Jan Kubik - antropolog polityczny, profesor w instytucie nauk Politycznych na amerykańskim uniwersytecie Rutgersa, profesor slawistyki i Studiów Wschodnio-Europejskich na university College London. Zajmuje się zjawiskami na styku polityki i kultury, polityką protestu, transformacjami w krajach postkomunistycznych i populizmem

Kieruje pan międzynarodowym zespołem ekspertów badających populizm - co się takiego wydarzyło, że populiści są tak silni w Europie Wschodniej?

Wpływ na to ma kilka czynników. Na pewno transformacja systemowa - cena, którą ludzie zapłacili za zmiany, jest nierówno rozłożona na poziomie klas społecznych oraz regionalnie. Ludzie mieszkający w małych miastach, rejonach poprzemysłowych czy na wsiach mają poczucie osamotnienia. Odwróciły się od nich elity polityczne, które forsowały własne wartości, a państwo i jego instytucje w coraz mniejszym stopniu są w stanie zapewnić im wsparcie. Rynek pracy jest niepewny, partie postawiły na klasę średnią, zaś do tego w mediach najczęściej peryferie są przedstawiane przez pryzmat negatywnych skojarzeń. Efekt? Poczucie zagubienia i kulturowego wykorzenienia.
Jaki jest więc patent populistów na peryferie?
Spójrzmy na Węgry - Viktor Orbán po przegranych wyborach w 2006 r. przystąpił do budowy oddolnego ruchu „kół obywatelskich”. Analizy socjologów pokazują, że była to mozolna praca u podstaw - wiele inicjatyw samopomocowych i charytatywnych, wymyślanie nowych świąt, które wspólnie przeżywano, wycieczki edukacyjne oraz pielgrzymki, festiwale jedzenia, nawet szkolenia ze składania skarg na skandalizujące treści w mediach.
Szeroki obywatelski front.