ten odrzucił na razie także sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg. Warto przy tym podkreślić, że na łamach „Politico” grupa wpływowych amerykańskich ekspertów, w tym byłych dyplomatów, opublikowała list otwarty do administracji Bidena, w którym wezwała do ustanowienia nad Ukrainą „ograniczonej strefy zakazu lotów”, by chronić korytarze ewakuacyjne dla cywilów.
Przez USA granice wyznaczone są jasno. Przed wojną i w jej trakcie Biden wielokrotnie deklarował, że żaden amerykański żołnierz nie pojedzie walczyć w Ukrainie. Równocześnie zapewniał o świętości zapisów Traktatu północnoatlantyckiego i zobowiązań USA wobec wszystkich sojuszników NATO. Oczekuje się, że w trakcie wojny ukraińsko-rosyjskiej deklaracje te zostaną przez Harris powtórzone w Warszawie i Bukareszcie. Wizyta w Europie Środkowej w trakcie konfliktu zbrojnego to zarazem jedno z większych wyzwań w karierze uznawanej za nieco nieopierzoną w polityce zagranicznej wiceprezydent. „Czasy są trudne. Nie chcemy żadnych gaf czy niezręczności” – słyszymy od polskiego urzędnika.
Oprócz kwestii wojskowych uwaga Harris skierowana będzie także na sprawy humanitarne, traktowane przez Biały Dom jako wyzwanie dla całego regionu. We wtorek Biden deklarował, że Stany Zjednoczone „będą współodpowiedzialne za opiekę nad uchodźcami, tak by koszty nie spadały jedynie na kraje europejskie graniczące z Ukrainą”. Prezydent USA oczekuje, że Kongres przegłosuje warty 14 mld dol. pakiet pomocowy dla Ukrainy i jej sojuszników z Europy Środkowo-Wschodniej. ©℗