Duża liczba nowych przypadków zachorowań na COVID-19, kryzys wywołany przez Rosję na granicy z Ukrainą i rosnące ceny energii to pierwsze wyzwania dla nowego rządu Republiki Federalnej Niemiec

Nowym kanclerzem zostanie jutro Olaf Scholz z Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (SPD). Wczoraj Zieloni jako ostatni z trzech koalicjantów zakończyli wewnątrzpartyjne głosowanie, w którym poparli niedawno wynegocjowaną umowę koalicyjną, a na specjalnej konferencji przyszły szef rządu zaprezentował ministrów z własnej partii.
Najwięcej komentarzy dotyczyło osoby Karla Lauterbacha, który zostanie ministrem zdrowia, a wcześniej wypowiadał się przeciw zbyt szybkiemu luzowaniu obostrzeń. - Pandemia będzie trwała dłużej, niż wielu myślało, ale damy radę. Naprawimy system - wygramy tę walkę. Do kolejnych pandemii będziemy przygotowani lepiej niż do tej - zapowiedział polityk, który jest również lekarzem i w czasie pandemii zyskał popularność, często wypowiadając się w mediach z pozycji eksperta.
To właśnie pandemia jest największym wyzwaniem, z którym musi się zmierzyć nowy rząd. W Niemczech od ponad dwóch tygodni dzienna liczba zakażeń przekracza 50 tys. W najbardziej dotkniętych regionach system zdrowotny się zatyka i trzeba przenosić pacjentów do innych placówek. Już teraz za Odrą obowiązuje zasada 2G, co oznacza, że w miejscach publicznych z nielicznymi wyjątkami (np. sklepy spożywcze) będą mogły przebywać tylko osoby zaszczepione albo ozdrowieńcy (geimpft + genesen). Ograniczenia imprez masowych będą obowiązywały także w sylwestra.
„Lockdown dla niezaszczepionych ma skłaniać do poddania się wakcynacji. Z deklaracji przyszłego kanclerza Scholza wynika, że rząd RFN będzie dążył do wykonania do końca roku 30 mln szczepień - w tym regularnych i dawek przypominających. Osiągnięcie tego celu zależy m.in. od poprawy infrastruktury (np. ponownego otwarcia zamkniętych pod koniec lata centrów szczepień), zwiększenia liczby dostarczanych do punktów dawek oraz włączenia w akcję aptek i przychodni stomatologicznych. Koordynacją akcji będzie kierować szef nowo powołanego sztabu kryzysowego w Urzędzie Kanclerskim generał Carsten Breuer” - pisze w swoim komentarzu Kamil Frymark z Ośrodka Studiów Wschodnich.
Głosy czołowych polityków dotyczące ewentualnego przymusu szczepienia i wprowadzane obostrzenia wywołują protesty, ale w Niemczech są one znacznie słabsze niż w sąsiedniej Austrii, gdzie taki obowiązek już wprowadzono. W Wiedniu kilka dni temu demonstrowało ponad 40 tys. osób, a w sobotę w Berlinie w nielegalnej demonstracji udział wzięło mniej niż tysiąc uczestników. Wydaje się, że w tej fali pandemii dojdzie do lepszej koordynacji działań na linii rząd federalny - rządy krajowe i na pewno nie będzie już trwających długie godziny nasiadówek, w czasie których niektórzy premierzy krajów związkowych grali w gry na smartfonach. W tej sferze czas Angeli Merkel definitywnie się skończył i powrotu takiego modus operandi nie będzie.
To już nie jest jednak takie oczywiste przy kolejnym czającym się za progiem problemie - kryzysie na granicy ukraińskiej. To, że Rosja zgromadziła tam olbrzymie siły wojskowe, nawet w Niemczech nie podlega dyskusji. Tym bardziej że podczas ubiegłotygodniowego spotkania ministrów spraw zagranicznych państw NATO Stany Zjednoczone i inni sojusznicy szeroko prezentowali dane wywiadowcze, które to potwierdzają. - Nie wiemy, czy prezydent Władimir Putin już podjął decyzję o inwazji na Ukrainę. Ale wiemy, że stworzył możliwości, by taką decyzję szybko wykonać. Przygotowujemy się na różne scenariusze - mówił amerykański sekretarz stanu Antony Blinken podczas spotkania w Rydze.
Różnice zdań są w kwestii interpretacji tych danych. Portal Politico dotarł do analizy, która została przygotowana dla Komisji Europejskiej. Można w niej przeczytać, że „Stany Zjednoczone uważają rosyjskie zagrożenie eskalacją militarną za poważne i mają dużą pewność, że nie jest to blef Putina”. Jednocześnie analitycy twierdzą, że „z powodu braku wsparcia logistycznego armia rosyjska potrzebowałaby od jednego do dwóch miesięcy, aby zmobilizować się do pełnej inwazji, a ponadto jej ogólna słabość logistyczna uniemożliwia poważną inwazję”. Wątek problemów logistycznych pojawił się kilka dni temu również na specjalistycznym portalu Warontherocks.com.
Takie podejście, raczej umniejszające rosyjskie zagrożenie, jest bliskie niemieckim decydentom. - Wydaje się, że nie doceniają tego niebezpieczeństwa - mówi jeden z naszych rozmówców znających kulisy spotkań w Rydze. Ten kryzys, być może wojna, dzieje się w momencie, gdy stery w niemieckim Ministerstwie Spraw Zagranicznych przejmuje Annalena Baerbock, liderka Zielonych. Jej retoryka jest ostrzejsza niż ta z czasów rządów Merkel, ale problemem, który Rosja postara się wykorzystać, może się okazać jej brak doświadczenia w pełnieniu funkcji publicznych. Trzecią kwestią, z którą rząd Scholza będzie musiał się szybko zmierzyć, są drożejące ceny energii i inflacja, która według urzędu statystycznego w listopadzie przekroczyła 5 proc. Tutaj jednak pole działania Berlina będzie ograniczone, ponieważ stopy procentowe ustala Europejski Bank Centralny.