Polska jest gotowa rozmawiać o poluzowaniu unijnych reguł dotyczących deficytu i pomocy publicznej

Dobiegająca końca era Angeli Merkel jako szefowej niemieckiego rządu przez wielu Europejczyków zostanie zapamiętana jako epoka zaciskania pasa. Nie zmieni tego zapewne zeszłoroczna zgoda kanclerz na zaciągnięcie przez UE długu w wysokości 750 mld euro, który ma wesprzeć odbudowę europejskich gospodarek po pandemii. Koniec jej rządów może oznaczać zmianę polityki fiskalnej i gospodarczej w UE. Na to przynajmniej liczą kraje południa Europy, które nie chcą powrotu do reguł paktu stabilności i wzrostu, poluzowanych na czas pandemii. Zobowiązuje on państwa członkowskie do trzymania w ryzach swoich wydatków: deficyt nie może być większy niż 3 proc. PKB, a zadłużenie wynosić więcej niż 60 proc. PKB.
Do oszczędzania nie jest już przekonana Komisja Europejska. Jej szefowa Ursula von der Leyen w Orędziu o stanie UE w Parlamencie Europejskim, nawiązując do kryzysu finansowego, mówiła, że UE wyciągnęła lekcję z przeszłości. Z kolei komisarz do spraw gospodarczych Paolo Gentiloni ocenia, że austerity to był błąd. – Musimy uniknąć tego, co wydarzyło się w czasie poprzedniego kryzysu, kiedy inwestycje publiczne z roku na rok osiągały poziom zero – podkreśla. – Działaliśmy bardzo powoli. Za wcześnie zadeklarowaliśmy, że misja została zakończona i w rezultacie zmagaliśmy się z tym kryzysem przez siedem, osiem lat – mówił w wywiadzie opublikowanym wczoraj przez irlandzki „Irish Times”.
Złagodzone na czas pandemii reguły fiskalne mają obowiązywać do końca 2022 r., natomiast zasady ułatwiające przyznawanie pomocy publicznej, przedłużane już pięciokrotnie, teraz są w mocy do końca tego roku.
Na reformę reguł fiskalnych naciskają zwłaszcza Francja, Hiszpania i Włochy. Paryż jeszcze przed pandemią miał problem z trzymaniem się unijnych zasad, ale kryzys zdrowotny i gospodarczy dostarczył dodatkowych powodów, by zabiegać o łagodniejszą politykę. Podczas gdy w 2019 r. francuski dług publiczny wynosił 97,6 proc. PKB, w 2020 r. wzrósł do 115,7. Obecnie zadłużenie w kraju nad Sekwaną szacowane jest na 150 mld euro, co w 2021 r. ma stanowić 122,4 proc. PKB. Jeśli dług wynosi powyżej 60 proc. w relacji do PKB, pakt stabilności i wzrostu nakłada na zadłużone państwa obowiązek redukowania długu każdego roku o jedną dwudziestą ponad przepisowe 60 proc. W obecnej sytuacji Francja musiałaby więc co roku zmniejszać swój dług o 3,1 proc. Rekordzistami w UE pod względem zadłużenia pozostają Grecja (209,3 proc.) i Włochy (160 proc.). Tradycyjnie ostrożne wobec zmian są tzw. państwa oszczędne. Austria, Holandia, Szwecja, Finlandia, Dania, Słowacja, Czechy i Łotwa wystosowały w tej sprawie wspólny list.
Jakie są pomysły na zmianę reguł fiskalnych? Według francuskiego ministra gospodarki Bruno Le Maire inaczej traktowane lub nawet w ogóle nieuwzględniane przy szacowaniu deficytu powinny być zielone inwestycje, które przyczyniają się do realizowania celu neutralności klimatycznej w 2050 r.
Własny pomysł ma polski rząd. Podczas wizyty Angeli Merkel w Warszawie premier Mateusz Morawiecki zaproponował, by poza „nawias kryteriów konwergencji czy procedury nadmiernego deficytu” zostały wyjęte wydatki na obronność.
Stanowisko Berlina może być rozstrzygające. Największe szanse na objęcie stanowiska kanclerza po niedzielnych wyborach ma socjaldemokrata Olaf Scholz, z którego wypowiedzi trudno na razie wyczytać gotowość do daleko idących zmian. Zwłaszcza że polityk od 2018 r. jest wicekanclerzem i ministrem finansów w rządzie Angeli Merkel. Ale chociaż socjaldemokratyczna SPD prowadzi w sondażach, to najprawdopodobniej będzie musiała znaleźć nie jednego, a co najmniej dwóch koalicjantów, by sformować rząd. Niewykluczone, że będzie to koalicja sił lewicowych, ciążąca ku zmianom.
O ile Berlinowi reguły fiskalne były do tej pory na rękę, o tyle restrykcyjne zasady pomocy publicznej gwarantowały innym krajom w UE, że Niemcy nie będą nadużywały siły swojej gospodarki. Kiedy poluzowano reguły na początku pandemii, Berlin szybko pozostawił w tyle inne państwa, pompując subsydia w swoje firmy. W efekcie w zeszłym roku za 55 proc. pomocy publicznej udzielonej w UE odpowiadały Niemcy (kolejne były Włochy z udziałem 15 proc. i Francja – 14 proc.). Łącznie dotacje w UE wyniosły ok. 3 bln euro.
Polska jest gotowa rozmawiać na temat poluzowania reguł dotyczących zarówno pomocy publicznej, jak i deficytu. – Nie jesteśmy zainteresowani tym, by zawiesić reguły pomocy publicznej, ponieważ są państwa, które będą mogły doprowadzić do radykalnej nierównowagi na rynku (…). Z drugiej strony nie jesteśmy państwem, które nie może świadczyć pomocy publicznej. Dowodem są ostatnie dwa lata – mówi minister do spraw europejskich Konrad Szymański. – W związku z tym nie będziemy dogmatycznie podchodzili do tego, by dawne reguły dotyczące deficytu, pomocy publicznej, konkurencyjności miały za wszelką cenę powrócić. Jesteśmy otwarci, by o tym rozmawiać – podkreśla.
Zwłaszcza że bierzemy już udział w pilotażowym projekcie inwestycyjnym wyłączonym spod reguł, jakim jest konsorcjum bateryjne. I jak deklaruje Szymański, Polska jest gotowa na udział w kolejnych wspólnych inwestycjach. ©℗