Przeciętne wynagrodzenie w przedsiębiorstwach we wrześniu wzrosło o 10,3 proc. w ujęciu rocznym. W październiku spodziewałem się zbliżonej dynamiki płac, czyli stabilizacji. W odniesieniu do produkcji przemysłowej spodziewałem się generalnie stabilizacji, nie zapominając jednocześnie o korzystnym układzie dni roboczych, który mógł tę dynamikę zwiększyć. W świetle nowych danych z rynku pracy i przemysłu nie rewiduję mojego myślenia o perspektywach inflacji w horyzoncie oddziaływania polityki pieniężnej.
Rzeczywiście, oczekiwania innych ośrodków były bardziej optymistyczne niż nasze. Dostrzegamy tę słabszą koniunkturę. To, co ja osobiście uznaję za istotną przyczynę, to otoczenie naszej gospodarki.
Niemcy w 2023 r. miały ujemny wzrost gospodarczy. W tym roku będą mieć wzrost zerowy. Ale cała strefa euro też nie ma imponujących wyników, więc na listopadowym posiedzeniu bardzo dużo czasu poświęciliśmy na analizę otoczenia polskiej gospodarki. Ono rzeczywiście powinno być uznawane za czynnik, który może nam osłabić dynamikę PKB.
Od kilku kwartałów analitycy prognozują, że jakieś odbicie w Niemczech powinno nastąpić.
Dlatego przyjmując scenariusz pesymistyczny, jeśli chodzi o odbicie w Niemczech, w projekcji listopadowej dokonano korekty prognoz wzrostu gospodarczego w porównaniu z projekcją lipcową. Ale w 2025 r. zakładamy wzrost PKB Polski powyżej 3 proc. To bardzo solidny wynik.
Nie mówimy o sytuacji jakiegoś dużego słabnięcia dynamiki PKB.
W skali roku mamy wzrost. I on mimo pewnych czynników niepewności będzie silny.
Moim zdaniem musimy jednak skupiać się na inflacji.
Tak, ale w I półroczu 2024 r. osiągnęliśmy cel inflacyjny. Jako członek RPP muszę powiedzieć, że wypełnienie mandatu inflacyjnego jest zawsze pierwszoplanowe. W tej chwili nie widzę na horyzoncie takich szoków gospodarczych, które by były wystarczającym argumentem, aby luzować politykę pieniężną. Scenariusz recesyjny nam nie grozi.
Per saldo fundamenty polskiej gospodarki są silne. Zakładam, że to będzie miało odzwierciedlenie w sile złotego. Ale jesteśmy częścią gospodarki globalnej, w której wiele się dzieje.
Jesteśmy po kampanii prezydenckiej. Jest wiele kwestii, których rozstrzygnięcia dopiero muszą zapaść, żebyśmy mogli w jakiś sposób ocenić ich wpływ. Jaki ma być stopień otwartości gospodarki amerykańskiej? Co z cłami? Czy rzeczywiście będą starania o przenoszenie produkcji do USA? Jaka będzie polityka fiskalna i co będzie się działo na rynku obligacji? Idąc dalej, trzeba będzie gruntownie analizować i monitorować mechanizm transmisji na polską gospodarkę. Na ten moment prostego, istotnego przełożenia nie widać, może z wyjątkiem rynku obligacji, choć – jak mówiłem – jego perspektywy to w tej chwili także niewiadoma.
Zawsze przyglądamy się uwarunkowaniom i decyzjom głównych banków centralnych. Możliwy pewien proinflacyjny wpływ działań nowej administracji skłania ku myśleniu, że luzowanie polityki pieniężnej w USA może następować w mniejszej skali, niż się ostatnio spodziewano.
Problem konkurencyjności gospodarki europejskiej względem amerykańskiej może być ważną przesłanką za tym, żeby Europejski Bank Centralny luzował politykę pieniężną. My rzeczywiście jesteśmy bardziej powiązani z gospodarką europejską. Ale przecież i nasze rozważania od jakiegoś czasu koncentrują się na potencjalnych obniżkach stóp, a nie odwrotnie. Nie sądzę, by decyzje innych banków mogły istotnie zmienić naszą sytuację.
Kształt polityki fiskalnej był ważnym elementem dyskusji przy okazji projekcji listopadowej. I trzeba podkreślić, co wielu ekonomistów zauważa, że polityka fiskalna nie wzmacnia scenariusza dezinflacyjnego.
Niekoniecznie. Zmiany stóp procentowych działają gdzieś w perspektywie roku.
To prawda. Ale w marcu – gdy, jak sądzę, zaczniemy dyskusję na temat obniżek stóp procentowych – inflacja konsumencka będzie wciąż przekraczać 4 proc. Będzie jeszcze kilka kwartałów z inflacją powyżej celu, ale ona będzie stopniowo malała. Jeżeli ten dezinflacyjny scenariusz rzeczywiście wystąpi w latach 2025 i 2026, to obecny poziom stóp procentowych z każdym kwartałem oznaczałby większą restrykcyjność polityki pieniężnej.
To musi być zgodne z założeniami polityki pieniężnej i celami NBP. Chodzi o stabilność cen w średnim okresie. Bardzo ważną kwestią jest właściwy dobór tempa powrotu inflacji do celu. Gdybym miał pewność, że wypełnienie tego mandatu jest osiągalne przy coraz mniejszej restrykcyjności polityki pieniężnej, to oczywiście można ją zmniejszać. Nie chodzi o to, by sprowadzić inflację do celu szybko, ale aby zrobić to mądrze. RPP w sposób elastyczny określa pożądane tempo powrotu inflacji do celu, jeżeli inflacja okresowo kształtuje się powyżej lub poniżej celu, w tym również poza określonym przedziałem odchyleń od celu.
Zgadzam się z tym, że długo okresowo demografia będzie czynnikiem absolutnie fundamentalnym dla rozwoju społeczno-gospodarczego w ogóle. Ale zakładam także, że znajdą się rozwiązania, które będą niwelowały tę niekorzystną sytuację z punktu widzenia wzrostu gospodarczego.
Mam na myśli raczej automatyzację produkcji. Wiadomo, że złotą erę kapitalizmu po II wojnie światowej mamy już raczej dawno za sobą. W gospodarce światowej w długiej perspektywie dynamika wzrostu może być słabsza niż jeszcze kilka dekad temu. Gdyby ten scenariusz miał się zrealizować, sprzyjałoby to niższym stopom.
Tak. Ale jednocześnie chciałbym podkreślić, że od ponad 30 lat szybko gonimy bogate kraje pod względem rozwoju gospodarczego, także w ostatnich latach szoków gospodarczych. Zakładam, że będziemy tę relatywnie wysoką dynamikę potrafili utrzymywać oraz że konwergencja gospodarki będzie postępować. ©℗