Zapewne jedyną zadowoloną z ucieczki naszego sędziego na Białoruś jest jego była żona. Przez pewien czas „mała Emi” cieszyła się popularnością, ujawniając istnienie grupy internetowych hejterów pod wodzą wiceministra sprawiedliwości. Kiedy jednak się okazało, że wiarygodność jej doniesień nie jest duża, zainteresowanie jej osobą spadło. Aż tu nagle taka heca! Eksmałżonek zyskał status upadłego, Polska zainteresowała się zatem, co wiedziała „mała Emi” o domniemanej agenturalnej aktywności byłego męża. Otóż nic nie wiedziała. A przecież, jak sama uważa, miała zły charakter i ciągle starała się sprawdzać, czy mąż nie ma „drugiego życia”. Jak się wydaje, pod tym pojęciem rozumie ona, cóż, inne baby. Ale nic nie ma. Ani bab, ani szpiegów, ani – najlepiej – uwodzicielskich bab agentek. A zdarzają się takie! W każdym razie w filmach, lecz chyba nie w tych, które kręcą ludzie Łukaszenki.
„Mała Emi” jest wyjątkiem, bo reszta Polek i Polaków niespecjalnie ma się z czego cieszyć. Oto najprawdopodobniej karmiliśmy robota, który najpierw rozgrywał jedną stronę polskiego sporu, a potem drugą. Bolesne, ale nawet w Anglii zdarzali się szpiedzy – i to ruscy jak nie wiem. Upadkiem polskich elit w 2024 r. trzeba jednak nazwać sytuację, w której ważny problem podmieniają zagadnieniem kukułczego jaja. Co tam agent, najważniejsze, by ludzie wiedzieli, że to człowiek PiS. Nie, to człowiek PO. Nie, człowiek Ziobry. Eeee, to człowiek Komorowskiego.
Przekaz dnia, którym częstują nas Telewizja Republika oraz kilku bliskich jej polityków, jest komicznie fałszywy. Republika uspokaja zdziecinniałych widzów, że Szmydt został mianowany sędzią WSA przez Komorowskiego, z czego przecież nic nie wynika, poza tym, że w RP nominacje sędziowskie podpisuje prezydent. Dalej: Szmydt zdradził Zjednoczoną Prawicę i nadawał na nią w antypisowskich mediach. No, przykre, że ludzie zdradzają swoich, ale nie czyni to jeszcze z nich „ludzi Tuska”, a tylko miglanca bez zasad. Za to obóz tuskowców wskazuje, że (domniemany) agent wywiadu Białorusi był spleciony z układem pisowskim, czyli PiS jest spleciony z wywiadem białoruskim, a ten stanowi akwizytora wywiadu rosyjskiego, a zatem...
Myślę, że symetrii między Republiką a „państwem Tuska” nie ma. Republika bzdurzy, aż uszy bolą, ale to „państwo Tuska” rozpoczyna serial: „Dzisiejsza opozycja to agenci rosyjskiego wywiadu”. Kłamstwa Republiki trzeba potępiać jak każde kłamstwo. Ale panikować należy w sprawie możliwych realnych działań, a te są obecnie w rękach rządu. Jaką akcję służb przeciwko PiS przygotowuje Donald Tusk, skoro zbolałym głosem obwieszcza, że, wiecie-rozumiecie, agentura jest w opozycji? Posłuszny bulterier premiera, znany demokrata Roman Giertych, już nawołuje do delegalizacji PiS, największej partii opozycyjnej.
Można się śmiać, ale lepiej jest widzieć rzeczywistość – władza chce wykorzystać hańbę Szmydta, by ugrać swoją brudną grę. Dolary przeciwko orzechom, że Jarosław Kaczyński zrobiłby w czasie swoich rządów tak samo albo podobnie. Ale to nie on teraz rządzi i to nie on jest zwierzchnikiem służb. Zresztą z jego gadulstwa, a nawet z lex Tusk, aż tak wiele jednak nie wynikło, na szczęście.
À propos, w czasach okupacji Polski przez Prawo i Sprawiedliwość wskutek zmiany barw partyjnych przez radnego Kałużę sejmik wojewódzki na Śląsku został przejęty przez PiS. Arytmetyka wskazywała, że PiS obejdzie się smakiem, ale... Wybrany przeciwko pisowcom radny przybił pisowcom piątkę, kiedy tylko pokazali mu oni naprawdę duuuży słoik z konfiturą. Jego postępek po stokroć słusznie wzbudził oburzenie moralne, także w Koalicji Obywatelskiej. Parę dni temu dwoje radnych w sejmiku podlaskim zadygotało na widok konfitur i porzuciło PiS, no, zgadnijcie dla kogo – dla Koalicji Obywatelskiej. Niczym „mała Emi” rozemocjonowani zdradą działacze tej koalicji tracą okazję, by siedzieć cicho, i cieszą się na głos: „Brawo Podlasie!”. Bo jak jedna kałuża, to świnia, a jak dwie, to demokraci. ©Ⓟ