Opada kurz po intensywnym tygodniu publikowania „konkretów PiS” zwieńczonych konwencją programową w Końskich. – W kwestiach mieszkaniowych jest bardzo dużo nowych pomysłów, a przede wszystkim ten zasadniczy: musimy postawić na popyt. Przepraszam bardzo, na podaż, a nie na popyt. Bo popyt łatwo wzmóc, tylko z podażą jest gorzej – mówił w sobotę Jarosław Kaczyński.

I choć zwracanie uwagi na drobne przejęzyczenia prezesa PiS może się wydawać dość małostkowe, w tym temacie jest to jak najbardziej zasadne. Wszak słowa o „stawianiu na popyt/podaż” dość dobrze obrazują działania rządu w kwestii polityki mieszkaniowej – trafne diagnozy mieszają się ze źle dobranymi rozwiązaniami (i na odwrót). Krótko mówiąc: jeden wielki miszmasz.

Wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego o słabej podaży burzy pewną wizję, którą członkowie rządu starali się budować w ostatnich miesiącach. Minister rozwoju i technologii Waldemar Buda wielokrotnie chwalił się, że w Polsce jest oddawana do użytku rekordowa liczba mieszkań (w 2022 r. było to 238,6 tys. lokali). Co więcej, w lipcu 2023 r. rząd uruchomił sztandarowy program „Pierwsze mieszkanie” (Bezpieczny kredyt 2 proc. i Konto Mieszkaniowe), którego zadaniem jest stymulowanie strony popytowej, nie podażowej. – Teraz możemy sobie pozwolić na program, który generuje pewnego rodzaju popyt, bo mamy ogromną podaż – argumentował pod koniec ubiegłego roku szef MRiT. Jego realizacja tylko w pierwszym roku funkcjonowania pochłonie ok. 1 mld zł.

Dwa miesiące po uruchomieniu programu prezes PiS – świadomie lub nie – przyznał rację sceptykom, wskazując, że popyt mieszkaniowy „łatwo wzmóc”, tylko z podażą „jest gorzej”. A argumentów za tą tezą nie brakuje: deficyt mieszkaniowy w Polsce nadal wynosi co najmniej 1,5 mln lokali (co potwierdził minister Buda w sierpniowej rozmowie z DGP), ceny nieustannie idą w górę, a w dodatku spada liczba rozpoczętych budów – w ciągu siedmiu miesięcy 2023 r. deweloperzy wystartowali z budową 57,2 tys. mieszkań. To prawie dwa razy mniej niż w tym samym okresie 2021 r. i o ok. 22 tys. mniej niż w ubiegłym roku. Wszystko wskazuje na to, że w kolejnych latach z dostępnością mieszkań w Polsce może być trudniej, a nie łatwiej.

Problem w tym, że PiS nie ma gotowej recepty, aby tej sytuacji zaradzić. W ponad 300-stronicowym programie kwestiom mieszkaniowym poświęcono niecałe pięć stron. Na pierwszej z nich pada co prawda deklaracja, że „priorytetowym celem” dla PiS jest „zachowanie wysokiego tempa przyrostu nowych mieszkań”, brak jednak nowych pomysłów, które miałyby to zagwarantować.

Mamy za to do czynienia z festiwalem „obietnic kontynuacyjnych”, m.in. kontynuacji programu „Pierwsze mieszkanie”, kontynuacji deregulacji prawa budowlanego czy kontynuacji rozwoju budownictwa socjalnego i komunalnego (na marginesie: sam pomysł jest jak najbardziej słuszny, problemem jest jednak ciągle niewystarczająca skala przedsięwzięcia).

Przełomu w kwestii pomysłów mieszkaniowych nie dostarczyły również partie opozycyjne. Koalicja Obywatelska w swoich „konkretach” powtórzyła zapowiadany od miesięcy kredyt z oprocentowaniem 0 proc. na zakup pierwszego mieszkania oraz dopłaty w wysokości 600 zł do najmu. Zadeklarowała również uwolnienie gruntów z Krajowego Zasobu Nieruchomości (tę obietnicę złożyła też Trzecia Droga), a także remonty zasobów komunalnych (o czym mówi także PiS).

Sztabowcy partii rządzącej za powiew świeżości uznali natomiast program „Przyjazne osiedle”, zakładający rewitalizację osiedli z wielkiej płyty, budowę wind w blokach trzy- i czteropiętrowych, przeprowadzenie termomodernizacji budynków, remonty placów zabaw i dróg dojazdowych, tworzenie parkingów, garaży i nowych stref zieleni. Pomysł wydawał się tak dobry, że umieszczono go wśród czterech najważniejszych „konkretów” wyborczych, a jego twarzą stał się premier. Obietnica ta nie jest jednak niczym nowym, a jedynie powtórzeniem zapowiedzi sprzed czterech lat, kiedy to poprawę losu Polaków mieszkających w wielkiej płycie obiecywał ówczesny minister inwestycji i rozwoju Jerzy Kwieciński. Dla całej historii istotny jest również fakt, że renowacje osiedli z wielkiej płyty trwają w Polsce od wielu lat, a za ich przeprowadzanie odpowiadają spółdzielnie i wspólnoty mieszkaniowe. Pieniądze już teraz pochodzą z wielu źródeł: od funduszy remontowych po granty i dotacje krajowe oraz unijne.

Postulat dalszego podnoszenia jakości życia mieszkańców na osiedlach z wielkiej płyty należy uznać za słuszny, ale w żaden sposób nieodnoszący się do sedna kryzysu mieszkaniowego, o którym wspomniał Jarosław Kaczyński. Pozostaje mieć nadzieję, że pomysł na efektywne zwiększenie podaży mieszkań w dużych miastach urodzi się w głowie przyszłego ministra odpowiadającego za sferę mieszkalnictwa – niezależnie od tego, kto po wyborach nim będzie. ©℗