Na Morzu Czerwonym trwają wspólne ćwiczenia wojskowe USA, Izraela oraz Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Bahrajnu.

To pierwsze tego typu działania od podpisania tzw. Porozumień Abrahama, które rok temu doprowadziły do normalizacji stosunków między arabskimi stolicami a Tel Awiwem. Choć w przeszłości Izrael prowadził już ćwiczenia z wojskami ZEA, te na Morzu Czerwonym stanowią pierwszą w historii publiczną współpracę militarną między Państwem Żydowskim a Bahrajnem.
Pięciodniowe manewry obejmują szkolenia na pokładzie transportowego doku USS Portland. Koncentrują się na stosunkowo prostych strategiach i nie wykorzystują zaawansowanego sprzętu, jak np. okręty podwodne. Według informacji opublikowanych przez 5 Flotę Centralnego Dowództwa USA, skupiają się za to na ochronie okrętów handlowych i przeciwdziałaniu przemytowi. Morze Czerwone łączy bowiem Zatokę Adeńską z Kanałem Sueskim, co czyni je jednym z kluczowych szlaków żeglugowych na świecie.
Wspólne działania państw są odpowiedzią na wzmożoną obecność i agresję Iranu na wodach Bliskiego Wschodu. Między Teheranem a Tel Awiwem toczy się tam konflikt, który przez analityków określany jest mianem „wojny cieni”. Wzajemne ataki trwają przynajmniej od lata 2019 r. Izrael uderzył wtedy w statek przewożący z Iranu ropę przez wschodnią część Morza Śródziemnego i Morze Czerwone. Władze w Teheranie naruszyły bowiem sankcje, które zostały nałożone, gdy były prezydent USA Donald Trump wycofał się z umowy nuklearnej z 2015 r. Konflikt od początku koncentrował się na irańskich tankowcach, które transportowały ropę do Syrii i Libanu. Zdaniem Izraela niektóre z nich przewoziły również broń dla islamskich bojowników, co miałoby stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa tego państwa.
Przełomowe były wydarzenia z lipca tego roku. W ataku na płynący przez Morze Arabskie tankowiec Mercer Street zginęli członkowie załogi ‒ obywatele Rumunii i Wielkiej Brytanii. Oficjalnie było to pierwsze zdarzenie, podczas którego odnotowano ofiary śmiertelne. O jego przeprowadzenie oskarżone zostały władze Iranu.
‒ Obecność Teheranu jest czymś, co jak najszybciej musimy odeprzeć od Izraela, Morza Czerwonego i wszystkich innych obszarów, na których zagrożona może być wolność naszej żeglugi. Żeby to osiągnąć, musimy zacieśnić współpracę ‒ powiedział cytowany przez „The Times of Israel” anonimowy oficer Sił Obronnych Izraela. Można się więc spodziewać, że relacje militarne Izraela z państwami Zatoki Perskiej będą się w najbliższym czasie pogłębiać.
Dziennik „The Times of Israel” podaje, że trwające na Morzu Czerwonym ćwiczenia są jednymi z kilku, jakie Izrael i USA planują przeprowadzić w nadchodzącym roku. ‒ Współpraca morska pomaga nam chronić wolność żeglugi i swobodny przepływ handlu, które są niezbędne dla bezpieczeństwa i stabilności w regionie ‒ komentował amerykański dowódca Brad Cooper. ‒ Naszym celem jest rozszerzenie zasięgu operacji marynarki wojennej, zdolności do wykrywania zagrożeń, a także zapobiegania terrorowi morskiemu ‒ mówił z kolei anonimowy izraelski oficer. USA twierdzą, że wraz z Izraelem, ZEA i Bahrajnem mogłyby wkrótce przeprowadzić także wspólne ćwiczenia lotnicze. Amerykanie skupiają się wprawdzie na rywalizacji z Chinami i Rosją, ale generał sił powietrznych USA na Bliskim Wschodzie Gregory Guillot powiedział w sobotę w Dubaju, że załogo lotnicze Stanów Zjednoczonych nadal będą stacjonowały w tamtym regionie.
Ostatnie miesiące przyniosły wyraźny wzrost demonstracji siły zarówno ze strony USA, Izraela, krajów Zatoki Perskiej, jak i Iranu. Na początku ubiegłego tygodnia Teheran przeprowadził ćwiczenia na wodach Zatoki Omańskiej, które miały ostrzec wrogów, że każdy akt agresji przeciwko Teheranowi wywoła reakcję armii. Działania te obejmowały wystrzeliwanie pocisków, torped i dronów. Iran użył również amunicji krążącej, powszechnie znanej jako drony samobójcze.
Generał dywizji Gholam Ali Raszid opisał ubiegłotygodniowe manewry jako „mające na celu zachowanie integralności terytorialnej Iranu, a także pozycji i władzy w regionie, przeciwko koalicji wrogów ‒ Stanów Zjednoczonych i reżimu syjonistycznego”. ‒ Nasze siły zbrojne, w tym armia i Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej, zmiażdżą każde zagrożenie stwarzane przez jakąkolwiek arogancką i agresywną siłę, na dowolnym poziomie i pochodzącą z dowolnego terytorium ‒ przekonywał.
Do użycia siły gotowe są także władze Izraela. W wywiadzie dla bahrajńskiej gazety „Al-Ajam” gen. Tal Kalman, który odpowiada za izraelską strategię wobec Iranu, powiedział, że chociaż Państwo Żydowskie wierzy w istnienie dyplomatycznych metod zakończenia irańskiej eskalacji nuklearnej, przygotowuje się również na inne scenariusze.
Napięcia z Iranem są szczególnie palące, ponieważ Republika Islamska wstrzymała toczące się w Wiedniu pośrednie rozmowy ze Stanami Zjednoczonymi w sprawie wzajemnego powrotu do umowy nuklearnej z 2015 r. Ich wznowienie zostało co prawda zaplanowane na 29 listopada, ale Amerykanie nie są pewni, czy władze w Teheranie obietnicy dotrzymają.
Na wypadek gdyby negocjacje się nie powiodły, urzędnicy izraelscy coraz częściej grożą więc akcją militarną przeciwko irańskiemu programowi nuklearnemu. W wywiadzie dla „Al-Ajam” Kelman mówił, że ma nadzieję na bliższą współpracę z Bahrajnem i ZEA w celu skutecznego przeciwdziałania reżimowi ajatollahów. Zaznaczył jednak, że w dłuższej perspektywie Izrael chciałby rozszerzyć ten sojusz o inne kraje Zatoki, w tym Oman, Katar i Arabię Saudyjską. – Naszym celem jest zbudowanie zespołu państw, które dążą do pokoju, stabilności i dobrobytu na Bliskim Wschodzie – stwierdził generał.