Na londyńskich dworcach pojawiły się w niedzielę tłumy mieszkańców brytyjskiej stolicy usiłujących opuścić miasto przed godz. 00.01 czasu GMT (01.01 czasu polskiego) kiedy wchodzi w życie zakaz podróży z wyjątkiem koniecznych przypadków.
W mediach społecznościowych pojawiły się nagrania ukazujące tłumy ludzi oczekujących na pociągi na stacji St. Pancras.
Minister zdrowia Matt Hancock powiedział, że "jest to zachowanie całkowicie nieodpowiedzialne", przyznał jednak, że większość ludzi stosuje się do poleceń obsługi. Wezwał do "ograniczenia kontaktów społecznych, wszędzie gdzie jest to możliwe ponieważ sytuacja jest śmiertelnie poważna".
Rząd brytyjski ogłosił w niedzielę, wkrótce po godz. 17 czasu polskiego wprowadzenie tzw. poziomu czwartego restrykcji w części kraju, m. in. w rejonie Londynu oraz środkowej i południowo wschodniej Anglii próbując zahamować szybkie rozprzestrzenianie się nowej, bardzo groźnej mutacji koronawirusa oraz szybkiego wzrostu liczby zakażonych i zmarłych.
Restrykcje przewidują m. in. zakaz spotykania się z osobami z innego gospodarstwa domowego, zamknięcie sklepów i firm, z wyjątkiem najbardziej niezbędnych, oraz zakaz przemieszczania się, zwłaszcza na duże odległości, z wyjątkiem absolutnie niezbędnych przypadków.
Poziomem czwartym restrykcji objętych jest ok. 21 mln osób.
Wkrótce potem rozpoczął się szturm na londyńskie dworce kolejowe. Do godz. 20 czasu polskiego - jak informują media - nie było już biletów na połączenia międzynarodowe na wielu stacjach, w tym Paddington, Kings Cross i Euston.
Burmistrz Londynu Sadiq Khan skrytykował rząd za "zbyt późne" ogłoszenie zaostrzenia restrykcji. Przypomniał, że wcześniej rząd zapewniał, że restrykcje zostaną złagodzone na okres świąt Bożego Narodzenia. Jego zdaniem zatłoczone stacje to "bezpośrednia konsekwencja chaotycznego sposobu ogłoszenia nowych restrykcji".