Słoweński rząd, który właśnie objął przewodnictwo w UE, musi się liczyć z presją na zewnątrz i wewnątrz kraju. Zaufania we Wspólnocie jest coraz mniej.

Szykuje się prezydencja pełna napięć i sporów. Słowenia, przewodnicząc przez pół roku pracom w Radzie UE, będzie miała kluczowy wpływ na jeden z najważniejszych organów Wspólnoty. Będzie też musiała współpracować ze wszystkimi krajami członkowskimi oraz Parlamentem i Komisją Europejską. O tym, że nie będzie to łatwa współpraca, świadczyła już inauguracja przewodnictwa w miniony czwartek.
Europejscy komisarze pojechali do Słowenii, by przypomnieć rządowi w Lublanie, jak ważna jest niezależność i pluralizm mediów. Premier Janez Janša też przygotował własny program. Podczas wspólnego posiedzenia z europejskimi komisarzami miał pokazać im zdjęcie dwojga słoweńskich sędziów wraz z europosłami opozycyjnych socjaldemokratów. Miało to stanowić dowód na upolitycznienie słoweńskiego sądownictwa, przeciwko któremu szef rządu prowadzi polityczną krucjatę, nazywając ich „komunistyczną elitą”. Na ten gest oburzył się wiceprzewodniczący KE Frans Timmermans, który po spotkaniu nie chciał zrobić sobie wspólnego zdjęcia z Janšą. Holenderski polityk stanął nie tylko w obronie sędziów, ale też zaatakowanych przez premiera europarlamentarzystów, którzy przynależą do tej samej, co Timmermans, grupy politycznej.
Ale nie tylko na Holendrze prowokacja Słoweńca zrobiła złe wrażenie. Przewodnicząca KE Ursula von der Leyen jest z kolei w tej samej grupie, co Janša i jego Słoweńska Partia Demokratyczna (SDS) – w Europejskiej Partii Ludowej (EPP). Na wspólnej konferencji prasowej, stojąc obok kolegi, mówiła, że „w tak ważnym momencie, w którym przygotowujemy się wspólnie do sfinansowania naszej odbudowy, naszym najważniejszym dobrem jest zaufanie do silnych organów, do niezależnego i efektywnego sądownictwa, do wolnych, niezależnych i właściwie finansowanych mediów”. – Jeśli myślicie, że za kilka lat Unia składająca się z 27 krajów członkowskich stanie się tyglem, w którym wszyscy będziemy myśleć tak samo, pomyślcie o tym jeszcze raz – odpowiadał Janša.
Lublana jest porównywana do Budapesztu i Warszawy pod względem problemów z praworządnością. – Na razie sytuacja nie jest tak poważna jak na Węgrzech i w Polsce, ale możliwe, że wkrótce pójdzie tą samą drogą. Będziemy się temu przyglądać – mówi niemiecki europoseł Zielonych Daniel Freund. Problem ze słoweńską prezydencją polega też na tym, że to ona będzie odpowiadać za prowadzenie procedury w ramach art. 7 przeciw Polsce i Węgrom. Rada UE odgrywa też istotną rolę w przeglądzie praworządności we wszystkich krajach członkowskich, nowym mechanizmie służącym ocenie stanu rządów prawa. Chociaż raport przygotowuje Komisja, to właśnie Rada przeprowadza na jego podstawie szeroko zakrojoną debatę.
Janša jest nazywany słoweńskim Viktorem Orbánem ze względu na kierunek zmian, w jakim zmierza. Budapeszt nie tylko dostarcza mu przykładów do naśladowania, ale także aktywnie wspiera jego rządy. Węgierski biznes przekazuje pieniądze na prywatną telewizję i portal Nova 24 oraz partyjny newsletter „Demokracija”. Ta machina propagandowa, promując hasła antyimigranckie, pomogła Janšu wygrać wybory parlamentarne w 2018 r. Przykładem Orbána słoweński premier usiłuje również rozmontować niezależną prasę. W marcu rząd przestał finansować narodową agencję prasową STA, której szef zarzucał rządowi kłamstwa i stronniczość.
Organizacja Reporterzy bez Granic obawia się, że Janša wykorzysta prezydencję do torpedowania działań mających na celu wzmocnienie wolności słowa w Europie. Zwróciła też niedawno uwagę na zagrożenia dla wolności mediów w Słowenii, która w Światowym Indeksie Wolności Słowa spadła o cztery miejsca, na 36 pozycję.
Janša jest zresztą znany z personalnych ataków na krytykujących go dziennikarzy. Z tego powodu określa się go mianem „marszałka Tweeto”. Przezwisko nawiązuje z jednej strony do przywódcy Jugosławii Josipa Broza Tity, a zarazem do platformy Twitter, której Janša używa do atakowania prasy. W tym przypomina swojego innego wielkiego mentora, Donalda Trumpa. Jako jedyny przywódca w Europie Słoweniec w listopadzie 2020 r. pogratulował byłemu prezydentowi Stanów Zjednoczonych zwycięstwa w wyborach, które ten przegrał z Joem Bidenem.
Sytuacja w Słowenii jest jednak o wiele bardziej skomplikowana niż na Węgrzech, bo w odróżnieniu od Orbána Słoweniec musi się liczyć z dwoma koalicjantami, a jego większość w parlamencie nie jest pewna. Choć w lutym rząd przetrwał głosowanie nad wnioskiem bloku opozycyjnego o wotum nieufności, to możliwości przeprowadzenia w kraju zmian wzorowanych na modelu węgierskim są ograniczone. Opozycja nie wyklucza, że jeszcze w tym półroczu będzie ponownie wnioskować o wotum nieufności dla rządu. Kolejne wybory przypadają w połowie 2022 r.
Dla rządu Janšy istotne w tym półroczu będą polityka migracyjna oraz rozszerzenie UE o kraje Bałkanów Zachodnich. Jesienią Słowenia ma być gospodarzem szczytu z tymi krajami, z których najbliżej członkostwa są Albania i Macedonia Północna. Rozpoczęcie rozmów akcesyjnych z nimi blokuje jednak Bułgaria. Janša będzie chciał przełamać weto Sofii.