Inicjatywa związkowców z Solidarności dotycząca ogólnokrajowego referendum ws. Zielonego Ładu nie wywołuje większego zainteresowania. Do tej pory do Komisji Krajowej Solidarności wpłynęło raptem 201 tys. podpisów, choć niecały miesiąc temu przewodniczący rolniczej „S” Tomasz Obszański zapowiadał na łamach DGP, że komplet 500 tys. sygnatur uda się zgromadzić jeszcze przed wyborami do europarlamentu.
Tak wyśrubowany termin prawdopodobnie nie był wybrany przypadkowo. Zielony Ład to obecnie chwytliwe i populistyczne hasło, na którym można budować poparcie społeczne. Mobilizacja elektoratu rolniczego i wiejskiego – pod przykrywką zbierania głosów za ratowaniem polskiej gospodarki – mogła więc być obliczona na efekt wyborczy przy eurournach.
Na razie obywatelska akcja wyraźnie spowolniła. Podczas organizowanej przez „S” demonstracji związkowców w Warszawie w połowie maja udało się zebrać – jak twierdzą sami zainteresowani – ok. 150 tys. podpisów. Od tamtej pory przybyło więc ledwie 50 tys., czyli 10 proc. wymaganej liczby. – Zapał nie opadł, ale weszliśmy w okres prac polowych, jesteśmy bardziej ograniczeni czasowo, więc, co naturalne, zaangażowanie naszych związkowców w terenie w kwestię referendum jest mniejsze – wyjaśnia mi Edward Kosmal, wiceszef Solidarności Rolników Indywidualnych.
Nie tłumaczy to jednak kompletnego przestrzelenia zapowiadanych rezultatów względem rzeczywistości. Wyjście rolników w pole na przełomie maja i czerwca i spadek ich zainteresowania polityką były do przewidzenia i ciężko posądzać Solidarność o taką krótkowzroczność.
Można więc odnieść wrażenie, że nie sam cel jest w ich działaniach najważniejszy, ale droga do niego. Tym bardziej że tradycje rozpisywania ogólnokrajowych referendów są w Polsce nikłe, bo sam proces legislacyjny tej formie plebiscytów nie sprzyja. Jest rozwlekły, wieloetapowy i choć inicjatywa wychodzi od obywateli, to – co chyba najistotniejsze w tym przypadku – wymaga pełnego poparcia parlamentu. Zgodnie z art. 63. ust. 1 ustawy z 14 marca 2003 r. zebranie co najmniej 500 tys. podpisów od osób mających prawo udziału w referendum nie musi być bowiem wystarczające do jego przeprowadzenia.
Pół miliona podpisów trafia do marszałka Sejmu, który wniosek o przeprowadzenie referendum kieruje na posiedzenie izby niższej parlamentu. Do jego przyjęcia wymagana jest bezwzględna większość głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów. Trudno sobie wyobrazić scenariusz, w którym mająca w Sejmie większość Koalicja 15 października przychyliłaby się do propozycji prawodawczej, która wyszła ze środowisk związanych z PiS.
Inicjatorzy z pewnością zdają sobie z tego sprawę. Wiedzą, że temat Zielonego Ładu nie jest tak ważki społecznie, by rządząca koalicja czuła presję obywatelską i miała – po raz raptem siódmy w wolnej Polsce – „sięgnąć po najwyższą formę demokracji bezpośredniej, jaką jest referendum”, jak sama o inicjatywie pisze NSZZ „Solidarność”. Tym bardziej jeśli ostatnie takie przedsięwzięcie – z 2023 r., równoległe do wyborów parlamentarnych – skończyło się klapą, bo zaledwie w jednym województwie (podkarpackim) frekwencja przekroczyła próg 50 proc.
Opcją rezerwową, choć równie mało prawdopodobną, byłoby przejęcie tematu przez prezydenta RP, który mógłby zarządzić referendum, pomijając głosowanie w Sejmie. Jednak nawet i taki ruch niewiele zbliżyłby inicjatorów do celu, bo po pierwsze – wynik referendum jest wiążący, tylko jeżeli wzięła w nim udział więcej niż połowa osób uprawnionych do głosowania (o co byłoby bardzo trudno), a po drugie – nawet ważność referendum nie wywołuje automatycznego skutku prawodawczego.
– Oznacza jedynie konieczność podjęcia przez właściwe organy władzy publicznej działań w celu urzeczywistnienia wyniku referendum. A to bardzo ogólne sformułowanie – tłumaczy dr Tomasz Lewandowski z Wydziału Psychologii i Prawa Uniwersytetu SWPS w Poznaniu. Zwraca on jednak uwagę, że już samo zarządzenie referendum uruchomiłoby kampanię wokół idei Zielonego Ładu, a dyskusja – biorąc pod uwagę aktualne trendy kampanii wyborczej do europarlamentu – mogłaby bardzo łatwo przenieść się na poziom debaty wokół obecności Polski w strukturach UE. I właśnie na wywołaniu kolejnej fali dyskusji o Zielonym Ładzie i polityce klimatycznej UE zapewne najbardziej zależy związkowcom. ©℗