Mamy permanentny kryzys: zmasowany atak na Białorusi i całkowitą niepewność w ramach TVP - mówi Agnieszka Romaszewska-Guzy, dyrektor Biełsatu.

We wtorek sąd w Homlu uznał produkcje Biełsatu za ekstremistyczne. Kto pozwał telewizję i za co?
Nie mamy pojęcia. Musimy znaleźć adwokata, który się tego dowie. Nie mamy dostępu do materiałów sprawy. Nikt z nas o niej nie wiedział. Dowiedzieliśmy się o tym jak wszyscy, we wtorek z jednego z kanałów na Telegramie.
Co to w praktyce oznacza?
Widzę dwa cele tego posunięcia. Pierwotnym celem jest zastraszenie czytelników i widzów. Ludzie nie wiedzą często, że za samo czytanie czy subskrypcję kanału nawet według łukaszenkowskiego bezprawnego prawa nie można ich ukarać. Można już za to ukarać za rozpowszechnianie, czyli za linkowanie albo repostowanie treści w sieciach społecznościowych. Możemy zostać odcięci od treści przesyłanych nam przez widzów. Jeśli chodzi o dziennikarzy, zwykle byli oni karani z art. 342 k.k., czyli za organizację zamieszek. W tej chwili mogą im dodać działanie w ekstremistycznej grupie przestępczej. Ale w ich przypadku praktyczne znaczenie jest niewielkie, bo i tak każdy może zostać zatrzymany pod dowolnym pretekstem. Drugim celem jest wykonanie kolejnego jeżącego włosy na głowie posunięcia, które zastraszy i wypchnie resztę dziennikarzy z Białorusi. Władze zdają sobie sprawę, że aktywni ludzie masowo wyjeżdżają. Alaksandr Łukaszenka mógł uznać, że to zjawisko pozytywne dla reżimu. I tak jest. Przy całej sympatii i zrozumieniu dla diaspory – każdy sam decyduje, czy jest zagrożony i w jakim stopniu – nikt jeszcze nie wygrał konfliktu wewnętrznego z zewnątrz.
Akcja wymierzona w Biełsat wygląda jak kolejny element likwidowania społeczeństwa obywatelskiego.
Tak, przy czym to nie zadziałałoby w narodzie mniej legalistycznym. Od dawna duża część tej działalności powinna być ukryta przed władzami. Ale białoruskim dziennikarzom trudno się pogodzić, że nie powinni chodzić na konferencje ani występować pod nazwiskiem. Pytają mnie, czy możemy cytować anonimowych ekspertów. Nie tylko możemy, ale musimy. Nie chcemy przecież wsadzić ich do więzienia. Dziennikarzom trudno się przestawić na inny tryb działania. A on jest konieczny, jeśli chce się utrzymać resztki informacji. Wolna Europa nie była w PRL dozwolona, a jakoś funkcjonowała. Zachodnie kursy dziennikarstwa nie uwzględniają takiej sytuacji, ale moje doświadczenie życiowe – tak.
Biełsat przestawi się na dwutorowość? Pod nazwiskiem tak, ale z Polski, a z Białorusi – anonimowo?
To jedyna możliwa opcja. Mamy kilku bohaterów na Białorusi, którzy z założenia nie chcą występować pod pseudonimem, ale ja bym im doradzała zmianę zdania. Niektórzy już mają sprawy karne. Po co im kolejne? Nie jestem entuzjastką masowego exodusu – choć nikogo nie zamierzam krytykować – ale uważam, że nie należy wychodzić z szablą na czołgi i bez potrzeby się narażać. Nasz wspólny wieszcz Adam Mickiewicz pisał w III części „Dziadów”: „pókim był w okuciach, pełzając milczkiem jak wąż, łudziłem despotę”. Trzeba się dostosować do warunków.
Pojawia się zarzut, że i tak nikt was nie ogląda. Jakie są zasięgi Biełsatu?
