Największym politycznym wygranym brexitu jest jego negocjator Michel Barnier. Trwa dyskusja, czy nie pokusi się teraz o zdetronizowanie prezydenta Emmanuela Macrona.

Europejczykiem 2020 r. ogłosił Michela Barniera szwajcarski dziennik „Le Temps” w uznaniu jego zasług za sfinalizowanie umowy handlowej z Wielką Brytanią. Porozumienie zawarte w Wigilię wieńczy czteroletnie wysiłki francuskiego polityka, który stery na brexitowym, wydawać by się mogło tonącym, statku pod unijną banderą objął tuż po referendum w Wielkiej Brytanii w 2016 r. Dopięcie porozumienia na ostatniej prostej i zabezpieczenie UE przed czarnym scenariuszem twardego brexitu spowodowało, że dla Michela Barniera, od dawna cenionego za dyplomatyczne umiejętności, z wielu europejskich stolic popłynęły gratulacje i wyrazy uznania. Co jednak ważniejsze, z porozumienia zadowoleni są sami Francuzi.
Umowa handlowa zabezpiecza interesy francuskich rybaków, którzy prowadzą połowy na brytyjskich wodach. Ta sprawa blokowała ostateczne porozumienie i jak w oczekiwaniu na wynik rozmów prowadzonych do późnych godzin nocnych żartowali dyplomaci negocjowano makrelę po makreli i śledzia po śledziu. Z porozumienia w ojczyźnie Michela Barniera może być zadowolony cały francuski biznes, bo umowa daje mu gwarancje bezpieczeństwa w handlu z Wielką Brytanią. Francja liczy też na to, że po 1 stycznia, kiedy zakończy się okres przejściowy i Wielka Brytania stanie się dla UE w praktyce krajem trzecim, Paryż wzmocni się jako centrum finansowe kosztem londyńskiego City.
Teraz pojawia się pytanie o przyszłość francuskiego polityka, który po 1 stycznia zostanie bezrobotny. Szwajcarska gazeta zastanawia się, czy z „wytrwałości i poczucia kompromisu” Michela Barniera skorzysta francuski prezydent Emmanuel Macron w polityce krajowej. – Chyba że zainteresowany ma inne ambicje – dodaje „Le Temps”.
Otoczony splendorem brexitowego sukcesu Michel Barnier może rzeczywiście mierzyć na krajowym podwórku wysoko. W 2022 r. we Francji odbędą się wybory prezydenckie i to, po co mógłby sięgnąć polityk, samo się nasuwa. Problem polega na tym, że w obecnym układzie sił we francuskiej polityce nie ma dla niego za dużo miejsca. Ten prawie 70-letni polityk od lat związany jest z Brukselą, do francuskiej polityki miałby powrócić po ponad dziesięciu latach przerwy. Jak mówi ekspert Polskiego Instytutu Międzynarodowego Łukasz Maślanka, Barnier niemalże całe swoje życie był związany z centroprawicową partią gaullistowską, która obecnie cierpi wręcz na nadmiar silnych osobowości, także o prezydenckich ambicjach. Aby uzyskać nominację na prezydenta, Barnier musiałby się najpierw zetrzeć w walce partyjnej, a na to już jest trochę za późno. Kandydat na prezydenta gaullistów zostanie wyłoniony lada moment, w połowie roku. – Jedyna silna postać na centroprawicy, która go popiera i z którą jest zaprzyjaźniony, to Laurent Wauquiez, szef republikanów w regionie liońskim. Prawdopodobnie więc to, co teraz Michel Barnier zrobi, to wróci do swojego matecznika w regionie Owernia Rodan Alpy i będzie startował w wyborach regionalnych, które zaplanowane są na 2021 r. Być może zostanie mu zaproponowana posada szefa regionu, co jest oczywiście ważną funkcją, ale we Francji, kraju silnie scentralizowanym, nie można tego porównywać np. z tym, czym w Niemczech jest funkcja premiera landu – podkreśla analityk.
Łukasz Maślanka przypomina, że kiedy w lipcu 2020 r. zmieniał się francuski rząd, Barnier miał ambicje objęcia urzędu premiera. – Został zaproszony wówczas na spotkanie z Macronem i był święcie przekonany, że prezydent mu tę funkcję zaproponuje. Tak się nie stało i w zasadzie było to nierealne z uwagi na niezakończone negocjacje brexitowe. W tej sytuacji trudno było sobie wyobrażać, by miał się przenieść do Paryża – zauważa.
Barnier mógł być podwójnie rozgoryczony, bo dokładnie rok wcześniej musiał pożegnać się z posadą przewodniczącego Komisji Europejskiej. Francuz miał być czarnym koniem wyścigu o to najważniejsze stanowisko w Brukseli, ale na ostatniej prostej Macron poświęcił go w zamian za funkcję szefa Europejskiego Banku Centralnego dla Francuzki Christine Lagarde, a na przewodniczącą Komisji Europejskiej wybrano Niemkę Ursulę von der Leyen. Wówczas również zgodnie uznano, że Michel Barnier powinien zająć się tym, co do tej pory wychodziło mu najlepiej, a więc negocjacjami z Brytyjczykami.
Brexit raczej przynosił więc pecha w osobistej karierze Francuzowi i pomimo sukcesu porozumienia wigilijnego ten trend wydaje się utrzymywać. A ogłoszenie go Europejczykiem 2020 r. i spekulacje na temat jego ambicji mogą mu utrudnić powrót do centrum krajowej polityki. Pojawia się pytanie, czy obecny francuski prezydent i lider liberalnego ugrupowania Republiko Naprzód postrzega Barniera jako zagrożenie. – Macron ma nadzieję, że powrót Barniera do polityki wewnętrznej będzie oznaczał mieszanie we własnym gaullistowskim obozie, a nie na francuskiej scenie politycznej – podkreśla Łukasz Maślanka.
Obóz Macrona mógłby wykorzystać jego obycie w brukselskiej dyplomacji. Ale Barnier także i tu ma pecha, bo posada sekretarza stanu do spraw europejskich jest zajęta przez Clementa Baune’a, polityka bliskiego Macronowi. Francuski prezydent mógłby jednak zaangażować Barniera do promowania swoich wizji zmian w UE, które zakładają o wiele większą współpracę w ramach UE i wzmocnienia w Europie współpracy obronnej w opozycji do NATO. Jak mówi ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, Barnier ma tę zaletę, że jest pozbawiony typowej francuskiej arogancji i odpowiada mu deliberacyjny stosunek do rzeczywistości panujący w Brukseli, odmienny od hierarchicznego porządku właściwego francuskiej polityce. – Alternatywą byłoby więc otrzymanie stanowiska przedstawiciela Francji przy UE lub stanowisko po obecnym sekretarzu. Barnier nadawałby się do promowania francuskich koncepcji reformy UE, ale w sposób, który nie będzie budził antagonizmów. Macron zazwyczaj robi to tak, że budzi sprzeciw ze strony tych, którzy są do niego sceptycznie nastawieni – dodaje Łukasz Maślanka.
W lipcu 2020 r. Barnier miał ambicje objęcia urzędu premiera