Według prawicy najważniejszy organ sądowniczy został zdominowany przez lewicową elitę, którą jak najszybciej trzeba wymienić. Może jej w tym pomóc zbliżające się przejście na emeryturę kilku sędziów.

Zmiany w Sądzie Najwyższym są podstawowym celem Ajelet Szaked, szefowej MSW, która wspólnie z premierem Naftalim Bennettem założyła w 2019 r. partię Nowa Prawica. Polityk jest znana ze swojego negatywnego stosunku do samej instytucji Sądu Najwyższego. Po tym jak w 2019 r. SN zakazał startu w wyborach nacjonaliście Michaelowi Ben Ariemu, kierująca wówczas resortem sprawiedliwości Szaked zapowiedziała, że pozbawi Sąd Najwyższy funkcji kontrolnej nad Knesetem.
Po wyborach w 2021 r. nie udało jej się jednak wynegocjować ponownej nominacji do ministerstwa sprawiedliwości. Ale zmiany do SN może wprowadzić w inny sposób. Szaked weszła bowiem w skład komisji ds. mianowania sędziów. Z założenia zasiada w niej dwóch ministrów (w tym obowiązkowo szef resortu sprawiedliwości), przewodniczący i dwóch sędziów SN, posłowie do Knesetu oraz przedstawiciele Izby Adwokackiej. Pierwotnie miejsce w komisji obok ministra sprawiedliwości Gideona Sa’ara zaproponowano przewodniczącej centrolewicowej Partii Pracy Meraw Micha’eli, która miała je objąć wraz z resortem transportu.
Plany pokrzyżowało jednak prawicowe ugrupowanie Bennetta i Szaked. Partia zagroziła, że nie zawrze koalicji, jeśli jej przewodnicząca nie otrzyma miejsca w komisji. Ostatecznie strony doszły do porozumienia: przez dwa lata w komitecie będzie zasiadać Szaked, a w drugiej połowie kadencji tę rolę przejmie Micha’eli. Wejście do komisji to dla Szaked szansa, by wywrzeć wpływ na orzecznictwo SN. Zadanie jest o tyle ułatwione, że w tym roku kadencje skończyło dwóch sędziów, a na ich miejsce nie zostali jeszcze wybrani nowi kandydaci. Kolejnych czterech uda się na emeryturę w 2022 i 2023 r.
Dwoje z nich – przewodnicząca Ester Chajut i Uzi Fogelman – to jednocześnie członkowie komisji. Po odejściu na emeryturę konieczne będzie wybranie ich następców. Do organu najpewniej dołączy któryś z sześciu sędziów nominowanych do SN przez Szaked, kiedy w rządzie Binjamina Netanjahu kierowała resortem sprawiedliwości. Jeśli tak się stanie, komisja może zostać zdominowana przez przedstawicieli prawicy. Już teraz poza przewodniczącą Nowej Prawicy należą do niej wywodzący się z prawicowej partii Nowa Nadzieja minister Sa’ar wraz z jednym ze swoich posłów Cewim Hauserem. Członkom komisji łatwiej będzie więc przegłosować kandydatury sędziów, którzy są znani z konserwatywnego orzecznictwa.
Przed zmianą orientacji politycznej SN ostrzegał niedawno sędzia Menachem Mazuz, który w kwietniu zrezygnował ze stanowiska w SN. – Klasa polityczna w Izraelu prowadzi nasilający się atak na wymiar sprawiedliwości – mówił podczas swojego pożegnania pod koniec kwietnia. Ale zmiana składu SN na bardziej przychylny prawicy to niejedyny sposób na walkę z niewygodnymi sędziami. Koalicyjne partie Jest Przyszłość i Nowa Prawica ogłosiły w czerwcu, że będą pracować nad przepisami regulującymi na nowo stosunki między Knesetem a władzą sądowniczą. Chodzi m.in. o zdolność Sądu Najwyższego do obalania stanowionego przez Kneset prawa.
Plan opracowania nowej ustawy jest wpisany do umowy koalicyjnej. Klauzula stanowi, że „strony zgadzają się na powołanie komisji pod przewodnictwem ministra sprawiedliwości i złożonej z członków wszystkich partii koalicyjnych w celu uchwalenia przepisów w randze konstytucyjnej dotyczących ustawodawstwa”. Próby wprowadzenia takiego prawa w przeszłości były udaremniane przez premiera Binjamina Netanjahu. Na przykład w 2017 r., kiedy Szaked z Bennettem forsowali przepisy, które pozwoliłyby Knesetowi wprowadzić w życie obalone przez Sąd Najwyższy prawo.
Nowa Prawica od lat dąży do reformy sądownictwa, by osłabić uprawnienia SN, który często opowiada się po stronie mniejszości. Ale obrońcy instytucji twierdzą, że w państwie, w którym parlament uchyla się od odpowiedzialności za ochronę pluralizmu religijnego, wolności obywatelskich i praw Palestyńczyków, jest potrzebna niezależna władza sądownicza, która staje po stronie tych, którzy nie są właściwie reprezentowani przez system polityczny.