W niektórych miastach koszty zrzucania ścieków sanitarnych do rzek są nawet kilkukrotnie wyższe niż wcześniej.

Przelew burzowy to urządzenie, które odprowadza nadmiar wody deszczowej do rzeki. Ale tam, gdzie są one elementem kanalizacji ogólnospławnej, ścieki sanitarne i deszczówka są odprowadzane tymi samymi przewodami do oczyszczalni. Gdy ta osiągnie maksimum swojej pojemności − co może nastąpić np. w trakcie intensywnych burz − wszystko odprowadzane jest do rzeki. To problem wielu dużych i starych miast, w których kanalizacja powstawała po pierwsze po to, żeby transportować ścieki do rzek, a po drugie w warunkach, w których spływ wody deszczowej do kanalizacji nie był tak duży ani tak częsty. Dziś miasta te borykają się jednak z przyspieszonym spływem deszczówki, na który wpływa m.in. postępujące utwardzanie powierzchni i zmiana klimatu.

Problem w tym, że opłaty, które muszą ponosić spółki wodno-kanalizacyjne, powiązała z przelewami burzowymi specustawa odrzańska. Od początku roku, jeśli w danym kwartale takie urządzenie zostanie uruchomione chociaż raz, przedsiębiorstwo poniesie koszt w wysokości 10 proc. opłaty zmiennej za odprowadzanie ścieków oczyszczonych z oczyszczalni, obsługującej system kanalizacyjny, w którym znajduje się dany przelew burzowy. A w mieście może ich być nawet kilkadziesiąt. − Gdyby ich nie było, nadmiar opadów powodowałby wylewanie mieszaniny ścieków sanitarnych oraz wód deszczowych na tereny zamieszkane − zauważa rzeczniczka Wodociągów Miasta Krakowa.

Do rzek dostaje się więcej zanieczyszczeń

Korzystanie z przelewów burzowych sprawia jednak, że do rzek dostaje się więcej zanieczyszczeń ze ścieków, z drobnoustrojów, metali czy plastiku. Zdaniem PGW Wody Polskie opłaty mają na celu „bezpośrednie wpływanie na poprawę jakości środowiska, a w szczególności jakości rzek”, zgodnie z zasadą „zanieczyszczający płaci”.

Doktor Szymon Mielczarek, kierownik projektów rozwojowych w Ecol-Unicon, podkreśla, że opłaty zmienne za przelewy burzowe nie są nowością. Wcześniej jednak odnosiły się do odprowadzonych ładunków, np. chlorków czy siarczanów. − Takie podejście miało sens, gdyż odnosiło się do konkretnego zrzutu, jednak z uwagi na brak przystosowania technologicznego do pomiarów online jakościowych w praktyce nikt tych opłat nie odprowadzał – tłumaczy.

Nowe opłaty okazały się dużym obciążeniem dla spółek wodno-kanalizacyjnych

− Wartości te w niektórych przypadkach nawet kilkakrotnie wyższe od wysokości dotychczas naliczanych opłat za odprowadzanie ścieków. W wielu przypadkach przed nowelizacją nie naliczano opłat za przelewy burzowe – przekazuje DGP Izba Gospodarcza Wodociągi Polskie (IGWP).

Choć Wody Polskie uważają, że od wprowadzenia przepisów minął zbyt krótki okres, by dokonać oceny ich wpływu na branżę wodno-kanalizacyjną, to spółki dzielą się z DGP swoimi wyliczeniami. Katowickie wodociągi szacują, że wzrost opłat za usługi wodne wyniesie ok. 45 proc.; w Toruniu jeśli dojdzie do uruchomienia każdego z przelewów w kwartale, to opłata zmienna wyniesie 220 tys. zł. Dotychczas było to ok. 10 tys. zł. Kraków w ubiegłych latach nie ponosił opłat za działanie przelewów burzowych, a w pierwszym półroczu 2024 r. wyniosły one 1,8 mln zł.

Dodatkowe opłaty miały zachęcić branżę do modernizacji systemów kanalizacyjnych i budowy nowych, bardziej efektywnych urządzeń do retencjonowania i oczyszczania wód opadowych i roztopowych. − Obserwując działania spółek wodociągowych, które posiadają w swoim utrzymaniu kanalizację ogólnospławną, od wejścia w życie ustawy o rewitalizacji rzeki Odry widzimy zdecydowanie większe zainteresowanie rozwiązaniami dedykowanymi dla tego typu systemów – przyznaje dr Mielczarek.

Wodociągi Miasta Krakowa w ciągu ostatnich lat prowadziły m.in. budowę kolektora retencyjnego, wdrażanie modelu hydraulicznego czy montaż urządzenia piętrzącego oraz podczyszczającego. Spółka już w 2011 r. nałożyła na inwestorów obowiązek retencjonowania wód opadowych dla obiektów kubaturowych przyłączanych do kanalizacji ogólnospławnej. Z kolei w planach inwestycyjnych warszawskiej spółki znajduje się m.in. system zarządzania siecią kanalizacji ogólnospławnej dla ścieków. Ma on na podstawie prognoz pogodowych oraz danych z sieci kanalizacyjnej „kierować” pracą urządzeń, aby „jak najszybciej i najsprawniej, zmagazynować wodę spływającą do kanalizacji z warszawskich ulic”. W Szczecinie spółka wodociągowa stara się obniżyć koszty m.in dzięki budowie zbiornika retencyjnego. Z kolei Katowice zdecydowały o likwidacji czterech przelewów.

− Obecny system opłat jednak nic nie zmienił w kontekście ochrony rzeki czy innego odbiornika. Opłata zmienna w praktyce nie zależy od rzeczywistego ładunku zrzucanego do środowiska – tłumaczy. − Można mieć wrażenie, że ustawodawca zmienił podejście tylko po to, żeby pobierać dodatkową opłatę, której wcześniej nie mógł wyegzekwować. W rzeczywistości opłata zmienna, która miała się odnosić do konkretnego uruchomienia przelewu burzowego, teraz nie ma z nim dostatecznego powiązania. Przelew burzowy może zrzucić ładunki zagrażające życiu biologicznemu rzeki i nikt tego nie skontroluje – kwituje dr Mielczarek.

Budowa sieci kanalizacji deszczowej oraz zielono-błękitnej infrastruktury to też jeden z celów, na który Ministerstwo Klimatu i Środowiska chce przeznaczyć 7 mld zł w ramach wspierania małej i dużej retencji. − Bez wątpienia każdy program mający na celu wsparcie inwestycji w gospodarce wodno-ściekowej jest cenny i przybliża nas do spełnienia wymogów wprowadzanych dyrektyw UE − przekazuje nam IGWP. − Należy jednak pamiętać, że trudna sytuacja taryfowa trwająca od wielu lat spowodowała zapaść finansową w wielu przedsiębiorstwach wodno-kanalizacyjnych, które utraciły możliwość inwestowania. Obecnie wiele przedsiębiorstw nie posiada środków na wkład własny do tego typu programów, o czym też należy pamiętać w kontekście dotacji – dodaje izba. ©℗