Pomysły na rozliczenia rządu PiS nie wszystkim wystarczają. „Dlaczego kilka milionów Polaków wciąż popiera partię antydemokratyczną i niszczącą praworządność” – pyta w serwisie X prof. Marcin Matczak i podsuwa sposób, jak rozwiązać zagadkę: należy do tego stworzyć specjalną komisję złożoną z psychologów i socjologów.

Według prawnika główną rolę powinna w niej odgrywać Lewica, która „widzi dalej niż do rogatek Wilanowa”. Wbrew pozorom nie chodzi tu o znalezienie jakiegokolwiek zajęcia dla Lewicy, by zanadto nie wkładała nosa w rządzenie. Wygląda na to, że liberałowie patrzą na wyborców PiS jak na ludzi chorych, a deklarowana wobec nich empatia sprowadza się do chęci zdiagnozowania ich i wyleczenia. „Narodowa Komisja ds. Zrozumienia PiS-owców” miałaby w tym pomóc.

Rzeczywiście, wynik wyborczy ugrupowania Kaczyńskiego był, obiektywnie patrząc, całkiem dobry, a w dwa miesiące po wyborach PiS wciąż ma wysokie poparcie. W sondażu CBOS przeprowadzonym 4–8 grudnia 2023 r. PiS wciąż był na czele z 30 proc. zwolenników. Druga KO traciła do niego 5 pkt, a pozostałe komitety zanotowałyby wynik zbliżony do poparcia w wyborach. I to wszystko w warunkach zmęczenia elektoratu awanturniczą polityką prawicy (patrz: dwutygodniowy rząd Morawieckiego).

Nie bardzo wiadomo, co miałaby prześwietlać „komisja Matczaka”, skoro przyczyny utrzymującego się poparcia niedawnej partii rządzącej nie są tajemnicą. To w czasie rządów PiS poprawiła się sytuacja ekonomiczna wielu Polek i Polaków, dla których przepychanki o instytucje w Warszawie nie odgrywają głównej roli przy podejmowaniu politycznych wyborów.

Ryszard Petru, poseł Trzeciej Drogi i nowy szef komisji gospodarki i rozwoju w Sejmie, stwierdził jednak niedawno w studiu radiowym, że sytuacja ekonomiczna była jedną z głównych przyczyn porażki PiS. W rzeczywistości PiS przegrał raczej pomimo sytuacji ekonomicznej. Owszem, od dwóch lat społeczny optymizm względem sytuacji gospodarczej w Polsce spada. Według CBOS w rekordowych latach 2018 i 2019 ponad połowa pytanych uznawała ją za dobrą. Przed 2015 r. odsetek optymistów nigdy nie przekroczył 40 proc., za to dwukrotnie do granicy 50 proc. dobił odsetek pesymistów (lata 2011 i 2013).

Dużej części społeczeństwa materialnie żyje się o wiele lepiej niż przed rokiem 2015, a główną motywacją do głosowania na PiS były poprawa sytuacji gospodarczej i niskie bezrobocie. I nie ma znaczenia, czy są one zasługą rządu Morawieckiego, czy nie

Po 2020 r. nastąpiła jednak gwałtowna mijanka. W 2022 r. odsetek pesymistów sięgnął 55 proc. i był najwyższy od 2005 r. Optymistą był wtedy zaledwie co czwarty badany. W kończącym się roku tych pierwszych nieco ubyło, ale wciąż przeważali o 20 pkt proc. Od 2020 r. przeważają również pod względem oczekiwań wobec przyszłej koniunktury, chociaż tutaj różnica w czerwcu wynosiła już tylko kilka punktów.

Trzeba wszakże odróżnić poglądy na temat sytuacji w kraju od oceny własnego położenia. Tę pierwszą w dużej mierze kształtują atmosfera debaty publicznej i przekazy medialne. Pesymizm względem sytuacji ogólnej nie jest ściśle skorelowany z zadowoleniem z sytuacji własnej rodziny. Według CBOS aż do 2015 r. najwięcej Polaków uważało, że żyje się im „ani dobrze, ani źle”. Po 2015 r. – gdy Zjednoczona Prawica przejęła władzę – zaczęli dominować zadowoleni z sytuacji materialnej swojego gospodarstwa domowego. Przed pandemią ich odsetek sięgnął 70 proc. W ostatnich dwóch latach spadł, ale tylko do 55 proc. Niezadowolonych od 2016 r. jest poniżej 10 proc. Po pandemii wzrosła jedynie liczba dostrzegających i plusy, i minusy.

