Pandemia na subkontynencie przybrała niepokojący obrót, ale do najgorszych wskaźników ze Stanów Zjednoczonych jest jeszcze daleko.
Pandemia na subkontynencie przybrała niepokojący obrót, ale do najgorszych wskaźników ze Stanów Zjednoczonych jest jeszcze daleko.
Wielogodzinne kolejki, w których stoją karetki przed przepełnionymi szpitalami. Pacjenci odsyłani z kwitkiem. Rodziny kupujące tlen w butlach dla hospitalizowanych najbliższych. Krematoria na świeżym powietrzu. Takie sceny zdominowały opisy pandemii w Indiach. I chociaż sytuacja w drugim co do ludności kraju świata jest fatalna, warto pamiętać, że pod kątem pandemicznych statystyk Indiom wciąż daleko do USA. Aby osiągnąć całkowitą liczbę wykrytych infekcji ze Stanów Zjednoczonych, sytuacja w Indiach musiałaby pozostać zła aż do połowy czerwca. Dopiero wtedy liczba potwierdzonych zakażeń SARS-CoV-2 na subkontynencie zrównałaby się z obecnym poziomem Ameryki (prawie 39 mln) przy założeniu, że codziennie przez półtora miesiąca pozytywny wynik testu PCR będzie otrzymywało 320 tys. Indusów.
Doszlusowanie do Stanów Zjednoczonych jeszcze dłużej zajęłoby w przypadku liczby zgonów. Z powodu COVID-19 w Indiach zmarło dotychczas prawie 200 tys. osób, a dobowa liczba śmierci zbliża się do 3 tys. W tym tempie zrównanie z USA nastąpiłoby dopiero w połowie września, i to przy założeniu, że ludzie w Ameryce przestaną umierać z powodu koronawirusa, co jest mało prawdopodobne. Oczywiście porównanie to jest oparte na oficjalnych statystykach. A te w Indiach pozostawiają sporo do życzenia. Problematyczne jest raportowanie zgonów. Jak policzyli dziennikarze agencji Bloomberg, w stolicy stanu Uttar Pradeś oficjalnie z powodu COVID-19 między 11 a 16 kwietnia zmarło 145 osób, ale specjalny protokół kremacyjny został już zastosowany do trzy razy większej liczby zmarłych. W skali kraju zsumuje się to do olbrzymich wartości.
Krajowe badanie próbek krwi w grudniu 2020 r. pokazało, że z koronawirusem styczność miało ok. 22 proc. mieszkańców kraju. To 30 razy więcej, niż wynikałoby z oficjalnie wykrytej liczby przypadków. To jednak nikogo nie dziwi, bo te dwie wartości nie zgadzają się w żadnym kraju. Dziwi jednak fakt, że – jak szacował tygodnik „The Economist” – gdyby śmiertelność w Indiach była taka jak w Wielkiej Brytanii, taki odsetek zakażeń przełożyłby się na 10 mln zgonów. Tymczasem nadmorski stan Kerala w ubiegłym roku odnotował nawet spadek umieralności. Odkładając liczby na bok, pomimo fatalnej sytuacji i kiepskich widoków na szybką poprawę rząd w Nowym Delhi nie zdecydował się na wprowadzenie ogólnokrajowego lockdownu. Na razie takie decyzje wciąż są podejmowane na szczeblu lokalnym. Po maksymalne ograniczenie mobilności społecznej sięgnęły np. władze stanów Karnataka i Maharasztra.
Fatalna sytuacja w Indiach jest efektem wielu zaniedbań. Jesienna fala uśpiła czujność polityków, którzy zezwolili na obchodzenie świąt religijnych i organizowanie wieców wyborczych. Indie bardzo późno wzięły się również za zabezpieczanie dostaw szczepionek. Pierwszy kontrakt na dostawę 11 mln sztuk AstryZeneki dla pracowników służby zdrowia podpisano dopiero w styczniu. Rząd postawił na rodzimą produkcję, tymczasem lokalne firmy dopiero rozbudowują potencjał wytwórczy. W efekcie, chociaż podano ponad 100 mln dawek, zaszczepionych jest niecałe 10 proc. populacji. Tymczasem do Indii dociera pomoc z całego świata. Brytyjczycy posłali do swojej byłej kolonii urządzenia do pobierania tlenu z atmosfery, które pozwalają uzupełnić zapas gazu na miejscu w szpitalu. Stany Zjednoczone z kolei zobowiązały się wysłać składniki niezbędne do produkcji szczepionki AstryZeneki, która jest podstawą indyjskiego programu szczepień. Premier Narendra Modi rozmawiał o tym wczoraj z prezydentem Joem Bidenem.
Być może do Indii dotrą również dawki preparatu szwedzko-brytyjskiego koncernu, których nie zużyje Ameryka. Waszyngton zapowiedział, że wkrótce będzie gotów podzielić się ze światem 60 mln dawek, którymi już dysponuje. Chociaż w ramach Operacji Prędkość Warp Waszyngton zamówił 300 mln dawek szczepionki AstryZeneki, najprawdopodobniej nie wykorzysta żadnej; preparat jeszcze nie otrzymał dopuszczenia do użytku w USA, a biorąc pod uwagę tamtejsze tempo szczepień, może nie być potrzebny. Gdyby Amerykanie zdecydowali się posłać tak dużą liczbę dawek do Indii, byłaby to największa operacja tego typu podczas pandemii i poważne wsparcie dla kluczowego w Azji partnera, postrzeganego jako jedyna azjatycka przeciwwaga dla Chin.
Pozostało
80%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama