Przed nadchodzącymi wyborami rząd nie chce zaostrzać zielonego kursu w branży. Prędzej czy później wymusi to na nim jednak unijna legislacja,

Dwie godziny dzieliły poniedziałkową wypowiedź wiceminister klimatu i środowiska Urszuli Zielińskiej (Zieloni) o potrzebie zaakceptowania wysokiego celu redukcji emisji na 2040 r. na poziomie 90 proc. w porównaniu do roku 1990 od dementi ze strony jej przełożonej Pauliny Hennig-Kloski. – Stanowisko pani minister Urszuli Zielińskiej nie jest oficjalnym stanowiskiem rządu polskiego, a jak rozumiem, taką deklaracją otwartości w negocjacjach – powiedziała szefowa resortu. Dodała, że nowy rząd chce „ambitnej polityki klimatycznej”, która będzie jednak możliwa do wdrożenia „bez szkody dla ludzi i gospodarki”. Od nadinterpretacji swojej wcześniejszej wypowiedzi odżegnywała się też sama Zielińska, podkreślając, że jej intencją były zademonstrowanie otwartości na negocjacje i zapowiedź konstruktywnego podejścia polskich władz do unijnej polityki klimatycznej. – Stanowisko rządu w sprawie celu klimatycznego na 2040 r. zostanie wypracowane po ogłoszeniu szczegółowej propozycji Komisji Europejskiej. Dzisiaj skupiamy się na wypełnieniu celów na 2030 r. – dodała.

Oficjalne przedstawienie przez KE proponowanego wskaźnika redukcji emisji na 2040 r. ma nastąpić 6 lutego. Wiele wskazuje, że będzie to właśnie 90 proc. Obniżenie „śladu klimatycznego” Wspólnoty co najmniej na takim poziomie zarekomendował w zeszłym roku unijny zespół doradców klimatycznych, a podczas przesłuchań w europarlamencie opowiedzieli się za nim odpowiedzialny za Europejski Zielony Ład wiceprzewodniczący Komisji Maroš Šefčovič oraz komisarz ds. klimatu Wopke Hoekstra. Za przyjęciem celu opowiedział się już rząd Danii, jednego z najbardziej zaawansowanych w dziedzinie transformacji energetycznej krajów członkowskich – w zeszłym roku udział źródeł odnawialnych w wytwarzaniu energii elektrycznej przekroczył tam 80 proc.

Uprawnienia na wagę złota

Według udostępnionych DGP najnowszych wyliczeń Poczdamskiego Instytutu Badań nad Skutkami Zmiany Klimatu (PIK) reformy z pakietu Fit for 55 oznaczają, że nowe uprawnienia dla instalacji stacjonarnych objętych ETS przestaną trafiać na rynek z końcem 2038 r., a więc po tym terminie sektory objęte systemem będą musiały polegać na rynku wtórnym lub zgromadzonych zawczasu rezerwach uprawnień.

A pula dla elektroenergetyki, jako z komercyjnego punktu widzenia branży najłatwiejszej do zdekarbonizowania, wyczerpie się jeszcze wcześniej – według PIK, w latach 2028–2032 wyniesie średnio 58 mln rocznie, co odpowiada niewiele więcej niż połowie aktualnych emisji polskich elektrowni. W kolejnych latach sektor ten, dzięki zastosowaniu rozwiązań takich jak elektrownie biomasowe wyposażone w instalacje wychwytu i magazynowania CO2, będzie kompensował ślad węglowy innych instalacji. Podtrzymywanie status quo w energetyce lub nie dość szybkie zmiany będą w rezultacie oznaczały lawinowo rosnące koszty.

Według poczdamskiego ośrodka dynamika cen i dostępności uprawnień na zreformowanym rynku ETS powinna jeszcze w tej dekadzie wyeliminować całkowicie z polskiego systemu jednostki opalane węglem brunatnym, a pracę elektrowni na węgiel kamienny ograniczyć do ok. 3 terawatogodzin rocznie, zaledwie 5 proc. ich zeszłorocznej produkcji.

Co zmieni przyjęcie pośredniego celu 90 proc. na 2040 r.? Przede wszystkim wartość uprawnień na rynku po 2030 r. będzie rosła znacznie szybciej. Według szacunków London Stock Exchange Group scenariusz ten oznaczać będzie, że koszt wyemitowania tony CO2 sięgnie 160 euro w 2030 r. i aż 432 euro dekadę później. Realizacja spójnego z tzw. umową społeczną dla górnictwa zachowawczego modelu transformacji – opisanego w ubiegłorocznym projekcie aktualizacji – oznaczałaby, że mimo wyeliminowania ok. 60 proc. emisji elektroenergetyki ich koszty dla branży zwiększą się ponad dwukrotnie.

Propozycja Brukseli w sprawie celu na 2040 r. będzie negocjowana w zwykłej unijnej procedurze – tj. z udziałem Parlamentu Europejskiego oraz państw członkowskich. Od wstępnej propozycji do wdrożenia polityk i przepisów prawnych z nią związanych może więc minąć około dwóch lat, bo tyle trwają procedury w standardowym trybie. Najbardziej sceptyczne pozostają Węgry, które mogą wpłynąć na procedowanie projektu w tej sprawie, ponieważ od lipca obejmą półroczne przewodnictwo w UE.

Prace nad planami

Zamieszanie wokół celu redukcji emisji na kolejną dekadę to niejedyne w ostatnim czasie świadectwo napięć i sprzeczności w podejściu Warszawy do polityki klimatycznej. Rząd Donalda Tuska jednocześnie zapowiada bowiem – ustami szefowej resortu przemysłu Marzeny Czarneckiej – walkę o notyfikację Komisji Europejskiej dla „umowy społecznej”, która przewiduje zakończenie wydobycia węgla dopiero w 2049 r., ale i prace nad określeniem przez Polskę nowego terminu odejścia od węgla. Zdaniem Urszuli Zielińskiej jest to konieczne, by możliwe było odpowiednie zaplanowanie tego procesu. Polityczka zapowiada jednocześnie szybkie przygotowanie aktualizacji Krajowego planu na rzecz energii i klimatu – dokumentu, który opisuje sposób realizacji przez rząd unijnych celów.

Poprzedni plan został przekazany do Brukseli przez Jacka Sasina, ówczesnego ministra aktywów państwowych, pod koniec 2019 r. Nie uwzględnia on zatem m.in. zmian w polityce europejskiej wprowadzonych w ramach pakietu Fit for 55, m.in. zwiększenia planowanych na 2030 r. redukcji emisji (zamiast o 40 proc. mają zostać obniżone o minimum 55 proc. w porównaniu z poziomem z 1990 r.) czy reformy systemu ETS, który zakłada, że w sektorach objętych obowiązkiem zakupu uprawnień do emisji dwutlenku węgla w 2030 r. emisje powinny spadać jeszcze szybciej – o ok. 62 proc. w porównaniu do 2005 r. Polska powinna była przedstawić projekt aktualizacji do czerwca ub.r., ale po tym, jak pomysły na rewizję transformacyjnych strategii wzbudziły kontrowersje w zapleczu rządu Mateusza Morawieckiego – nie pozwalając m.in. na przyjęcie zmian w Polityce energetycznej Polski do 2040 r. – prace nad dokumentami wyhamowały i ostatecznie doszło jedynie do skierowania do prekonsultacji nowych scenariuszy prognostycznych dla sektora elektroenergetycznego. ©℗

ikona lupy />
Limit emisji dla instalacji stacjonarnych w UE łącznie (mld t CO2 rocznie) / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe