Sprawy lekarzy, którzy wystawiali recepty niekoniecznie zgodnie z zasadami etyki, będą dalej prowadzone przez rzeczników. Jeżeli uznają, że doszło do przewinienia – to sąd postanowi o karze – mówi dr Zbigniew Kuzyszyn, naczelny rzecznik odpowiedzialności zawodowej lekarzy.

ikona lupy />
dr Zbigniew Kuzyszyn, naczelny rzecznik odpowiedzialności zawodowej lekarzy / Materiały prasowe / fot. mat. prasowe
W poniedziałek sąd lekarski wydał decyzję, że lekarze, którzy wypisywali rekordową liczbę recept, głównie przez internet, mają ograniczone prawa zawodowe. To zabezpieczenie na czas postępowania przed zastępcą rzecznika odpowiedzialności zawodowej. Wypisywanie recept może być aż tak niebezpieczne?

W każdej sprawie, badanej pod kątem ciężkiego naruszenia kodeksu etyki, należy rozważyć, czy wykonywanie przez obwinionego zawodu lekarza zagraża bezpieczeństwu pacjentów lub grozi popełnieniem kolejnego przewinienia zawodowego. Podkreślę jednak, że kluczową rolę odgrywają szczegóły, a każdy przypadek trzeba wziąć pod lupę. I zbadać, jakie, komu oraz w jakiej ilości leki były wypisywane. Bo sam fakt wystawiania recept na życzenie nie musi kończyć się taką sankcją. W tych konkretnych przypadkach, w ocenie rzecznika potwierdzonej przez sąd lekarski, należało działać zdecydowanie. Proszę też zwrócić uwagę, że każdy z tych lekarzy dostał nieco inną sankcję. Sąd zważył więc drobiazgowo zebrany materiał dowodowy. Jeden ma zawieszone prawo do wykonywania zawodu, drugi ograniczenie dotyczące pracy poza szpitalem.

Tym narzędziem jest art. 77 ustawy o izbach lekarskich, po który sięga się w sytuacji, gdy zebrany materiał wskazuje na zagrożenie dla zdrowia, życia pacjenta lub gdy istnieje ryzyko kolejnego przewinienia zawodowego. Czy tak mogło być w tym przypadku?

Tu trzeba by wczytać się w uzasadnienie. Z pewnością wiele zależy od rodzaju i liczby wystawianych leków. Są preparaty, które należy stosować pod ścisłym nadzorem, z umiarem. Niewielka różnica dawek sprawia, że lekarstwo z remedium staje się toksyną. Może dawać silne działania niepożądane, z zagrożeniem dla życia pacjenta włącznie. Inne leki długotrwale przyjmowane mogą prowadzić z kolei do uzależnienia. Widać więc, jak wielka na lekarzu spoczywa odpowiedzialność przy badaniu i ordynowaniu leczenia.

Tych dwoje lekarzy przekonuje, że nie wystawiało recept na leki silnie uzależniające. Kiedy masowe wystawianie leków może być zagrożeniem dla pacjenta?

Przy medykamentach o słabszym działaniu wystarczy zwykła sygnatura lekarska, sprowadzająca się do adnotacji na recepcie. Ale mamy też wiele preparatów, które wymagają precyzyjnego dawkowania. Przy ich przyjmowaniu konieczna jest obserwacja organizmu pacjenta, tego, jak na nie zareaguje, i ewentualnej modyfikacji dawki. Do tego potrzebny jest faktyczny kontakt lekarza z pacjentem, a nie jednorazowy, za pośrednictwem formularza ze strony internetowej.

Na ile samo zjawisko kupowania recept w sieci, bez faktycznego badania, wywiadu medycznego, jest zjawiskiem groźnym dla zdrowia publicznego? Kiedy zapala się lampka ostrzegawcza?

Każda ordynacja leku niezgodna z zasadami etyki jest czymś niepożądanym. Z punktu widzenia pionu odpowiedzialności zawodowej patrzymy na problem w kategoriach jednostkowych w zakresie winy, natomiast przy wymierzaniu kary istotny jest także aspekt społecznej szkodliwości czynu. Zatem reakcja środowiska musi być wprost proporcjonalna do skali zjawiska.

Już kiedyś w rozmowie z nami wspomniał pan, że kluczową rolę odgrywa czasem zwykła ludzka pokusa i chciwość. Na ile to, że powstały odpłatne zdalne konsultacje i pojawiła się możliwość prostego zarobku, doprowadziło do takich sytuacji?

W tych sprawach wydaje się, że należy dokonać analizy także pod kątem chęci zysku. Jednak nie można wrzucać wszystkich lekarzy do jednego worka. Bywa, że wypisują oni leki pod presją pacjenta, kierowani chęcią pomocy.

Dlaczego motywacja jest tak istotna?

Jest kluczowa później, przy ustalaniu wymiaru kary przez sąd lekarski. Bo nie ma reguły: za takie wykroczenie kara X, a za inne Y. Każdy przypadek jest badany. I, powtórzę, motywacja ma wpływ na wymiar kary.

A nie jest tak, że to sama możliwość kupowania recept w sieci jest patogenna? Bo pacjent najpierw pisze, o jaki lek mu chodzi, następnie płaci, a potem otrzymuje – choć nie zawsze – receptę. I powstaje wrażenie: płacę, to oczekuję.

Nie skreślałbym z góry takich systemów. Na przykład w medycynie pracy też może być sytuacja, w której najpierw ktoś zapłaci za badanie, a potem otrzymuje orzeczenie. I nie zawsze musi być ono korzystne dla pacjenta. Wszystko zależy od tego, jak dane narzędzie będzie wykorzystywane.

To gdzie są przyczyny wypaczeń?

Jak ktoś chce być nieuczciwy, to i w gabinecie stacjonarnym może dojść do nieprawidłowości przy wystawianiu recept, zwolnień.

Na ile łatwość, dzięki nowym przepisom, wystawienia recepty zdalnie przyczyniła do takich nieuczciwości?

Trudno powiedzieć. W końcu chodzi o grupę nieco ponad 40 osób na 150 tys. czynnych zawodowo lekarzy w Polsce. Ale w tyle głowy zawsze może wybrzmiewać: „...i nie wódź nas na pokuszenie”. Być może w e-medycynie łatwiej dokonać przekrętów na większą skalę. Ale nie można z tego powodu skreślać telemedycyny.

Co zrobić, by tych pokus było mniej?

Naczelna Rada Lekarska pracuje nad tym i wysyła propozycje MZ. Jest nadzieja, że dojdzie do sensownego rozwiązania problemu.

Czym dla pana jest realna konsultacja lekarska? Bo o jej definicję wszystko się rozbija.

Wydaje mi się, że lekarzowi, który nigdy nie widział pacjenta i ma komuś nieznanemu zapisać receptę, powinna zapalić się ta lampka alarmowa. Dlaczego pacjent nie idzie do swojego lekarza? To pierwsze pytanie, które bym sobie i jemu zadał.

Poniedziałkowa decyzja Sądu Lekarskiego przy OIL w Warszawie jest pierwszą taką w sprawie lekarzy rekordzistów, którzy wyspecjalizowali się w masowym wystawianiu recept za pośrednictwem tzw. receptomatów. To efekt pana monitu rozesłanego do wszystkich zastępców rzeczników odpowiedzialności zawodowej?

To efekt analizy materiału dowodowego. Moje pismo miało jedynie przypomnieć, że istnieje art. 77 ustawy o izbach lekarskich. To pozwala każdemu rzecznikowi, we wszystkich izbach, do których trafiły sprawy medyków, także tych wystawiających recepty zdalnie za pośrednictwem portali, w czasie prowadzenia postępowania sięgnąć po niego. Pamiętajmy, że zmieniła się niedawno kadencja w izbach, sam przepis nie był także dotąd zbyt często stosowany, a uważam, że w ustawowo określonych sytuacjach może mieć zastosowanie. Zwłaszcza gdy istnieje podejrzenie, że doszło do ciężkiego przewinienia zawodowego. Oczywiście OROZ składa wniosek do sądu lekarskiego i to ten ostatni wydaje decyzję. W tym przypadku orzekł, że był potrzebny.

To jest też pierwsza widoczna dla opinii publicznej decyzja pokazująca, że medycy, w przypadku których rekordowa liczba recept została uznana za niebezpieczną, ponieśli konsekwencje.

Lekarzy za przewinienia zawodowe spotykają konsekwencje. W skali kraju na 3–3,5 tys. rocznie skarg na lekarzy, które trafiają do OROZ, kilkanaście procent jest kierowanych do sądów lekarskich. Z tego połowa lekarzy, ponad setka osób, jest finalnie ukarana. Choć, rzeczywiście, z tego typu aferą mierzymy się po raz pierwszy.

Czy decyzja warszawskiego sądu będzie wskazówką dla innych sądów rozpatrujących podobne przypadki?

Nie mamy prawa precedensowego, ale to sygnał, że art. 77 nie jest martwy.

Czy możemy mówić, że doszło do samooczyszczenia?

Myśmy zawsze się samooczyszczali. Choć jest w tych sprawach coś spektakularnego, czym się media zainteresowały.

Ta sprawa jest inna też dlatego, że dotyczy potencjalnie każdego pacjenta.

Mówi się, że przepisy należy tworzyć tak, jakby patrzyło się oczami przestępcy. Żeby zamykać potencjalne furtki. Tego nie zrobiono. Więc teraz je właśnie zamykamy, bo się okazało, że wiele z nich niestety zostało otwartych.

Co dalej?

Sprawy lekarzy, którzy wystawiali recepty niekoniecznie zgodnie z zasadami etyki, będą dalej prowadzone przez rzeczników. Jeżeli uznają, że doszło do przewinienia – to sąd postanowi o karze. Nasze działanie możemy porównać do postępowania klasycznej prokuratury i sądów. Jak ta pierwsza uzna, że doszło do przestępstwa, przekazuje sprawę do sądu. W przypadku warszawskim, od którego zaczęliśmy rozmowę i gdzie sąd podjął decyzję o zabezpieczeniu w postaci zawieszenia prawa do wykonywania zawodu na czas postępowania, na razie zrobił to na rok. Jeżeli w tym czasie nie zapadnie prawomocne orzeczenie sądu lekarskiego, sąd zbada zasadność dalszego tymczasowego zawieszenia.

Czy to naprawi sytuację? Czy zatrzyma sprzedaż recept bez rzetelnego badania?

To sygnał, że izba lekarska traktuje sprawę poważnie. Wierzę, że dzięki temu przyczynimy się do ograniczenia procederu. ©℗

Rozmawiały Klara Klinger, Paulina Nowosielska