Od głosów radykałów z partii Vox zależy przyszłość lokalnego rządu w stolicy Hiszpanii. Tworzących go ludowców poparł niemal co drugi mieszkaniec miasta.

Sprzeciw wobec obostrzeń covidowych, zwrot na prawo i ostra krytyka lewicowego rządu centralnego pomogły Partii Ludowej (PP) wygrać wtorkowe wybory regionalne w Madrycie. Prezydentem wspólnoty autonomicznej pozostanie najpewniej Isabel Ayuso, która jednak nie zdoła rządzić bez przynajmniej nieformalnego wsparcia prawicowych radykałów z partii Vox. PP rządzi Madrytem od ćwierćwiecza.
Według danych z 99,9 proc. lokali PP zdeklasowała rywali, zdobywając 45 proc. głosów. W 136-osobowym Zgromadzeniu ludowcom zabraknie do samodzielnej większości czterech mandatów. Może ich dostarczyć Vox, który zdobył 9 proc. głosów i 13 posłów, choć nie jest wykluczone, że Ayuso nie zdecyduje się na zawiązanie formalnej koalicji i będzie chciała rządzić jedynie przy poparciu radykałów. Innego wyboru nie ma; trzy pozostałe partie, które weszły do parlamentu, identyfikują się z lewicą. Współrządzące krajem Hiszpańska Socjalistyczna Partia Robotnicza (PSOE) i koalicja Razem Możemy zdobyły odpowiednio 17 i 7 proc. głosów, co przełożyło się na 24 i 10 mandatów. Współlider tej ostatniej Pablo Iglesias, który dla startu w stolicy porzucił tekę wicepremiera, wycofał się z polityki. Stawkę uzupełnia lokalna partia Więcej Madrytu, która osiągnęła identyczny wynik jak PSOE.
Przedterminowe wybory w stolicy – monarchia jest podzielona na 17 wspólnot o szerokich kompetencjach – to efekt zwycięskiego gambitu Ayuso, która w marcu zerwała koalicję z liberalnymi Obywatelami (Cs). Zapalnikiem była polityka centralna. PSOE i Cs zawarły koalicję wymierzoną w kierowany przez PP rząd w Murcji, regionie położonym w południowo-wschodniej części kraju. Rozbieżności między PP i Cs rosły od dawna. W przeciwieństwie do liberałów Ayuso jest przeciwniczką obostrzeń covidowych wprowadzanych przez władze centralne. Ich decyzje bywały negowane przez inne regiony – niedawno Katalonia zapowiedziała bojkot pomysłu zakładania maseczek na plażach – ale to stolica szła w awangardzie sprzeciwu, nie godząc się na zamknięcie gastronomii nawet w szczycie pandemii.
Cs ponieśli klęskę, nie przekraczając progu i tracąc 26 mandatów. Za to antyobostrzeniowe poglądy Ayuso zbliżyły ją do Vox. Dotychczas radykałowie nie mieli wpływu na władzę w żadnej wspólnocie, choć ich posłowie wspierają rząd PP w Andaluzji. Po kryzysie w Murcji i zerwaniu koalicji w Madrycie ich nieformalne wpływy wzrosły i tam. Teraz to Vox zadecyduje, czy Ayuso będzie nadal rządzić, czy też trzeba będzie rozpisać nowe wybory. Logika polityczna wskazuje, że ta pierwsza opcja jest niemal pewna, co zresztą ogłosił już lider Vox Santiago Abascal w imię „niedopuszczenia lewicy do władzy”. Ostatnie sondaże pokazywały szybki wzrost poparcia dla PP i stopniowy spadek Vox. Drugie wybory nie tylko mogłyby pozbawić radykałów kilku mandatów, ale i sprawić, że ludowcy nie będą potrzebować ich głosów w Zgromadzeniu.
Lewica przekonuje, że wzrost wpływów Vox zagraża demokracji. PSOE w drugiej części kampanii zmieniła nawet hasło na „Nie chodzi tylko o Madryt. Chodzi o demokrację”. Napięcie wzrosło, gdy Iglesias otrzymał przesyłkę z pogróżkami i pociskami karabinowymi. Podczas debaty na antenie Cadena SER lokalny lider Vox Rocío Monasterio odmówił potępienia tego zdarzenia, a Iglesias opuścił studio, mówiąc, że zaangażowanie się w spór na ten temat byłoby „wybielaniem faszyzmu”. Ayuso wsparła Monasterię, tweetując: „Iglesias, zamknij za sobą drzwi. 4 maja”, a Abascal oświadczył nawet, że nie wierzy w prawdziwość pogróżek i nazwał Iglesiasa „płaczką” oraz „tchórzem”. PP także grała na sprzeciwie wobec totalitaryzmu, przekonując, że stawką jest „wolność lub komunizm”, a z Vox łączą ją „pewne sprawy fundamentalne”. Wybory parlamentarne w Hiszpanii odbędą się w 2023 r. W sondażach prowadzi PSOE.