Szczepienia na Starym Kontynencie rozkręcą się na dobre dopiero w przyszłym roku.

Pierwszymi obywatelami UE, którzy otrzymali wczoraj preparat firm Pfizer i BioNTech, byli pensjonariusze domów opieki nad seniorami, w tym 91-letnia Gun-Britt Johansson ze Szwecji, 101-letnia Edith Kwoizalla z Niemiec, 96-letnia Araceli Hidalgo z Hiszpanii oraz 79-letni Leif Heiselberg z Danii. W gronie tym znaleźli się również przedstawiciele personelu medycznego ‒ jak 29-letnia Claudia Alivernini, pielęgniarka z Rzymu, czy Vladimír Krčméry, 60-letni lekarz zakaźnik i doradca słowackiego rządu ds. pandemii, a także politycy: premier Czech Andrej Babisz (66 lat) oraz minister zdrowia Bułgarii Kostadin Angełow (43 lata).
Na razie jednak akcja szczepień jest ograniczona do grup wysokiego ryzyka i ewentualnie polityków, którzy chcą w ten sposób dać przykład obywatelom.
Kropla w morzu potrzeb. Szczepienia ruszą na dobre dopiero w przyszłym roku z prostego powodu – na razie preparatu nie starczy dla wszystkich. Kraje Unii mają do końca 2020 r. otrzymać do podziału 20 mln dawek preparatu Pfizera, co starczy do zaszczepienia 10 mln ludzi, podczas gdy Wspólnotę zamieszkuje prawie 450 mln osób.

Nawet w krajach, gdzie akcja zaczęła się wcześniej, wyzwania logistyczne związane z tak olbrzymią operacją powodują opóźnienia. W Wielkiej Brytanii, gdzie podawanie preparatu rozpoczęto 8 grudnia, do 20 grudnia udało się zaszczepić ponad 600 tys. osób. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że to sporo, ale jeśli takie tempo miałoby się utrzymać, to zaszczepienie wszystkich Brytyjczyków zajmie ponad trzy lata.

Podobnie jest w USA, gdzie prezydent Donald Trump zapowiedział, że do końca roku preparat trafi do 20 mln Amerykanów. I chociaż placówki w całym kraju otrzymały już ok. 10 mln dawek, to na razie zaszczepić (a tak naprawdę podać pierwszą z dwóch dawek) udało się 2 mln osób.
Akcję przyspieszą nowe szczepionki. Amerykanie oprócz preparatu Pfizera i BioNTechu dystrybuują również szczepionkę firmy Moderna. Nadzory lekowe brytyjski i europejski jeszcze nie wydały w jego sprawie decyzji; w przypadku tego drugiego ma to nastąpić 6 stycznia. Natomiast jeszcze przed końcem roku Brytyjczycy chcą dopuścić do użytku preparat firmy AstraZeneca. Jeśli to się uda, pierwsi mieszkańcy Królestwa otrzymają go 4 stycznia.

Następna w kolejności, jeśli idzie o Europę, będzie szczepionka firmy Johnson & Johnson; w styczniu producent powinien podać do publicznej wiadomości wyniki trzeciej fazy jej badań klinicznych. Na pozostałe dwa preparaty, które za pośrednictwem umów z Komisją Europejską mają trafić do państw członkowskich, przyjdzie jeszcze poczekać. Koncerny Sanofi i GSK przesunęły rynkową premierę swojej szczepionki na drugą połowę roku po tym, jak nie wypadła podczas badań tak dobrze, jak się spodziewano. Preparat firmy CureVac dopiero wszedł w trzecią fazę testów klinicznych.

To odległa perspektywa, podczas gdy rządy chciałyby do lata zabezpieczyć przed wirusem przynajmniej osoby z grup ryzyka i seniorów. Dlatego szczególnie rząd w Londynie liczy na szczepionkę AstraZeneki, która jest łatwiejsza w przechowywaniu i dystrybucji niż preparaty Pfizera i Moderny. Nadzieje pokładane w preparacie są tym większe, że podczas gdy w większości krajów europejskich jesienna fala nieco zelżała, to nad Tamizą wciąż jest silna. Dziennik „The Times” napisał wczoraj, że przedstawiciele służby zdrowia przestrzegają rząd, że jeśli po świętach i Nowym Roku dojdzie do kolejnej zwyżki liczby przypadków, system się załamie.
Nowy wariant. To oczywiście związane jest z nową odmianą wirusa. Doprowadziła ona do wprowadzenia przed świętami nowych obostrzeń w południowej Anglii i w Londynie. Zakażenia tym szczepem wykryto również w innych krajach: Japonii, Francji, Szwecji, Kanadzie, Niemczech, Holandii, Australii, Singapurze oraz Danii.

Brytyjscy naukowcy, którzy zdążyli już wziąć pod lupę nowy wariant wirusa SARS-CoV-2, są zdania, że nie jest on bardziej śmiertelny i nie powoduje cięższego przebiegu COVID-19. Zakaża natomiast z większą łatwością niż pierwowzór – uczeni szacują, że o ok. 56 proc.

Producenci zapowiadają jednak, że ich preparaty będą działały również na nowy wariant wirusa. – Na razie wydaje nam się, że szczepionka powinna wciąż być skuteczna – zapewniał kilka dni temu Pascal Soriot, prezes AstraZeneki. Wtórował mu szef BioNTechu Uğur Şahin, którego szczepionkę produkuje Pfizer. – Na razie nie ma powodów do obaw i niepokoju – stwierdził, dodając, że w razie czego jego firma jest w stanie zmodyfikować swój preparat w sześć tygodni.
Nie tylko w Europie. Szczepienia ruszyły także w innych krajach. Wśród nich jest m.in. Meksyk, gdzie pierwszej osobie – 59-letniej Marii Ramirez, pielęgniarce ze stołecznego szpitala – preparat podano w wigilię. Do końca stycznia do kraju, w którym pandemia przybrała wyjątkowo brutalny przebieg (Meksyk jest czwarty na świecie, jeśli idzie o liczbę zgonów na COVID-19 – ponad 121 tys.), ma dojechać 1,4 mln dawek preparatu Pfizera, które trafią głównie do personelu medycznego. Szczepienia preparatem zaczęły również Chile i Kostaryka.

Argentyna otrzymała z kolei pierwszą partię rosyjskiej szczepionki Sputnik V, która nie została zgłoszona do rejestracji w żadnym zachodnim kraju. W Brazylii, która jest jednym z najbardziej dotkniętych pandemią krajów na świecie, akcja szczepień na skutek przepychanek politycznych rozpocznie się dopiero pod koniec stycznia. Prezydent kraju Jair Bolsonaro już zapowiedział, że preparatu nie przyjmie.