Rząd czeka na podpis prezydenta pod ustawą budżetową m.in. po to, by móc zaplanować jej nowelizację. Plan ten może utrudnić ewentualne skierowanie jej do Trybunału Konstytucyjnego.

W związku z tym, że ustawa wpłynęła na biurko prezydenta w terminie, już w zeszłym tygodniu rząd zagwarantował sobie, że odpada wariant skrócenia kadencji Sejmu. Teraz pożądanym przez rząd wariantem jest oczywiście podpis prezydenta, co definitywnie zakończyłoby prace nad tegorocznym budżetem państwa. Problem w tym, że wciąż nie można wykluczyć dużo gorszego z punktu widzenia rządu wariantu, czyli skierowania ustawy do Trybunału Konstytucyjnego, do czego prezydent ma prawo zgodnie z art. 224 konstytucji.

Z takim scenariuszem liczy się nasz rozmówca z rządu. – W sensie prawnym istnieje możliwość skierowania budżetu do TK, gdy jest możliwość postawienia zarzutu naruszenia konstytucji. Jak dotąd nie słyszałem, na czym ta niekonstytucyjność miałaby polegać, ale ponieważ temat stał się polityczny, to niczego nie można wykluczyć – przyznaje.

Jeszcze w zeszłym tygodniu przedstawiciele Pałacu Prezydenckiego nie chcieli nawet sugerować, kiedy należy się spodziewać decyzji Andrzeja Dudy. – Ustawa wpłynęła do nas w czwartek. Zgodnie z konstytucją prezydent ma siedem dni na podjęcie decyzji – mówi osoba z otoczenia głowy państwa.

Pierwsza istotna konsekwencja ewentualnego skierowania budżetu do TK jest związana z tym, że do czasu rozstrzygnięcia będzie obowiązywać jedynie projekt ustawy. I, jak zauważa rozmówca DGP z rządu, blokuje to możliwość nowelizowania planu finansowego państwa w trakcie roku. A taką konieczność, nawet już w perspektywie kilku miesięcy, rząd poważnie bierze pod uwagę. – Nowelizacja budżetu jest możliwa, to prawda. Musimy jeszcze dokonać przeglądu strony wydatkowej i przychodowej. Natomiast kiedy taka potencjalna nowelizacja będzie miała miejsce, o tym zadecydujemy w najbliższych miesiącach – mówił niedawno minister finansów Andrzej Domański na antenie Polskiego Radia.

Może ona wynikać z tego, że budżet przygotowany przez rząd Donalda Tuska w dużej mierze musiał bazować na ustawie przygotowanej jeszcze przez rząd Mateusza Morawieckiego. A to oznacza, że nie uwzględnia wszystkich planów obecnej ekipy rządzącej. Także eksperci uważają, że nowelizacja może się okazać konieczna. Główny ekonomista Credit Agricole Jakub Borowski w podcaście DGP „Z Drugiej Strony” zwracał niedawno uwagę na wysoką dynamikę dochodów przyjętą w aktualnej ustawie budżetowej, która może się okazać nader optymistyczna. – Najpewniej nie będzie zysku NBP w wysokości 6 mld zł, będziemy mieć trochę niższą inflację (w stosunku do założonej w ustawie budżetowej – red.), co jest czynnikiem ryzyka w dół dla dochodów, a w przypadku VAT mamy założony bardzo duży wzrost dochodów, z którego materializacją będzie problem – ocenił ekonomista.

Druga konsekwencja skierowania ustawy do TK, której obawiają się rządzący, to opóźnienie wdrożenia 20-proc. podwyżek dla budżetówki. – Ponieważ tzw. przepisy podwyżkowe mówią o dokonaniu tego naliczenia w określonym interwale po ogłoszeniu ustawy budżetowej, to póki ona nie jest ogłoszona, to z samego planu finansowego, czyli projektu ustawy, nie możemy tego zrobić – przekonuje rozmówca z rządu. O jakim opóźnieniu mowa? Zgodnie z art. 224 ust. 2 konstytucji TK powinien rozstrzygnąć w sprawie budżetu w ciągu dwóch miesięcy od momentu złożenia wniosku przez głowę państwa. W praktyce ten okres może się okazać jeszcze dłuższy, bo niedawno sędzia dubler TK Mariusz Muszyński zwracał uwagę, że za przekroczenie dwumiesięcznego terminu nie jest przewidziana żadna sankcja. Tyle że rząd może wtedy przyjąć interpretację, że skoro TK nie wypowiedział się w konstytucyjnym terminie, to jest to równoznaczne z brakiem zastrzeżeń co do konstytucyjności, i uznać, że ustawa budżetowa obowiązuje.

Pytanie, co w ogóle mogłoby prezydentowi posłużyć jako pretekst do skierowania ustawy budżetowej do oceny trybunału? Część rozmówców z PiS konsekwentnie wskazuje na niedopuszczenie do obrad Macieja Wąsika i Mariusza Kamińskiego, a w konsekwencji przegłosowanie ustawy w sposób nielegalny. Tyle że to pretekst, który zdaniem wielu prawników wydaje się mocno naciągany z uwagi na to, że mandaty obu polityków są podawane w wątpliwość.

Dlatego w dyskusjach pojawia się druga teoria, związana z ustalaniem budżetów świętych krów, czyli instytucji takich jak: Kancelarie Sejmu i Senatu, Kancelaria Prezydenta, Trybunał Konstytucyjny czy Instytut Pamięci Narodowej, które w toku prac nad budżetem państwa na kolejny rok same zgłaszają swoje budżety, a ich korekta jest możliwa dopiero na etapie prac sejmowych. Aby nie rozdrażniać prezydenta, obecna większość nie ścinała zapotrzebowania zgłoszonego przez jego kancelarię (274 mln zł). Mimo to Pałac Prezydenta widzi sprawę inaczej, a ma to związek z tym, że swoje plany finansowe instytucje te zgłosiły, zanim rząd zadekretował 20-proc. podwyżki dla budżetówki. – W toku posiedzenia komisji finansów publicznych, 4 stycznia br., dokonano zmiany polegającej na zwiększeniu limitu wynagrodzeń, w celu dostosowania wzrostu wynagrodzeń, do 20 proc., ale w ramach wydatków bieżących, bez zwiększenia wydatków w części budżetowej. Tak dokonana zmiana już oznacza w praktyce zmniejszenie na 2024 r. wydatków na bieżące utrzymanie urzędu w kwocie 7,5 mln zł, co istotnie zaważy na realizacji budżetu i bieżącym utrzymaniu obiektów we wszystkich obszarach działalności jednostek – informuje nas biuro prasowe Kancelarii Prezydenta RP.

W ocenie naszego rozmówcy z rządu to również byłby naciągany pretekst do skierowania ustawy budżetowej do TK. – Wszystko odbyło się w ramach procedury ustalania budżetów świętych krów. Jeśli ktoś chce teraz udowadniać, że efekt tych prac jest niekonstytucyjny, to cóż, niech próbuje – kwituje. ©℗