- Przywódcy państw regionu uważają, że jeśli Iran powróci na arenę międzynarodową wzmocniony, to lepiej będzie utrzymywać z nim pozytywne relacje - uważa Sara Nowacka, analityczka ds. państw arabskich w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych.

Sara Nowacka, analityczka ds. państw arabskich w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych / Materiały prasowe
Władze Zjednoczonych Emiratów Arabskich wysłały niedawno do Teheranu swojego doradcę ds. bezpieczeństwa narodowego na spotkanie z prezydentem Ebrahimem Ra’isim, a Iran otworzył w Arabii Saudyjskiej biuro Organizacji Współpracy Islamskiej. W ubiegłym tygodniu wspierany przez Teheran ruch Huti przeprowadził jednak śmiertelny atak na Abu Zabi. Dlaczego do niego doszło, skoro mieliśmy ostatnio do czynienia z deeskalacją napięć z państwami Zatoki Perskiej?
W 2019 r. Emiraty wycofały się fizycznie z Jemenu. Wspierały tylko walczące tam prorządowe bojówki. Organizowały szkolenia i dostarczały broń. Tylko że od roku trwa tam walka o strategiczny, bogaty w zasoby mineralne region Marib. Prowincję wciąż kontroluje uznawany na arenie międzynarodowej rząd, ale ruch Huti z powodzeniem zdobywa kolejne jego części. Niedawno bojówkom wspieranym przez ZEA udało się przenieść do prowincji Szabwa, która jest położona niedaleko Maribu. Ich obecność tam okazała się kluczowa dla przejęcia Maribu przez siły sprzyjające jemeńskiemu rządowi. W odpowiedzi Huti poinformowali, że rozpoczną ataki na terytorium Zjednoczonych Emiratów. Chcieli w ten sposób podnieść koszty Emiratów związane z ich zaangażowaniem w Jemenie. Jest to o tyle istotne, że Emiraty są państwem, dla którego bardzo ważna jest reputacja stabilnego i bezpiecznego hubu turystycznego, transportowego czy handlowego. Dlatego uderzenie w cele cywilne - blisko lotniska czy różnych centrów międzynarodowej aktywności gospodarczej - jest bardzo symboliczne.
Jakie konsekwencje w relacjach Iranu z państwami Zatoki może nieść za sobą ten atak?
Pojawia się pytanie, na ile ten atak był z Iranem konsultowany. Relacje Teheranu z państwami Zatoki faktycznie poprawiły się w ostatnim czasie. Szczególnie Arabia Saudyjska i ZEA wykazywały się bardziej koncyliacyjnym podejściem. Odbyły się m.in. cztery rundy rozmów Irańczyków z Saudyjczykami. Istnieje szansa na prawdziwy przełom, ale nic konkretnego jeszcze strony nie ustaliły. Oba państwa wysyłają zresztą sprzeczne sygnały. Irańczycy mówią, że wszystko idzie zgodnie z planem, ale Saudyjczycy podkreślają, że rozmowy mają dopiero charakter wstępny. Teheran próbuje prowadzić rozmowy dla samych rozmów. Nie jest w stanie zobowiązać się do jakichkolwiek konkretnych działań w tak krótkim terminie, a Rijad interesuje tylko konkretna zmiana w aktywności Iranu w regionie i programie balistycznym. Wydaje mi się, że te rozmowy nie zaszły więc na tyle daleko, by atak mógł w znaczący sposób wpłynąć na ich dalszy przebieg. Dużo bardziej zaawansowane są rozmowy z Emiratami. Toczą się od 2019 r. Pytanie, na ile ZEA te dwie sprawy powiążą. Iran może na tych rozmowach skorzystać. Przede wszystkim gospodarczo. Jeśli Abu Zabi postanowi wykorzystać to w kolejnych rozmowach z Teheranem i uwarunkować dalsze postępy w ocieplaniu relacji ograniczeniem wsparcia dla Huti, to być może okaże się ono dla Iranu bardziej kosztowne. To wciąż jednak etap wróżbiarstwa. W końcu władze w Teheranie od lat wspierają bojówki w Iraku czy Libanie i nie wydarzyło się dotychczas nic, co mogłoby to ograniczyć. Można się zastanawiać więc, czy państwa Zatoki mają aż taką moc sprawczą, by wpłynąć na Iran w tym zakresie. Zwłaszcza że dla Iranu wojna w Jemenie nie jest bardzo kosztowna. To Arabia Saudyjska inwestuje w ten konflikt znacznie więcej.
Do tego wszystkiego dochodzą negocjacje nuklearne w Wiedniu. Czy państwa regionu czują presję, by zakończyły się sukcesem?
Ich podejście jest dość ambiwalentne. Jeszcze do niedawna arabskie państwa Zatoki były przeciwne temu, by znosić nałożone na Iran sankcje. We wrześniu odbyło się jednak spotkanie ministrów spraw zagranicznych państw Rady Współpracy Zatoki Perskiej z sekretarzem stanu USA Antonym Blinkenem, podczas którego zaznaczali, że ich stosunek do wznowienia umowy jest pozytywny. Oczywiście kluczowe jest dla nich włączenie do rozmów interesów państw Zatoki. Chodzić miałoby m.in. o to, by poza aktywnością nuklearną Iranu została poruszona także kwestia jego działalności w regionie. Z perspektywy Arabii Saudyjskiej i ZEA, których interesy w znacznym stopniu dominują w Radzie, regionalne interwencje Iranu są nie tylko destabilizujące, ale też zagrażają trwałości rządów panujących tam monarchii. Przywódcy Zatoki uważają, że jeśli Iran powróci na arenę międzynarodową wzmocniony gospodarczo, to lepiej będzie utrzymywać z nim w miarę pozytywne relacje. Dzięki temu będą mogli uniknąć głębszej destabilizacji Bliskiego Wschodu i przy okazji w jakimś stopniu wpływać na irańską politykę regionalną. Potencjalnie staną się również istotnymi partnerami gospodarczymi. Wydaje mi się, że fakt ten motywuje Abu Zabi i Rijad do prowadzenia rozmów z Teheranem.
Czy mogą zyskać coś jeszcze na powrocie do umowy?
Przywódcom państw Zatoki zależy na umocnieniu wizerunku autokracji jako najbardziej stabilizującej siły w regionie. Chcą pokazać, że to właśnie oni są władcami, którzy potrafią porozumieć się z państwami dotychczas postrzeganymi jako ich rywale. Dzięki temu będą mogli udowodnić, że są wiarygodnymi i kompetentnymi partnerami. W trakcie swojej kampanii wyborczej prezydent Joe Biden określił bowiem Arabię Saudyjską „międzynarodowym pariasem”. Słowa te świadczyły o tym, że współpraca Stanów Zjednoczonych z państwami Zatoki Perskiej będzie ograniczana. Częściowo ze względu na interesy Stanów Zjednoczonych, ale elementem niechęci prezydenta USA do monarchów arabskich były także naruszenia praw człowieka i brak jakiejkolwiek skłonności do demokratyzacji. Jeśli państwa te pokażą się teraz jako stabilizatorzy sytuacji w regionie, to jednocześnie zniechęcą Zachód do prowadzenia izolacjonistycznej polityki wobec nich. Agenda demokratyczna i prawnoczłowiecza cały czas będzie częścią polityki USA, ale być może nie będzie aż tak wpływać na traktowanie arabskich monarchów. Do tego dochodzą także korzyści gospodarcze. Przed wycofaniem się USA z umowy ZEA były bowiem drugim największym eksporterem do Iranu. ©℗
Rozmawiała Karolina Wójcicka