Potencjalny koalicjant zwycięzcy poniedziałkowych wyborów chce wstrzymania poszukiwań nowych złóż ropy i gazu. Premier in spe raczej nie zgodzi się na tak radykalny krok.

Po ośmiu latach rządów konserwatywnej Prawicy (H) do władzy w Norwegii powrócą partie lewicowe. Poniedziałkowe wybory parlamentarne wygrała Partia Pracy (Ap) i to jej lider Jonas Gahr Støre najpewniej utworzy kolejny rząd. W sumie do Stortingu weszło aż 10 ugrupowań, włącznie z Koncentracją na Pacjencie, której jedynym założeniem programowym jest rozbudowa szpitala w miasteczku Alta na północnych rubieżach kraju. Naturalnymi koalicjantami laburzystów są Partia Centrum (Sp) i Socjalistyczna Partia Lewicy (SV). Sama Ap dostała 26,4 proc. głosów i 48 mandatów w 169-osobowym parlamencie, ale razem z Sp i SV zdoła zapewnić rządowi większość 89 posłów. Rozmowy koalicyjne Størego wcale jednak nie muszą być proste.
Potencjalni partnerzy muszą zbliżyć stanowiska dotyczące stosunków z Unią Europejską, roli państwa w gospodarce i przyszłości wydobycia surowców energetycznych. SV najbardziej zdecydowanie żąda zakazu poszukiwań nowych złóż ropy naftowej i gazu ziemnego. Centryści popierają nowe odwierty, a laburzyści może nie mieliby nic przeciwko wyjściu naprzeciw postulatom ekologicznym, ale obawiają się o miejsca pracy w przemyśle wydobywczym. Ze względu na spór o poszukiwania złóż do rządu raczej nie wejdzie Środowiskowa Partia Zielonych, która żąda całkowitego wstrzymania wydobycia ropy i gazu do 2035 r. Støre zapowiadał, że nie zgodzi się na rozmowy prowadzone w tak ultymatywnym tonie. Ze względów ideologicznych nie ma też mowy o aliansie z komunistycznymi Czerwonymi, którzy zdobyli osiem mandatów, o siedem więcej niż przed czterema laty.
– Jako największa partia doprowadzimy do powołania nowego rządu i przyjmiemy nowy kurs. W najbliższych dniach zaproszę do rozmów przywódców wszystkich partii, które chcą zmian – zadeklarował Støre na spotkaniu z członkami swojego ugrupowania, precyzując, że w pierwszej kolejności w grę wchodzą przedstawiciele Sp i SV. – Można się spodziewać wzrostu podatków i nowych priorytetów, ale całkowite rozmiary bud żetu państwa nie zmienią się w zasadniczy sposób – prognozowała w rozmowie z Reutersem Kjersti Haugland, główna ekonomistka banku inwestycyjnego DNB Markets. Lider Ap, 61-letni multimilioner, który znaczną część majątku odziedziczył po starszym pokoleniu, zapowiedział zwiększenie progresji podatkowej (bogatsi mają płacić więcej, a biedniejsi mniej niż obecnie). Premier in spe deklaruje też przywiązanie do realizacji celów klimatycznych związanych z ograniczeniem emisji dwutlenku węgla.
Nawet jeśli Støremu nie uda się porozumieć w sprawie stworzenia większości parlamentarnej, może wprowadzić się do gmachu przy Inkognitogata 18 w Oslo jako szef rządu mniejszościowego. Norwegia przywykła do takiej konfiguracji także dlatego, że prawo nie przewiduje skrócenia kadencji Stortingu, więc nawet rozpad koalicji nie może doprowadzić do przedterminowych wyborów. Zresztą liderka H Erna Solberg przez pierwszą kadencję rządziła na czele rządu mniejszościowego, a dopiero dwa lata po reelekcji w 2017 r. udało jej się stworzyć niestabilną większość, gdy do koalicji H z nacjonalistyczną Partią Postępu (FrP) dołączyła najpierw Lewica (na norweskiej scenie politycznej taką nazwę nosi partia liberalna), a później Chrześcijańska Partia Ludowa. Koalicja przetrwała jedynie rok i rozpadła się, po tym jak politycy FrP zerwali sojusz w proteście przeciwko zgodzie rządu na powrót do kraju obywatelki Norwegii, która wyjechała za mężem do samozwańczego Państwa Islamskiego.