Po 2015 r. PiS uruchomił transfery pieniężne na dużą skalę. Według Eurostatu publiczne wydatki na bezpieczeństwo socjalne wzrosły z 16 proc. do 18 proc. PKB (w 2020 r., w kolejnym nieco spadły). Wciąż były niższe od unijnej średniej (22 proc. w 2020 r.), ale wzrost był na tyle wysoki, by ludzie to odczuli. W rezultacie w relacji do średniej UE bardzo wyraźnie poszybowały wydatki konsumpcyjne na głowę.

Widać to chociażby w zmianach wskaźnika AIC (actual individual consumption). Pokazuje on jakość życia w danym kraju lepiej niż PKB na głowę, który obrazuje raczej ogólny poziom rozwoju gospodarczego. W latach 2013–2016 wartość konsumpcji per capita z uwzględnieniem parytetu siły nabywczej w Polsce wzrosła z 75 do 76 proc. średniej UE. W kolejnych latach AIC wzrosła jednak aż o ok. 10 pkt proc. W 2022 r. Polacy wydali na głowę 86 proc. tego, co przeciętny konsument w UE. To więcej niż Czesi i Hiszpanie (83 i 85 proc.), którzy pod względem PKB na głowę wciąż są wyraźnie przed nami. Ten wskaźnik wyniósł w Polsce 80 proc. średniej UE, czyli wyraźnie mniej niż wskaźnik konsumpcji, chociaż to też historyczny rekord.

Pomimo serii kryzysów, które doprowadziły do wzrostu cen, nasze gospodarstwa domowe wciąż utrzymują dobrą sytuację finansową, a część z nich jeszcze ją poprawia. Polska jeszcze nigdy nie była tak blisko krajów najwyżej rozwiniętych, a na wzroście zamożności zanotowanym w ostatnich kilku latach skorzystali też najmniej zarabiający, którzy w większości popierają właśnie partię Kaczyńskiego. Znaczącą poprawę odczuły też gospodarstwa z klasy średniej. To nie sytuacja gospodarcza była więc nawozem, na którym wyrosła niechęć wobec PiS.

Tym bardziej że również konkretne reformy ekonomiczne podobały się dużej części obywateli. Pod tym względem PiS całkiem dobrze odczytał oczekiwania społeczne i szybko zrezygnował z ambitnych projektów (Mieszkanie plus, Plan Morawieckiego) na rzecz bezpośredniego wsparcia finansowego dla gospodarstw domowych.

Pomimo że 500 plus jest do dziś atakowane przez najbardziej radykalną część elektoratu liberałów, to w skali całego społeczeństwa zostało ono przyjęte bardzo dobrze. Według CBOS w 2021 r. aż 73 proc. obywateli zdecydowanie lub raczej popierało istnienie 500 plus. Przeciwnego zdania było łącznie 23 proc. Zwolenników było więc trzy razy więcej. Z pewnym sceptycyzmem spotkała się dopiero propozycja podniesienia świadczenia do 800 zł, co popierała połowa badanych. Przeciwnego zdania było 46 proc.

Na politykę rodzinną składają się jednak także rodzinny kapitał opiekuńczy (dodatkowe 500 plus dla rodziców dzieci w wieku 1–2 lata), postępujący wzrost dostępności miejsc w żłobkach (w 2022 r. opieką objęte było już co trzecie dziecko w tym wieku) czy mniejsze transfery w rodzaju wyprawki szkolnej.

Przed 2015 r. ocena całej polskiej polityki rodzinnej była fatalna. Odsetek wystawiający jej noty dobre lub bardzo dobre był jednocyfrowy (9 proc. w 2012 r.). W 2017 r. skoczył jednak aż do 52 proc., a tuż przed pandemią wyniósł rekordowe 62 proc. Od jej wybuchu zadowolonych jest mniej – w zeszłym roku 46 proc. Prawdopodobnie to efekt braku waloryzacji 500 plus, którego znaczenie dla budżetów domowych topniało wraz z rosnącą inflacją. Nie przybyło jednak niezadowolonych (14 proc. w czerwcu 2023 r.), tylko oceniających politykę rodzinną na dostateczny (ponad co trzeci).