Sama zawsze oceniałam nastroje na Białorusi po wzroście i spadku zasięgów. Już po 2017 r., gdy taki wzrost zaczął być odczuwalny, prognozowałam, że coś się szykuje. Przed protestami mieliśmy 50-proc. rozpoznawalność marki i niemal milionową widownię. Mamy 500 tys. odbiorców kanału „Biełsat News” na YouTubie. Ważniejsze materiały na samym YouTubie ogląda po ponad 100 tys. osób, a są one też emitowane na Instagramie i Telegramie. A i to pogardzane nadawanie satelitarne okazało się ważne, bo gdy latem 2020 r. blokowano internet, wielu widzów przerzuciło się na tradycyjny odbiór telewizyjny. Gdy pozostałe media dobijano, przez ostatnie pół roku zostaliśmy praktycznie tylko my i Tut.by. Ten ostatni portal został niedawno rozgromiony.
Jak wyglądają aktualne statystyki dotyczące represji?
Dwie dziennikarki odsiadują dwuipółroczne wyroki. W ubiegłym tygodniu przeprowadzono 16 rewizji w mieszkaniach naszych współpracowników. Zatrzymano Hannę Halotę i Ihara Iljasza. Oboje są już na wolności, ale mają postawione zarzuty i musieli podpisać zobowiązania do milczenia i pozostania w kraju, więc nie wiadomo, co dokładnie im się zarzuca. Pawał Mażejka ma zarzuty w jednej sprawie za rzekome pochwalanie nazizmu. W drugiej był przesłuchiwany jako świadek. W 2020 r. nasi dziennikarze w sumie spędzili w aresztach 392 dni. Siedziały 32 osoby, niektóre wielokrotnie. Pod tym względem byliśmy rekordzistami. Po wyrokach na Kaciarynę Andrejewą i Darję Czulcową, a zwłaszcza po posadzeniu szefostwa Tut.by i „Naszej Niwy”, na pozostałych dziennikarzy padł strach. Zapewne władze zauważyły, że z kraju w ciągu dwóch miesięcy wyjechało ponad 30 biełsatowców. Dlatego postanowiły dusić nas dalej.
Biełsat zawsze musiał się opierać przed zakusami obcięcia budżetu albo wręcz likwidacji. Po 2020 r. to się zmieniło?
Nie. Ciągle toczy się przeciwko mnie wewnętrzne postępowanie w TVP, w ramach którego jestem obwiniana o przekroczenie budżetu za lata 2018–2019, a mój zastępca ds. ekonomicznych i produkcyjnych został zawieszony. Wciąż nie zatwierdzono korekty budżetu na 2021 r., tymczasem potrzeby rosną. W zasadzie co roku nasz budżet był zmniejszany o 20 proc. w stosunku do zapotrzebowania. W tym roku został obcięty i w efekcie miał być mniejszy od tego z 2020 r. Tym razem MSZ się wywiązało i od kwietnia czeka z pieniędzmi zwiększonymi w stosunku do 2020 r., ale TVP nie chce ich wziąć i podpisać umowy z resortem. Mam nadzieję, że władze TVP dojdą jednak do wniosku, że sytuacja jest nadzwyczajna i uznają dotychczasowe, tegoroczne przekroczenia budżetu za uzasadnione, zamiast zachowywać się, jakby się szykowały do dyscyplinarnego wyrzucenia mnie w nagrodę za ciężką pracę. Wiem, że o normalizację sytuacji zabiega nadzorujący pracę Biełsatu prezes Mateusz Matyszkowicz. Myślę, że najsensowniejszym pomysłem byłoby wydzielenie Biełsatu ze struktury TVP, bo ten problem pojawia się co roku. Jesteśmy traktowani jak jeden z ośrodków regionalnych albo kanałów tematycznych, a przecież specyfika Biełsatu jest inna. Mamy więc permanentny kryzys: zmasowany atak na Białorusi i całkowitą niepewność w ramach TVP.
Rozmawiał Michał Potocki