W tle politycznego sporu o to, jak pogodzić interesy polskich i ukraińskich rolników, polscy farmerzy i przedsiębiorcy z branży spożywczej czekają na konkrety tarczy rolnej.

W weekend PiS zapowiedział m.in. skup zboża (na razie mowa jest o pszenicy) w gwarantowanej cenie 1400 zł za tonę. – Deklaracja z soboty spowodowała, że dzisiaj żaden z rolników nie będzie chciał sprzedawać ziaren. Bo nikt nie wie, na jakich zasadach będzie mógł później uzyskać dopłatę, która wyrównałaby mu cenę do 1400 zł za tonę – komentuje Krzysztof Gwiazda, prezes Polskiego Związku Pracodawców Przemysłu Zbożowo-Młynarskiego. Jego zdaniem zasady pomocy rolnikom powinny zostać ujawnione jak najszybciej. W przeciwnym razie nadal problemem będzie nadmiar zboża na rynku. Może się go pojawić nawet więcej, gdyż młyny i mieszalnie pasz, nie mogąc zaopatrzyć się w surowce na lokalnym rynku, będą ich poszukiwać u naszych sąsiadów, np. na Słowacji, w Czechach.

Czasowym, bo trwającym do 30 czerwca zakazem importu z Ukrainy zostało objęte nie tylko zboże. Podlega mu też cukier, mięso, mleko i jego przetwory, jajka, owoce i warzywa i ich przetwory, alkohol etylowy pochodzenia rolniczego czy produkty pszczele. Wszystkie te kategorie odnotowały wzrost importu z Ukrainy od momentu agresji Rosji na ten kraj. Tylko niektóre jednak są zadowolone z decyzji rządu, która i tak nie wpłynie zasadniczo na ich sytuację.

Mięso

– By się coś zmieniło, musiałyby zostać wprowadzone cła – mówi Witold Choiński, prezes zarządu Związku Polskie Mięso. Jego zdaniem najbardziej na otwarciu rynku na ukraińskie wyroby obok producentów zbóż ucierpiała branża drobiarska. Jak wynika z danych GUS, do wojny mięso z tego kierunku nie było eksportowane do Polski. Od marca 2022 r. do lutego 2023 r. sprowadzono go ponad 18 tys. t.

– To jest ilość, która zdestabilizowała rynek. Filet drobiowy z Ukrainy kosztuje 13 zł za kg. Wyprodukowanie go w Polsce to koszt 18 zł za kg. Polscy producenci zaczęli tracić konkurencyjność, co przekładało się na ich obroty. Dłuższe trwanie w tej sytuacji oznacza wzrost bankructw, co może być ze stratą dla producentów zbóż paszowych. Sektor drobiarski to znaczący ich odbiorca – mówi i dodaje, że mięso drobiowe płynęło nie tylko na polski, lecz także na unijny rynek. Dlatego rodzimy wytwórcy nie mogli ratować się eksportem.

– Ich pozycja na rynkach UE również zaczęła być zagrożona, a przypomnę, że jesteśmy największym producentem drobiu w Europie, do tego na rynki unijne idzie ok. 80 proc. produkcji wysyłanej na eksport – zaznacza Witold Choiński.

Jaja i mleko

Jeśli chodzi o wyroby mleczarskie i jaja, to ich import w ostatnim roku wzrósł z Ukrainy niemal dwukrotnie z 14 tys. t do 26 tys. t. I choć ceny większości wyrobów mleczarskich miesiąc do miesiąca maleją, to sektor negatywnie ocenia decyzję rządu o czasowym wstrzymaniu importu. – To nie były ilości, które mogły zagrozić bytowi naszych producentów – mówi Agnieszka Maliszewska, dyrektor Polskiej Izby Mleka.

A spadki cen wynikają również z sezonowo rosnącej produkcji mleka w Europie Zachodniej, co przekłada się na cenę surowca w całej UE. – Możemy natomiast stracić wizerunkowo jako kraj na tej decyzji. A to może negatywnie przełożyć się na eksport branży w kolejnych miesiącach. Do tego możemy stracić też odbiorców w Ukrainie, która była znaczącym importerem wielu naszych produktów – dodaje.

Jak wynika z danych resortu rolnictwa, Ukraina była szóstym największym odbiorcą maślanek i serwatki, a piątym serów i twarogów. – Przypominam, że przed wojną zaczęliśmy zalewać tamtejszy rynek na tak dużą skalę, zwłaszcza w kategorii żółtych serów, że rząd ukraiński rozpoczął blokadę ich importu z naszego kraju – dodaje Maliszewska.

Cukier

Negatywnie decyzję rządu postrzega też branża cukrownicza. Przypomina, że UE wciąż walczy z niedoborem tego surowca, co oznacza, że więcej go konsumujemy, niż spożywamy. Jego niedobór możemy uzupełniać właśnie cukrem z Ukrainy albo trzcinowym spoza UE. Spadki w imporcie mogą oznaczać wzrost cen.

A zapotrzebowanie rośnie. W Polsce chociażby dlatego, że z powodu wojny w Ukrainie wiele firm przeniosło też swoją produkcję ze Wschodu do naszego kraju. Mamy też więcej konsumentów w Polsce w związku z napływem fali uchodźców.

W lutym za tonę cukru w Polsce trzeba było zapłacić 4654 zł. W styczniu 4752 zł, To ciągle dwa razy tyle, ile przed rokiem. To oznacza, że polski przemysł nie traci z powodu napływu importowanego surowca. ©℗