Brytyjski premier odwiedził Brukselę i Warszawę, a jego szefowa dyplomacji – Moskwę. Ta druga wizyta przebiegła w lodowatej atmosferze.

– To najbardziej niebezpieczny moment największego kryzysu bezpieczeństwa w Europie od dekad – mówił Boris Johnson na wspólnej konferencji prasowej z Jensem Stoltenbergiem, sekretarzem generalnym Sojuszu Północnoatlantyckiego. Podczas tego wystąpienia Norweg powiedział, że Sojusz ponowił zaproszenie dla Moskwy na kolejne posiedzenie Rady NATO–Rosja. Jednak atmosfera wciąż jest gorąca, co podkreśliła czwartkowa wizyta szefowej brytyjskiej dyplomacji Liz Truss w Moskwie. Jej konferencja prasowa z rosyjskim ministrem Siergiejem Ławrowem była pełna napięć. Brytyjska polityk wezwała, by Rosja odstąpiła od zimnowojennej retoryki.
Z kolei w piątek Moskwę odwiedził brytyjski sekretarz obrony Ben Wallace, który spotkał się ze swoim rosyjskim odpowiednikiem Siergiejem Szojgu. „Konstruktywna i szczera” rozmowa nie doprowadziła do przełomu. Co gorsza, w wywiadzie udzielonym przez Wallace’a dziennikowi „The Times” minister powiedział, że wysiłki dyplomatyczne wokół Ukrainy „pachną nieco Monachium”, w nawiązaniu do konferencji z 1938 r., podczas której mocarstwa dały hitlerowskim Niemcom wolną rękę w zajęciu części Czechosłowacji w nadziei na uniknięcie wojny. Szef brytyjskiego resortu obrony nie wskazał jednak palcem, który kraj uważa za słabe ogniwo zachodnich wysiłków dyplomatycznych. Jednak w sobotę Pałac Elizejski po rozmowie telefonicznej Emmanuela Macrona z Władimirem Putinem wskazał, że nie zanosi się, jakoby rosyjski prezydent chciał zaatakować Ukrainę, a Niemcy wciąż nie zdecydowały się jednoznacznie zadeklarować, że w razie dalszej eskalacji zablokują uruchomienie gazociągu Nord Stream 2.
W czwartek po południu premier Boris Johnson spotkał się z kolei w Warszawie z polskim premierem Mateuszem Morawieckim. Poza kolejnymi zapewnieniami o jedności sojuszników nie zabrakło również konkretów – do Polski przybyło 350 żołnierzy piechoty morskiej. Jak informuje KPRM, „brytyjscy żołnierze będą wspierać polskie siły zbrojne w zakresie wspólnych ćwiczeń, planowania awaryjnego i budowania potencjału w obliczu gromadzenia sił rosyjskich na granicy z Ukrainą”. W ostatnich miesiącach zwyczajowo dobra polsko-brytyjska współpraca w zakresie obronności zaczęła się zacieśniać. Brytyjscy żołnierze już od 2016 r. stacjonują w Polsce w ramach batalionowej grupy bojowej w Orzyszu. Ale do tych 150 żołnierzy w ubiegłym roku podczas kryzysu na granicy z Białorusią dołączyło kolejnych 100 saperów. W sumie teraz będzie ich ponad 500.
W połowie listopada 2021 r. urzędnicy resortu obrony ogłosili też, że w ramach programu Narew – pozyskania zestawów rakietowych obrony powietrznej krótkiego zasięgu – rozmowy o pociskach, czyli kluczowym elemencie systemu, w pierwszej kolejności będą prowadzone z brytyjską MBDA. Będą one dotyczyć zakresu i ceny transferu technologii. Na poziomie politycznym jest zgoda na szeroki zakres sprzedaży tej technologii, choć kwestią sporną będzie cena. Biorąc pod uwagę, że Narew to największy program zbrojeniowy, na którym ma się opierać przyszłość Polskiej Grupy Zbrojeniowej, współpraca z zagranicznym partnerem będzie trwała latami, a Brytyjczycy są obecnie pierwszym wyborem. Drugim ważnym programem, w którym możliwy jest wybór oferty brytyjskiej, jest budowa trzech fregat typu Miecznik, co oficjalnie ma kosztować 8 mld zł, a patrząc na historię tego typu zakupów, może wynieść więcej. Tutaj brytyjski Babcock rywalizuje z hiszpańską Navantią i niemieckim ThyssenKrupp Marine Systems.

Kryzys dał Johnsonowi chwilę oddechu

Sytuacja na wschodzie Europy nieco wyciszyła pytania o polityczną przyszłość szefa brytyjskiego rządu. Jeszcze na początku miesiąca wydawało się niemal pewne, że niebawem Boris Johnson będzie musiał walczyć o możliwość pozostania na stanowisku. Teraz plotki te ucichły, m.in. ze względu na wciąż trwające śledztwo policji w sprawie przyjęć organizowanych przez współpracowników premiera w czasie obowiązywania restrykcji covidowych, ale też przez niepewność co do tego, kto miałby zastąpić Johnsona.
Najbardziej prawdopodobnym kandydatem wydaje się kanclerz skarbu Rishi Sunak, który jednak nie zdecydował się wystąpić otwarcie przeciw swojemu szefowi, chociaż chrapkę na najwyższy urząd w państwie ma i podobno wcale się z tym nie kryje przed współpracownikami. Kolejną kandydatką może być obecna szefowa dyplomacji Liz Truss, która jest całkiem popularna w Partii Konserwatywnej, ewentualnie jej poprzednik na tym stanowisku Dominic Raab, który nigdy nie ukrywał apetytu na mieszkanie przy Downing Street. Ktokolwiek by zastąpił Johnsona, jedno jest pewne: po brexicie jest mało prawdopodobne, żeby był to ktoś ze skrzydła partii, które opowiadało się za pozostaniem w Unii Europejskiej.
Jakub Kapiszewski