We wczorajszych wyborach regionalnych zupełnie nie liczyli się Zieloni, którzy w ogólnokrajowych sondażach są w czołówce. Między dawnymi RFN a NRD wciąż widać różnice

W Saksonii-Anhalt, kraju związkowym leżącym na zachód od Berlina, ale na terenie dawnej Niemieckiej Republiki Demokratycznej, wybrano wczoraj regionalny parlament. Wybory skończyły się już po zamknięciu tego wydania DGP, ale wszystko wskazywało na to, że rząd tego landu znów będzie współtworzyć Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna, która obecnie rządzi Saksonią-Anhalt z socjaldemokratami z SPD i Zielonymi, a premierem pozostanie jej polityk Reiner Haseloff. W ostatnim sondażu opublikowanym w piątek, a zrobionym przez instytut INSA, to właśnie chadecja prowadziła z 27 proc. poparcia.

Radykalnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec (AfD) była o 1 pkt proc. za nią, ale wcześniej zdarzały się sondaże, w których to ona wygrywała. Podium zamykali postkomuniści z Lewicy, a dopiero na piątym miejscu – jeszcze za SPD – byli Zieloni, którzy w ostatnich ogólnokrajowych sondażach są na drugim, a czasem nawet na pierwszym miejscu. Ich poparcie w tej prognozie to 8 proc. ankietowanych. Takie wyniki nie zaskakują, bo AfD na Wschodzie jest silna już od dłuższego czasu, a w poprzednich wyborach regionalnych zdobyła 23 proc. głosów, choć w skali całego kraju to poparcie wynosiło ok. 10 proc. Z kolei Zieloni, nawet jeśli teraz w Saksonii-Anhalt uzyskają jedynie 10 proc. głosów, w porównaniu do poprzednich wyborów z 2016 r. i tak podwoją swój wynik, bo pięć lat temu ledwo weszli do krajowego parlamentu.
Skąd ta różnica w liczącym 2 mln wyborców kraju związkowym w porównaniu do całej Republiki Federalnej? Wpływ na to, że Zieloni sobie radzą lepiej na zachodzie RFN, a AfD – na wschodzie, ma to, że w landach dawnej NRD żyje się biedniej. Pod względem poziomu PKB na mieszkańca wschodnioniemieckie landy w 2019 r. osiągnęły 73 proc. średniej całych zjednoczonych Niemiec. I to mimo że przez ostatnie 30 lat PKB tego regionu wzrósł czterokrotnie. Zwyczajowo elektorat radykalnej prawicy to ci, którym powodzi się gorzej.
Natomiast Zieloni to partia wyrosła z zachodnioniemieckich idei ekologii i pacyfizmu lat 70., która swoje korzenie ma w rewolcie studenckiej 1968 r. W NRD nikt się wówczas tak nie buntował, a uwarunkowania systemowe były zupełnie inne. Bardziej przyziemny powód to fakt, że radykalna prawica wykonała pracę u podstaw, czyli zbudowała we wschodnich landach struktury partyjne, a Zieloni sami przyznają, że ten temat zaniedbali. „To, czym Zieloni stali się na Zachodzie – alternatywą dla CDU, AfD stała się na wschodzie” – czytamy w „Die Welt”. Zwycięstwo AfD byłoby prestiżową porażką chadecji przed wrześniowymi ogólnokrajowymi wyborami parlamentarnymi. Z kolei jeśli lokalne struktury CDU zdecydują się na koalicję z AfD, chadekom znów grozi konflikt, ponieważ partyjne władze krajowe sprzeciwiają się wprowadzaniu Alternatywy na salony. ©℗