Wizyta szefa amerykańskiej dyplomacji w Paryżu to kolejny krok na drodze do poprawy relacji z Francją

Oficjalnie sekretarz stanu USA Antony Blinken przybył do Francji, aby przewodniczyć spotkaniu ministrów z krajów Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), klubu bogatych państw, którego członkiem jest także Polska. Komunikat Departamentu Stanu wymienia posiedzenie z okazji 60-lecia OECD jako główny cel podróży szefa amerykańskiej dyplomacji. Nikt nie ma jednak wątpliwości, że znacznie ważniejszy jest drugi punkt wizyty, który obejmuje spotkania z przedstawicielami francuskiego rządu.
Rozmowy mają dotyczyć wyzwań klimatycznych i bezpieczeństwa w regionie Oceanów Indyjskiego i Spokojnego. O czym komunikat jednak nie wspomina, to fakt, że podstawowym zadaniem Blinkena jest poprawa relacji na linii Waszyngton–Paryż. Te doznały gwałtownego oziębienia parę tygodni temu, kiedy Stany Zjednoczone i Wielka Brytania ogłosiły, że podzielą się z Australią technologiami niezbędnymi do budowy okrętów podwodnych z napędem atomowym. Pakt AUKUS rykoszetem uderzył w Paryż, bo Canberra przy okazji zerwała kontrakt z Francuzami na dostawę jednostek wyposażonych w tradycyjne jednostki napędowe. Nad Sekwaną nie przyjęto tego dobrze: popłynęły słowa o ciosie w plecy i odwołano ambasadorów z Canberry i Waszyngtonu.
Od tamtej pory Waszyngton stara się poprawić stosunki z Francuzami. Prezydent Joe Biden w rozmowie ze swoim francuskim odpowiednikiem Emmanuelem Macronem 22 września przyznał, że mógł wcześniej skonsultować się z Paryżem w sprawie australijskich planów. Telefon uruchomił serię spotkań: z Philippe’em Étienne’em, ambasadorem Francji w USA, widział się nie tylko Jake Sullivan, główny doradca ds. bezpieczeństwa narodowego prezydenta Bidena, ale też Blinken. Szef dyplomacji rozmawiał ponadto ze swoim francuskim odpowiednikiem Jeanem-Yves’em Le Drianem przy okazji niedawnego szczytu Organizacji Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku. Teraz spotkają się w Paryżu.
Blinken, który spędził w Paryżu młodość (jego matka przeprowadziła się tam po ślubie z amerykańskim prawnikiem i dyplomatą polskiego pochodzenia), mówi płynnie po francusku i nazywa stolicę Francji swoim drugim domem, jest idealnym kandydatem do poprawy stosunków z Francuzami. Proces nie będzie jednak prosty, bo – jak przyznają obie strony – niespodziewane ogłoszenie paktu AUKUS nadwyrężyło zasoby najważniejszej w stosunkach dyplomatycznych waluty, czyli zaufania. Teraz trzeba je odbudować. Ułatwi to fakt, że Waszyngton i Paryż są na siebie skazane.
Amerykanie nie mogą lekceważyć tego, że Francuzi to od dawna ich najwierniejszy sojusznik w walce z terroryzmem – ich wojsko walczy przede wszystkim w Afryce Zachodniej. Niebagatelne znaczenie ma również obecność polityczna i wojskowa Paryża na oceanach Indyjskim i Spokojnym, strategicznych dla nowej administracji w Waszyngtonie. W porozrzucanych na tym obszarze bazach Francuzi mają 8 tys. żołnierzy i silną wolę polityczną, aby tę wielkość utrzymać. Macron o kluczowym znaczeniu Indopacyfiku dla francuskich interesów mówił już w 2018 r.
Paryż rozumie, że przez konfrontację z Chinami zaproszenie Australii do współpracy przy atomowych okrętach podwodnych było dla Waszyngtonu bardzo ważne. Zagranie silniej wciąga Canberrę, która starała się jeszcze kilka lat temu trzymać wobec USA dystans, w orbitę amerykańskich wpływów. Oficjalnie politycy nad Sekwaną tego nie mówią, ale Australijczycy mieli również mnóstwo zastrzeżeń do co kontraktu na dostawy francuskich okrętów. Chodziło m.in. o dwukrotny wzrost ceny, a także niepewność, która część zamówienia będzie realizowana przez australijskie firmy. Zdaniem niektórych komentatorów kontrakt i tak wisiał na włosku. Dzisiaj, kiedy Blinken będzie opuszczał Paryż, o przełomie raczej nie będzie mowy. Kierunek wzajemnych relacji może jednak być tylko jeden – na poprawę – bo obie strony zwyczajnie się potrzebują. ©℗