Nazwisko kandydata Koalicji Obywatelskiej, zgodnie z niedawną deklaracją premiera, ma zostać ogłoszone 7 grudnia. Miesiąc wcześniej, 11 listopada, mamy zaś poznać tożsamość osoby, która o schedę po Andrzeju Dudzie powalczy w imieniu głównej partii opozycyjnej.
– My mamy ten komfort, że mamy naprawdę świetnych kandydatów – dwóch faworytów, czyli Rafała Trzaskowskiego i Radka Sikorskiego, i w odwodzie jeszcze ewentualnie – choć uważam to za mało prawdopodobne, bo jego miejsce jest w rządzie – Donalda Tuska. PiS ma problem, bo wybiera między kompletnie nieznanymi ludźmi, jak Karol Nawrocki, a ludźmi kompletnie zgranymi, jak Mariusz Błaszczak – mówi nam Marcin Bosacki, który nie kryje, że jest zwolennikiem startu obecnego szefa MSZ. – Myślę, że rozsądnie byłoby poczekać, aż zostanie ogłoszony kandydat PiS, i wtedy przeprowadzić bardzo wnikliwe badania tego, który z naszych potencjalnych kandydatów wypada lepiej w pogłębionych sondażach symulujących II turę – dodaje Bosacki.
Aktywność Sikorskiego w ostatnich tygodniach wzrosła
Minister spraw zagranicznych często pojawia się w mediach, a tydzień temu wygłosił wykład na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. – Od kiedy dostał od Tuska zapewnienie, że nic nie jest jeszcze przesądzone, wziął się do roboty, jest wszędzie, walczy – tłumaczy nam osoba z otoczenia szefa MSZ.
Uaktywnił się także prezydent Warszawy, któremu notabene premier również miał jakiś czas temu dać sygnał, że partyjną nominację ma w kieszeni. W ostatni piątek Trzaskowski wystąpił na spotkaniu z mieszkańcami Bielska-Białej – to część prekampanii, którą Trzaskowski rozpoczął dwa tygodnie temu na konwencji Koalicji Obywatelskiej. Tam również doszło do pierwszego pojedynku na przemówienia między włodarzem stolicy a szefem polskiej dyplomacji. Sala lepiej przyjęła występ Sikorskiego, to on dostał więcej braw. Było widać, że zarówno działacze, jak i sam Tusk lepiej się bawili, słuchając szefa MSZ. – Mnie z racji poglądów bliżej do Trzaskowskiego, ale uważam, że notowania Radka w partii znacznie wzrosły – ocenia jeden platformianych liberałów.
Inny przyznaje jednak, że faworytem wciąż jest prezydent Warszawy. – Gdyby teraz miało dojść do prawyborów, zwyciężyłby Trzaskowski stosunkiem 80 proc. do 20 proc. – przewiduje jeden z polityków Platformy, choć zaznacza, że na tego typu przedsięwzięcie partia tym razem się nie zdecyduje. – Tusk jest politykiem racjonalnym i na końcu wskaże tego, kto będzie dawał największe szanse na wyborcze zwycięstwo – dodaje kolejny z naszych rozmówców.
Platforma zorganizowała prezydencki plebiscyt dwukrotnie – w 2010 r. i w 2019 r.
Przed 14 laty w przedwyborcze szranki stanęli Bronisław Komorowski i Radosław Sikorski. Zdecydowanie wygrał ówczesny marszałek Sejmu, otrzymując ponad dwa razy więcej głosów niż jego konkurent (68,5 proc. do 31,5 proc.). Ambitny szef polskiej dyplomacji nigdy się nie pogodził z przegraną – w 2019 r. zasugerował nawet w jednym z wywiadów, że tamte prawybory były ustawione. – Aparat partyjny miał swojego faworyta – tłumaczył Sikorski w rozmowie z portalem Gazeta.pl pytany, skąd tego typu przypuszczenia.
Choć w 2019 r. także rozważał udział w prawyborach, ostatecznie zrezygnował ze startu. Do rywalizacji stanęli Małgorzata Kidawa-Błońska i Jacek Jaśkowiak. Wygrała ówczesna wicemarszałek Sejmu, jednak finalnie i ona musiała porzucić marzenia o prezydenturze. Gdy na skutek sporów wewnątrz Zjednoczonej Prawicy i braku zgody Senatu nie doszły do skutku zaplanowane na 11 maja 2020 r. wybory kopertowe, KO skorzystała z okazji, by zmienić kandydata. Słabo wypadającą w sondażach Kidawę-Błońską zastąpił Rafał Trzaskowski, który nieznacznie przegrał z obecną głową państwa (różnica głosów w II turze wyniosła ok. 420 tys.).
PiS rozważa prawybory
Organizację prawyborów rozważa za to PiS, które nie może się zdecydować, komu powierzyć misję utrzymania władzy w Pałacu Prezydenckim. – Nasz problem polega na tym, że są remisy. Są różne płaszczyzny porównawcze, różne kryteria, w niektórych przypadkach nawet kilkanaście. To jest punktowane i później, jak dochodzi do podsumowań, to mamy remisy i na tym polega problem. Gdyby tych remisów nie było, to być może już byłaby decyzja – tłumaczył w zeszłym tygodniu prezes PiS Jarosław Kaczyński.
W prawyborach miałoby wziąć udział kilku kandydatów, m.in. szef klubu PiS Mariusz Błaszczak, europoseł Tobiasz Bocheński, były wiceszef MSZ Marcin Przydacz, obecny szef IPN Karol Nawrocki, a niewykluczone, że również były minister edukacji Przemysław Czarnek.
Decyzji co do startu w wyborach wciąż nie podjął marszałek Sejmu Szymon Hołownia, natomiast Lewica zamówiła badania, w których sprawdza szanse kilkorga swych popularnych polityków i polityczek, m.in. minister rodziny Agnieszki Dziemianowicz-Bąk, wicemarszałek Sejmu Magdaleny Biejat oraz wicepremiera Krzysztofa Gawkowskiego. – W grudniu będą wyniki i wtedy pewnie podejmiemy decyzję – mówi nam jedna z parlamentarzystek Lewicy.
Start ogłosił za to jeden z liderów Konfederacji – Sławomir Mentzen, który od sierpnia prowadzi prekampanię prezydencką. ©℗