Konstruktywne wotum nieufności to pomysł opozycji, który może skrócić czas na próbę utworzenia rządu przez Mateusza Morawieckiego.

Posiadające 248 mandatów kluby opozycyjne uważają, że decyzja o powierzeniu misji stworzenia rządu obecnemu premierowi jest tylko odwlekaniem nieuchronnego – czyli stworzenia gabinetu przez KO, Trzecią Drogę i Lewicę w drugim kroku, gdy kandydata na premiera wystawia większość sejmowa. Zgodnie z ustawą zasadniczą prezydent powołuje rząd w ciągu 14 dni od pierwszego posiedzenia Sejmu (zaplanowanego na 13 listopada), a w ciągu kolejnych 14 dni szef tego gabinetu wygłasza exposé i zabiega o wotum zaufania większości sejmowej. To oznacza, że PiS utrzyma się przy władzy nawet przez miesiąc.

Jak skrócić procedurę?

Dlatego pojawiają się kalkulacje, czy i jak skrócić tę procedurę.

– Jeśli pan Morawiecki złoży już dymisję obecnego rządu – czy to na ręce moje jako marszałka seniora, czy nowo wybranego marszałka Sejmu – i dostanie powołanie od pana prezydenta, to zgodnie z tym, co mówią mi konstytucjonaliści, nowy marszałek w ciągu siedmiu dni może zwołać posiedzenie Sejmu z jednym punktem obrad – konstruktywnym wotum nieufności dla rządu Mateusza Morawieckiego – twierdzi w rozmowie z DGP wskazany przez Andrzeja Dudę marszałek senior Marek Sawicki (PSL).

Propozycja ta jest przyjmowana z pewną konsternacją w pozostałych ugrupowaniach opozycyjnych mających tworzyć przyszły rząd.

– Mam wątpliwości, czy to da się zrobić, może dajmy PiS-owi szansę samemu się wykończyć w ramach pierwszego kroku – słyszymy od polityka KO. Sceptyczny jest także nasz rozmówca z Lewicy.

– Aby złożyć wotum, musi być jakiś rząd. Pytanie więc, wobec kogo to konstruktywne wotum miałoby być złożone, skoro pierwszego dnia Sejmu obecny rząd poda się do dymisji – komentuje polityk.

Prawnik o konstruktywnym wotum nieufności: "To niekonstytucyjne"

Krytycznie do pomysłu odnosi się konstytucjonalista dr hab. Ryszard Piotrowski. Jego zdaniem konstytucja jest precyzyjna i dokładnie opisuje, że w pierwszym kroku premier i rząd są powoływani przez prezydenta, a potem muszą uzyskać wotum zaufania; jeśli to się nie uda, wtedy inicjatywa przechodzi do Sejmu.

– Uchwalanie konstruktywnego wotum nieufności wobec rządu, który znajduje się w trakcie uzyskiwania wotum zaufania, jest niekonstytucyjne. Rząd powołany w taki sposób może być dezawuowany jako pozbawiony właściwej legitymacji – mówi.

Dziś w południe w Sejmie marszałek senior i przedstawiciele Kancelarii Sejmu mają się spotkać z klubami parlamentarnymi, by omówić sprawy organizacyjne – kandydatów do prezydium Sejmu (marszałek i wicemarszałkowie), porządek obrad pierwszego posiedzenia itd. Równolegle do sejmowych spraw organizacyjnych są finalizowane prace nad umową koalicyjną KO, TD i Lewicy.

Umowa koalicyjna. Jeszcze nie wszystko jest dopięte

Choć Donald Tusk w poniedziałek we Wrocławiu zapewnił, że sprawy koalicyjne są już dopięte, to jednak nie wszyscy liderzy ugrupowań opozycyjnych podzielają ten pogląd.

– Jeszcze nie jest wszystko dopięte, trwają ostatnie dyskusje. Dopięte jest wtedy, kiedy jest ogłoszone i zakomunikowane – stwierdził Władysław Kosiniak-Kamysz, prezes PSL.

Zapewnił jednak, że liderzy są już o krok od porozumienia. Potwierdził też, że marszałkowie Sejmu i Senatu będą rotacyjni, a jeśli chodzi o to, które resorty w przyszłym rządzie interesują Trzecią Drogę, wskazał na: „sprawy wsi i rolnictwa, gospodarkę, infrastrukturę, bezpieczeństwo narodowe, energetykę oraz rozwój regionalny”.

Nowy-stary rząd?

Równolegle PiS szykuje się na to, co dalej z rządem Mateusza Morawieckiego. Najważniejsze pytanie to, kto będzie pełnił funkcje ministrów – czy obecni, czy mimo wszystko Morawiecki zdecyduje się na zaprzysiężenie co najmniej kilku nowych osób. W PiS nie ma nadziei na uzyskanie wotum zaufania, bo bez poparcia któregoś z klubów koalicyjnych nie ma na to szans. Ale PiS liczy na korzyści polityczne.

– Wotum jest potrzebne premierowi i naszemu środowisku, by mieć kamień węgielny lidera opozycji. Exposé stworzy punkt odniesienia – mówi polityk PiS.

W czasie prób formowania rządu PiS może podjąć kilka ważnych decyzji. Najważniejszą jest wskazanie szefa KNF, którego kadencja kończy się pod koniec tego miesiąca. Opozycja apeluje, by premier poczekał z jego wyznaczeniem. Nominacja jest prawdopodobna, był to jeden z tematów kuluarowych rozmów podczas poniedziałkowego zjazdu działaczy partii na Nowogrodzkiej. Choć giełda jest pełna kandydatur, to dziś najbardziej prawdopodobnym wariantem wydaje się wskazanie obecnego szefa – Jacka Jastrzębskiego.

Niewykluczone, że Mateusz Morawiecki jeszcze jako premier zdąży też powołać komisarzy w kilkunastu samorządach, których wójtowie, burmistrzowie czy prezydenci wystartowali w wyborach parlamentarnych i uzyskali mandat. Jak dotąd komisarza udało się wskazać tylko w jednej na 13 takich gmin. Dlaczego premier zwleka? Procedura zakłada, że gdy wygasa mandat wójta, wniosek do szefa rządu o wskazanie komisarza składa właściwy wojewoda za pośrednictwem szefa MSWiA.

– Czekamy na wnioski od wojewodów. Chętnych do bycia komisarzem wcale nie ma wielu, bo wybory samorządowe już za kilka miesięcy – słyszymy w kancelarii premiera. – To nieprawda – mówi jeden z włodarzy. – W moim przypadku wniosek od wojewody był już dawno, tylko ponoć kandydat na komisarza się nie spodobał – twierdzi. ©℗