Podczas obecnego kryzysu duże emocje wzbudzała kwestia stóp procentowych. Najbardziej zagorzali krytycy szefa NBP wpadali zresztą w pewną niespójność, najpierw atakując bank centralny za niepodnoszenie stóp, a po ich podniesieniu za wzrost rat kredytów. Wydawało się, że seria podwyżek doprowadzi do znaczących kłopotów gospodarstw domowych z hipoteką. Portale internetowe na wyścigi prezentowały wyliczenia wzrostu kosztów obsługi przykładowych kredytów, które na papierze wyglądały fatalnie.

Wbrew pozorom nie wpłynęło to jednak na ogólną sytuację kredytobiorców. Skutki podnoszenia stóp zostały zamortyzowane przez nominalny wzrost płac oraz rządowe wakacje kredytowe. Dzięki nim przez dwa lata chętni mogli obniżyć wydatki ponoszone na spłacanie kredytu hipotecznego o jedną trzecią. W rezultacie odsetek osób niespłacających regularnie kredytów utrzymał się na poziomie sprzed pandemii. Według CBOS problemy ze spłatą jakichkolwiek kredytów lub pożyczek deklarowało 3 proc. gospodarstw domowych. Dokładnie tyle, ile w 2019 r. Dla porównania w 2010 r. problem z regularną spłatą długów miało 7 proc. pytanych. W 2023 r. zaledwie 6 proc. obywateli miało problemy ze spłatą opłat lub podatków. Przed pandemią było to 5 proc., a w 2014 r. aż 10 proc.

Wśród samych kredytobiorców hipotecznych wskaźnik kredytów zagrożonych (czyli z przynajmniej trzema miesiącami zaległości w spłatach) utrzymał się na poziomie poniżej 3 proc.

Po klęsce Mieszkania plus PiS szybko porzucił ambitne projekty wspierania podaży mieszkań i skupił się na popycie, czyli ułatwianiu zdobycia kredytu i upowszechnianiu własności. Właśnie takiej polityki oczekują Polacy – według CBOS 55 proc. pytanych oczekuje od państwa „ułatwiania ludziom zakupu własnych mieszkań, budowy własnych domów”. Pozostałe dwa rodzaje działań – budowa powszechnie dostępnych mieszkań komunalnych oraz lokali socjalnych dla najuboższych – zdobyły po niecałej jednej czwartej głosów. Wygaszając Mieszkanie plus, PiS wprowadził więc „Mieszkanie bez wkładu własnego”, który według CBOS cieszył się prawie 60-proc. poparciem, oraz umożliwił budowę niewielkich domów (do 70 mkw.) bez pozwolenia (w dwa lata powstało w tej formule ponad 2 tys. domów, więc trudno mówić o boomie, ale nowe prawo zyskało poparcie niemal 80 proc. respondentów).

Czy nadal nie jest jasne, dlaczego wciąż tak wielu Polaków wybiera PiS? Po prostu dużej części społeczeństwa materialnie żyje się o wiele lepiej niż przed rokiem 2015. W czasach rządów PiS wiele gospodarstw domowych zanotowało też awans społeczny. Według analizy CenEA dzięki samemu 500 plus gospodarstwa domowe z ok. 500 tys. dzieci wydobyły się z grupy 20 proc. najbiedniejszych i zanotowały awans do niższej klasy średniej.

Według badania CBOS z 2021 r. główną motywacją głosowania na PiS są poprawa sytuacji gospodarczej i niskie bezrobocie. I nie ma tu znaczenia, czy są one zasługą rządu Morawieckiego, czy też wydarzyły się bez jego udziału.

Rozpoznanie tej prawdy może być jednak trudne, gdyż trzeba byłoby równocześnie przyznać, że w ostatnich kilku latach opowiadało się nieprawdziwe historie. Nowa większość rządowa w ostatnich latach forsowała przecież narrację o Polsce w ruinie, co zresztą przed 2015 r. robił też PiS. Lepiej jednak samemu nie wierzyć we własną propagandę. ©Ⓟ