Jakich działań spodziewa się pan po stronie Turcji w najbliższym czasie? Będzie próbowała balansować między Rosją a Ukrainą?
Sądzę, że tureccy politycy teraz sobie wszystko kalkulują. Decyzje będą zależały od tego, co zrobią NATO i Rosja, a właściwie kluczowe jest to, jak Turcy będą ich działania postrzegać. Jeśli Sojusz Północnoatlantycki podejmie działania, które Turcja uzna za wystarczająco silną odpowiedź na działania rosyjskie, to niewykluczone, że zwróci swoją politykę w jeszcze bardziej proukraińskim kierunku. Natomiast jeśli NATO podejmie działania, które będą przez Turków postrzegane za niewystarczające, dla Turcji będzie to kolejny dowód, że nie jest efektywnym sojuszem. Turcja ma zupełnie inne spojrzenie na NATO niż my, bo mają swoje doświadczenia z wojny w Syrii. W takiej sytuacji możemy mieć problem z przyszłością Turcji w Sojuszu, bo może ona dojść do wniosku, że NATO nie jest przydatne dla jej bezpieczeństwa.
Co dla Ankary oznacza słowo „niewystarczające”?
Turcy najchętniej widzieliby wojska NATO w Ukrainie. Oczywiście, nie mówią tego w oficjalnych przekazach, ale w nieoficjalnych już tak. To jest rzecz nierealna. Wiemy to np. po wystąpieniach prezydenta USA Joego Bidena. Ale wzmocnienie roli Amerykanów i NATO na wschodniej flance, wsparcie dla Turcji na południowej flance oraz znaczące sankcje, które będą szły przez NATO, to może być coś, co Turcję przekona. Sądzę, że aktywowanie przez NATO, po raz pierwszy w historii, tzw. szpicy (postawienie w stan gotowości sił szybkiego reagowania – red.) to mocny sygnał dla Ankary. Świadczy o tym choćby brak krytyki tej decyzji natowskiego szczytu.
Brak tych kroków popchnie prezydenta Turcji w ramiona Putina?
Ostatecznie Recepa Erdoğa na w ramiona Władimira Putina może popchnąć sytuacja, w której Rosja doprowadza do trwałej zmiany porządku międzynarodowego. Trzeba jednak pamiętać, że patrzymy na Turcję przez pryzmat Erdoğana, zwraca się uwagę na wspólny sposób myślenia, mentalność Erdoğana i Putina; postrzega się elity polityczne obu państw jako rewizjonistyczne, jeśli chodzi o porządek międzynarodowy. To znaczy, że zgadzają się co do tego, iż tzw. liberalny porządek międzynarodowy jest dla nich zagrożeniem. Tymczasem Ankara ma też pewne stałe interesy, niezależne od tego, kto jest u władzy. Chodzi np. o to, że umocnienie Rosji w basenie Morza Czarnego jest zagrożeniem dla bezpieczeństwa Turcji, a to będzie podstawowy skutek ustanowienia rosyjskiego panowania nad Ukrainą. I to jest coś, o czym musimy pamiętać.
Jakie byłyby potencjalne konsekwencje zbliżenia z Putinem?
Oznaczałoby to, że Turcja stanie się państwem rewizjonistycznym. Przede wszystkim doszłoby do zmiany stosunku wobec Grecji i Cypru. To dwa konflikty tureckie, gdzie jej żądania by się rozbudziły. W dalszym ciągu traktuję jednak scenariusz przejścia Turcji na stronę rosyjską jako mało prawdopodobny.
ikona lupy />
fot. materiały prasowe
dr Karol Wasilewski, analityk ds. Turcji w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych