Prezydent Joe Biden przedstawi dzisiaj szczegóły swojego pakietu infrastrukturalnego dla Stanów Zjednoczonych. Propozycję czeka jednak ciężka przeprawa przez Kongres, więc podzielono ją na dwie części.

Prezydent Joe Biden zjawi się dzisiaj w Pittsburghu – mieście, w którym rozpoczął swoją kampanię prezydencką – gdzie zaprezentuje kolejny, flagowy projekt demokratycznej administracji. Pakiet na rzecz amerykańskiej infrastruktury ma dofinansować starzejący się krwiobieg gospodarki Stanów Zjednoczonych.

Jest co dofinansowywać. Stowarzyszenie zrzeszające inżynierów cywilnych niedawno wystawiło amerykańskim drogom tróję z minusem. To i tak lepiej niż dwója, którą ta sama organizacja stawiała rok w rok przez poprzednich kilka lat. Powód? Brak wystarczającego finansowania. Inżynierowie w tym roku szacowali, że do podciągnięcia dróg, mostów, torów, linii energetycznych i kanałów śródlądowych do piątki potrzeba ok. 3 bln dol.
Skąd taki brak środków w najbardziej rozwiniętej gospodarce świata? M.in. z obawy polityków przed gniewem elektoratu. Głównym źródłem utrzymania amerykańskich autostrad jest podatek odprowadzany od sprzedaży paliwa. A przynajmniej tak powinno być, ponieważ nie był on podnoszony od trzech dekad. W efekcie w USA podatki stanowią 18 proc. ceny benzyny, podczas gdy w Polsce jest to nieco ponad 50 proc. Od 2008 r. Kongres musi dosypywać do specjalnego funduszu drogowego, nie zawsze wykazując się przy tym szczodrością.
Joe Biden już zapowiedział, że nie chce podnosić ceny benzyny, ale nie ucieknie od trudnych pytań o finansowanie swojego planu. Z dotychczasowych zapowiedzi wynika, że zostanie on sfinansowany z podwyżek podatków od najlepiej zarabiających i firm. To z pewnością nie spodoba się republikanom, których poparcia Biały Dom będzie szukał dla swojej inicjatywy. Teoretycznie poprawa infrastruktury cieszy się w Waszyngtonie ponadpartyjnym poparciem. Już poprzednik Bidena Donald Trump liczył, że uda mu się przyjąć podobny pakiet, choć rozłożony na kilka lat, dzięki głosom z obu stron politycznego spektrum. Kongres jednak nawet się nie zajął prezydencką propozycją. W drugiej połowie kadencji Trump potrzebował politycznego kapitału na inne rzeczy i projekt poszedł w odstawkę.
Teraz zapał, przynajmniej po lewej stronie sceny politycznej, jest znacznie większy. Demokraci sprzedają pakiet nie tylko jako wizję przywrócenia blasku czemuś, z czego Amerykanie są tak dumni – wszak przez długie lata sieć tamtejszych autostrad była najdłuższa na świecie – ale też sposób na rozbujanie gospodarki po pandemii. W pakiecie mogą się też znaleźć inwestycje w zieloną gospodarkę, które obiecał Biden. Przedstawiciele administracji wspominali o dofinansowaniu budowy sieci ładowarek do aut elektrycznych.
Ostateczny kształt planu będzie jednak zależał od negocjacji z Kongresem, który w USA ma ostatnie słowo, gdy tylko w grę wchodzi wydawanie pieniędzy. Pytanie również brzmi, jaką taktykę przyjmą demokraci, jeśli nie będą w stanie dogadać się z republikanami. Tak było również w przypadku – zdawałoby się – niekontrowersyjnego pakietu antycovidowego. Republikanie zaparli się, że jest za drogi, i sami przedstawili propozycję o dwie trzecie skromniejszą.
Z obawy o spór z republikanami Biały Dom postanowił podzielić pakiet inwestycyjny na dwie części: mniej i bardziej kontrowersyjną. Mniej wątpliwości budzi infrastruktura – i dlatego idzie na pierwszy ogień. Prezydenccy eksperci początkowo jednak chcieli uczynić drogi i mosty elementem większego pakietu, który obejmował także wiele elementów socjalnych, np. tanie budownictwo społeczne czy darmową edukację w koledżach publicznych. Ten drugi, bardziej kontrowersyjny, na razie będzie musiał jednak poczekać.