PiS rezygnuje z prac nad rozporządzeniem migracyjnym, ale jednocześnie forsuje pomysł referendum. Z kolei czarne chmury mogą pojawić się nad unijnym pakietem dotyczącym relokacji cudzoziemców.

Polityka migracyjna ponownie stała się główną osią kampanijnych sporów, zwłaszcza między PiS a PO. Spot Donalda Tuska, w którym skrytykował rozwiązania szykowane przez MSZ, z jednej strony rozjuszył PiS (błyskawiczna odpowiedź, również spotem, ze strony Mateusza Morawieckiego), a z drugiej – spowodował, że partia Jarosława Kaczyńskiego robi krok wstecz w temacie migracji. Jak wynika z naszych informacji, w zaciszu gabinetów zapadły już polityczne decyzje, by MSZ nie kontynuowało prac nad projektem. Choć padają argumenty, że to czysto „techniczna regulacja”, to jednak uznano, że może stanowić kampanijny kłopot dla partii rządzącej.

Zdaniem Marcina Kierwińskiego z PO spot Tuska celnie wypunktował PiS, zaś sam projekt jest „skandaliczny”. – Argumentacja jest taka: nie radzimy sobie z tempem realizacji wniosków, więc wypchnijmy część obowiązków na zewnątrz, dzięki czemu przyjmiemy więcej ludzi. Proces wydawania wiz będzie poza kontrolą – przekonuje poseł.

Z takimi argumentami polemizuje wiceszef MSZ Paweł Jabłoński. – Chodzi o techniczne przekazywanie dokumentów przez firmy do MSZ, a nie rozpatrywanie przez nie wniosków – podkreśla w rozmowie z DGP. Dodaje, że zgodnie z projektem rozporządzenia wnioskami mieli się zajmować wyłącznie urzędnicy ministerstwa i to oni podejmowaliby decyzje. Jak mówi, dzięki temu kontrola byłaby jeszcze lepsza – dokument przewiduje dokładne sprawdzenie każdej osoby przez MSZ i odpowiednie służby.

Jednocześnie spot PO nie zachwycił pozostałej części opozycji, która sądzi, że narracja Tuska w sprawie migrantów zaczyna niebezpiecznie zbliżać się do Konfederacji. – Dwóch samców alfa nawala się i buduje wokół tego emocje. A taka polaryzacja daje opozycji mniej mandatów niż przed marszem 4 czerwca – zwraca uwagę ważny polityk lewicy.

Sprawa migracji wróciła na kampanijne sztandary wskutek prac nad unijnym pakietem migracji i azylu. Rząd jest mu przeciwny, uznając, że to doprowadzi do przymusowej relokacji cudzoziemców. Opozycja, choć dostrzega niedoskonałości tych propozycji, przypomina, że Polska może wręcz skorzystać na pakcie, bo już jest pod dużą presją migracyjną z uwagi na wojnę w Ukrainie i w związku z tym może być wyłączona z mechanizmu relokacji (co w wypowiedziach potwierdzają komisarze unijni). Pakiet jeszcze kilka miesięcy będzie negocjowany, a jeden z opozycyjnych europosłów sugeruje, że prace mogą wytracić swój impet. – To zaczyna się robić gorący kartofel, wątpię, by do końca roku albo nawet do przyszłorocznych wyborów do Parlamentu Europejskiego udało się tak kontrowersyjny projekt przeprowadzić – stwierdza.

PiS za to wykonuje kolejny krok w stronę referendum migracyjnego, które miałoby się odbyć wraz w jesiennymi wyborami do Sejmu i Senatu. Posłowie partii rządzącej złożyli w Sejmie projekt nowelizacji ustawy o referendum ogólnokrajowym. Regulacja ma uspójnić przepisy dotyczące m.in. godzin głosowania w referendum i w wyborach do parlamentu – w pierwszym przypadku to 6–22, w drugim 7–21. Posłowie proponują też ujednolicić przepisy m.in. w zakresie wyznaczania granic obwodów i siedzib komisji wyborczych. Przyjęta ma być także zasada, że zgłoszenie zamiaru głosowania korespondencyjnego w wyborach do Sejmu ma dotyczy również referendum.

Wciąż nie ma ostatecznej decyzji co do treści pytania lub pytań referendalnych. – Dokładna treść będzie sformułowana w terminie późniejszym – uciął wczoraj temat premier Mateusz Morawiecki. Przy czym nie wykluczył, że pytań może być więcej niż jedno.

Co do zasady istnieją dwie drogi do zarządzenia referendum ogólnokrajowego – albo wskutek postanowienia prezydenta RP (tak jak w 2015 r. zrobił Bronisław Komorowski), albo poprzez przyjęcie uchwały Sejmu. Nasi rozmówcy z PiS wskazują, że najnowsza inicjatywa ma być ogłoszona w drodze decyzji Sejmu. Niewykluczone, że stanie się to jeszcze w lipcu.

Dlaczego? W połowie miesiąca otworzy się dla PiS „okienko czasowe” dla zarządzenia referendum i sprawienia, by zostało połączone z wyborami parlamentarnymi. Wynika to z przepisu, że ogólnokrajowy plebiscyt przeprowadza się najpóźniej w 90. dniu od dnia ogłoszenia uchwały Sejmu lub postanowienia Prezydenta RP. Tak więc chcąc wycelować z referendum na 15 października (najbardziej prawdopodobny termin wyborów), nie można go zarządzić za wcześnie. Dlatego jest mało prawdopodobne, by Sejm podjął uchwałę referendalną na najbliższym posiedzeniu, czyli 6–7 lipca. Bo nawet gdyby uchwałę ogłoszono zaraz po posiedzeniu, tj. 8 lipca, to do 15 października wciąż pozostałoby 99 dni. Zbyt wczesnym terminem do zarządzenia referendum będzie też kolejne posiedzenie Sejmu, czyli 11–13 lipca. Ostatnie posiedzenie w tym miesiącu odbędzie się 28 lipca, co czyni je na ten moment najbardziej odpowiednim dla zarządzenia plebiscytu. Nasz rozmówca z PiS tego terminu nie przesądza i wskazuje, że 90 dni liczy się od dnia ogłoszenia uchwały w „Monitorze Polskim”, a nie jej przyjęcia. ©℗