Rosjanie zaczęli przerzucać wojska na Białoruś przed planowanymi na połowę lutego manewrami Sojuznaja Rieszymost 2022 (Związkowe zdecydowanie 2022). Żołnierze ze sprzętem pojawili się niedługo po tym, jak władze w Mińsku ogłosiły zamiar zorganizowania ćwiczeń.
Rosjanie zaczęli przerzucać wojska na Białoruś przed planowanymi na połowę lutego manewrami Sojuznaja Rieszymost 2022 (Związkowe zdecydowanie 2022). Żołnierze ze sprzętem pojawili się niedługo po tym, jak władze w Mińsku ogłosiły zamiar zorganizowania ćwiczeń.
W latach 2014–2015 Białoruś starała się zachowywać sytuacyjną neutralność wobec wojny rosyjsko-ukraińskiej. Tym razem gra w jednym zespole z Kremlem i równolegle do Rosjan prowadzi własną kampanię propagandową wymierzoną w południowego sąsiada.
Wczoraj podano szczegóły ćwiczeń, które mają potrwać od 10 do 20 lutego. Na Białoruś trafią dwa dywizjony systemów rakietowych S-400, dywizjon rakietowy Pancyr-S i 12 myśliwców Su-35. W sumie w manewrach ma wziąć udział poniżej 13 tys. żołnierzy, czyli poniżej poziomu, który zgodnie z prawem międzynarodowym wymagałby zaproszenia zagranicznych obserwatorów. Tym razem wspólnie z Białorusinami mają ćwiczyć żołnierze z Zachodniego Okręgu Wojskowego, czyli z rosyjskiej Syberii. Manewry odbędą się na pięciu poligonach i czterech lotniskach wojskowych rozrzuconych po całej Białorusi, w tym na poligonie w Brześciu niedaleko granicy z Polską i w Hoży na litewskiej granicy w pobliżu granic obu tych państw z Polską. – W sprawie przeprowadzenia ćwiczeń prezydenci Federacji Rosyjskiej i Republiki Białorusi porozumieli się jeszcze w grudniu zeszłego roku – mówił wiceminister obrony Rosji Aleksandr Fomin.
O planach manewrów Alaksandr Łukaszenka poinformował dopiero w poniedziałek, gdy pierwsi rosyjscy żołnierze byli już w drodze na manewry. Białoruski przywódca tłumaczył to zagrożeniem ze strony NATO i Ukrainy. – Ukraina kontynuuje koncentrację sił Gwardii Narodowej i radykalnych nacjonalistów. To jeszcze gorzej niż natowscy żołnierze, w dodatku w bezpośredniej bliskości granicy państwowej naszego kraju – mówił podczas poniedziałkowej narady z wojskowymi. – Pretekstem jest walka z migrantami, ale migranci nawet w strasznym śnie tam nie trafiają. I my świetnie rozumiemy, że migranci nie zamierzają iść na Ukrainę – przekonywał, dodając, że „to mają być normalne ćwiczenia dla wypracowania pewnej koncepcji w konflikcie z siłami Zachodu (Bałtowie i Polska) i Południa (Ukraina)”. W ten sposób Łukaszenka połączył sprowokowany przez siebie późną wiosną 2021 r. kryzys migracyjny z rosyjskimi pogróżkami pod adresem Ukrainy, które przybrały na sile jesienią zeszłego roku.
Władze ukraińskie zdementowały informacje, jakoby koncentrowały swoje siły na granicy z Białorusią. „Manipulacyjne oświadczenia prokremlowskich polityków i przedstawicieli państw satelickich Federacji Rosyjskiej nie odpowiadają rzeczywistości, są polityczną manipulacją i częścią wojny informacyjnej wymierzonej w Ukrainę” – napisał rzecznik Służby Bezpieczeństwa Ukrainy Artem Dechtiarenko. Jednocześnie Kijów w listopadzie 2021 r. wzmocnił ochronę własnych granic w ramach operacji „Polissia” w obawie, że Łukaszenka skieruje falę bliskowschodnich migrantów na południe. Na razie jednak ukraińskie władze odnotowały tylko jedną taką próbę. 15 obcokrajowców z Bliskiego Wschodu zostało zawróconych na Białoruś z jednego z przejść granicznych, ponieważ – jak podano – nie byli w stanie wytłumaczyć celu swojej podróży na Ukrainę.
Polityka Łukaszenki zmieniła się w porównaniu do lat 2014–2015 i najgorętszej fazy wojny rosyjsko-ukraińskiej. Białoruś zaoferowała wówczas własne usługi jako miejsce dla rozmów pokojowych, nie uznała aneksji Krymu, a nawet dostarczała Ukraińcom ciężarówki i remontowała na swoim terenie wojskowe śmigłowce. Tym razem Łukaszenka, osłabiony protestami 2020 r., zachodnimi sankcjami i izolacją, jednoznacznie wspiera Władimira Putina, deklarując, że w razie eskalacji wesprze Rosję wszelkimi środkami politycznymi, gospodarczymi i dyplomatycznymi. Łukaszenka oświadczył też, że uważa anektowany w 2014 r. Krym za rosyjski. Białoruska propaganda prowadzi zaś antyukraińską kampanię porównywalną do tej z rosyjskich mediów państwowych.
„Ukraińcy biegną przed parowozem. Albo lepiej powiedzieć: przed amerykańskim pancernikiem. Może takie zadanie dostali od swoich bossów z Waszyngtonu? Oczyścić dla NATO drogę do zmasowanej wojny przeciw Rosji i Białorusi… Żeby nie było wielkiej wojny, trzeba w zarodku zdusić małą ukraińską” – rozważał niedawno na łamach państwowej „Minskiej praudy” jej komentator Wadzim Jałfimau. Dla Ukrainy pytanie, czy w razie pełnowymiarowej inwazji Rosjanie wykorzystają Białoruś, ma znaczenie strategiczne. Poza koniecznością ochrony 1974 km granicy lądowej z Rosją i 452 km z separatystycznym Naddniestrzem należałoby dodać 975 km niepewnej linii granicznej z Białorusią. Wykorzystanie terytorium sojusznika mogłoby ułatwić Rosjanom otoczenie Kijowa, choć bagniste tereny białorusko-ukraińskiego pogranicza nie należą do najłatwiejszych do pokonania przez ciężki sprzęt wojskowy, zwłaszcza w razie wiosennych roztopów. O rosyjskich planach zakładających rozwinięcie ofensywy z wykorzystaniem terytorium Białorusi pisał jesienią niemiecki „Bild”. ©℗
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama