Do Polski przetransportowano dotychczas ok. 300 osób. Ewakuacja najpewniej zakończy się do końca tygodnia.

Z Afganistanu do Polski wrócili wszyscy polscy obywatele, o których wiedziało MSZ. Teraz trwa ewakuowanie afgańskich współpracowników Polski i NATO. – Dzisiaj problemem nie są samoloty i transport, tylko dostanie się tych ludzi na lotnisko. Będziemy tam do momentu, aż ludzie będący na naszych listach przestaną docierać na lotnisko i do kiedy będzie bezpiecznie, myślę, że nie dłużej niż do końca przyszłego tygodnia – mówił nam w weekend jeden z urzędników znający szczegóły tej operacji. Do soboty samolotami Wojska Polskiego ewakuowano ponad 260 osób, współpracowników polskich instytucji oraz ich rodzin. Polska pomoże także w ewakuowaniu 300 współpracowników innych krajów NATO. Zwrócił się o to do premiera Mateusza Morawieckiego sekretarz generalny Sojuszu Jens Stoltenberg.
Zabójczy chaos
Bramę, którą na lotnisko dostają się Afgańczycy mający być ewakuowani do Polski, kontrolują żołnierze brytyjscy. Przed nią jest kilka zapór, niczym lejek zwężający tłum ludzi. Wszystko po to, by uniknąć ponownego wtargnięcia tłumu na płytę lotniska i powtórki z dramatycznych wydarzeń z początku zeszłego tygodnia, kiedy Afgańczycy wieszali się na kołujących maszynach. Ale i to nie do końca pomaga. W sobotę tłum napierał na bramę, próbował ją stratować. Dlatego żołnierze nie otwierali jej, również dla tych, którzy są na listach do ewakuowania. W praktyce wygląda to tak, że polscy urzędnicy wychodzą przed bramę lotniska i zapory, wyczytują nazwiska, które mamy na listach, bądź krzyczą „Poland, Poland”. Afgańczycy, którzy się zgłaszają, przechodzą z nimi za zaporę, tam jest weryfikowana ich tożsamość i jeśli się zgadza, to są wprowadzani na lotnisko, a później transportowani do wojskowego herkulesa. Osoby, które są na listach, dostają od Polaków jasny komunikat: „Decydujecie się na to na własną odpowiedzialność, nie możecie liczyć na pomoc w dostaniu się na lotnisko”. Takie samo zastrzeżenie robią Amerykanie, którzy nie dają gwarancji nawet obywatelom USA.
Ratunek z uczelni
Ewakuowani są nie tylko współpracownicy polskich żołnierzy i dyplomatów, ale też Afgańczycy, których związki z Polską uda się udokumentować. Przykładem jest rodzeństwo Szams, akademicy z położonego na północy miasta Mazar-i-Szarif, potomkowie afgańskiego generała Abdula Maleka, którzy wraz z rodziną przylecieli do Polski w środę. To nie był kierunek wcześniej przez nich brany pod uwagę. – Sytuacja ich bardzo zaskoczyła. Liczyli, że to amerykańska ewakuacja ich zabierze – podkreśla osoba zaangażowana w akcję sprowadzenia rodzeństwa z Afganistanu, która chce zachować anonimowość. Kiedy stało się jasne, że to nie będzie możliwe, szukali kontaktów wśród swoich zachodnich znajomych w różnych krajach. Mahmud skontaktował się z Polką, którą poznał podczas wymiany studenckiej w Turcji. Ta ustaliła, że prowadzona przez rodzeństwo uczelnia Taj w Mazar-i-Szarif prowadziła wymianę studencką z Uniwersytetem Opolskim. To polska uczelnia wystawiła dokumenty poświadczające ich związek z Polską. I zaczęła starania o sprowadzenie 18 kolejnych osób, w tym studentów, którzy w ramach wymiany studiowali w Opolu. Grupa otrzymała wpis na polską listę ewakuacyjną i w sobotę dotarli na lotnisko. Z podjęcia niebezpiecznej próby przedostania się na lotnisko zrezygnowali będący na polskiej liście rodzice Szamsów. Łącznie ewakuowano 21 osób. – Ambasada ich ostrzegła, że sytuacja jest zła i że w przedostaniu się na lotnisko mogą liczyć jedynie na siebie. To jest okrutne, ale to jest jedyna uczciwa postawa. To też pokazuje desperację tych ludzi – mówi nasza rozmówczyni. – Trzeba tu podkreślić ogromne zaangażowanie naszych służb konsularnych, ci ludzie zrobili wszystko, co się da, wszystko, co trzeba i jeszcze więcej – dodaje.
– Na wymianę przyjeżdżały do nas osoby bardzo zaangażowane w życie społeczne, opowiadające się za demokracją. Jedna dziewczyna miała u nas wykład o prawach kobiet. Zapewne groziło im śmiertelne niebezpieczeństwo – mówi Halina Palmer-Piestrak, kierowniczka ds. mobilności na Uniwersytecie Opolskim, która podjęła starania o sprowadzenie swoich studentów. Deklarowała, że jeśli grupę Afgańczyków uda się ściągnąć do Polski, uniwersytet zaprosi ich do Opola i postara się o zapewnienie im warunków do życia. – To jest miejsce, które oni znają i w którym będzie łatwiej im się odnaleźć. Na pewno poprosimy o wsparcie władze samorządowe – mówi przedstawicielka uczelni.
Teraz formalności
W Polsce Afgańczycy trafiają do ośrodków dla cudzoziemców, gdzie odbywa się formalny proces legalizacji pobytu. „Został powołany międzyresortowy zespół, który zajmuje się rozmieszczaniem afgańskich współpracowników polskich żołnierzy i dyplomatów w ośrodkach zarządzanych przez Urząd do Spraw Cudzoziemców” – informuje nas MSWiA. Resort podkreśla, że mają oni zapewnioną pełną opiekę: zakwaterowanie, wyżywienie i opiekę medyczną. Zgodnie z obowiązującymi przepisami dotyczącymi COVID-19 muszą również przejść w ośrodku kwarantannę.
Urząd ds. Cudzoziemców informuje, że w najbliższych dniach rozpocznie się proces obejmowania Afgańczyków ochroną międzynarodową. „Decyzje dotyczące późniejszego miejsca pobytu cudzoziemców będą podejmowane przy uwzględnieniu ich życzeń i potrzeb. Wszystkie osoby będą miały możliwość nauki języka polskiego, a dzieci rozpoczęcia edukacji” – zapewnia urząd.
Tysiące uciekinierów
Wydaje się, że po początkowym chaosie i paraliżu decyzyjnym państwo polskie zadziałało podobnie jak inne z Zachodu. Co prawda w tym czasie Niemcy ewakuowali ponad 1,5 tys. osób, ale też ich obecność w Afganistanie była w ostatnich latach znacznie bardziej rozbudowana, m.in. poprzez organizacje pozarządowe. W weekend na wyjazd wciąż czekało ok. 100 obywateli niemieckich, a wojsko niemieckie transportowało na miejsce śmigłowce mające pomóc w ich ewakuacji.
Od poprzedniej niedzieli do piątku trzy dni temu udało się ewakuować zachodnim siłom łącznie ponad 18 tys. osób. Amerykański prezydent Joe Biden zapowiedział w zeszłym tygodniu, że ewakuacja będzie się odbywać do momentu, w którym wszyscy obywatele USA nie opuszczą Afganistanu. Wcześniej zakładano, że operacja zakończy się 31 sierpnia. Amerykanom udało się opanować chaos na lotnisku i przejąć nad nim kontrolę, ale poza nim są zdani na łaskę talibów i w sobotę wręcz odradzali swoim obywatelem próbę dostania się na lotnisko. Kilka osób zostało stratowanych. Część tych, którzy mają być ewakuowani na lotnisko, przetransportowano śmigłowcami.