Dzieci w pieczy zastępczej przybywa. Wprawdzie tegoroczna nowelizacja przepisów ułatwia tworzenie rodzinnych form opieki, ale to tylko początek drogi. – A dramaty się dzieją – alarmują eksperci.

Wojtuś ma 10 lat. Ma też FAS, czyli płodowy zespół alkoholowy, i orzeczenie o niepełnosprawności. W poniedziałek trafi do domu pomocy społecznej. Ale nie dlatego, że wymaga tego jego stan zdrowia, tylko dlatego, że od miesięcy, mimo podejmowanych działań, nie udało się znaleźć dla niego miejsca w rodzinie adopcyjnej lub zastępczej. – To odpowiedź na pytanie, czy łatwo jest dziś znaleźć kandydatów do tej roli – mówi Bożena Zwierzyńska ze Stowarzyszenia Rodzicielstwa Zastępczego w Elblągu. Podobne głosy słyszymy z kolejnych miejsc.

Brakuje nowych kandydatów, a dzieci wymagających pomocy przybywa. Pokazują to dane przekazane DGP przez resort rodziny. W 2022 r. w pieczy zostało umieszczonych 73 400 dzieci. To o 1337 więcej niż w 2020 r. Co jednak istotne, do pieczy instytucjonalnej trafiło ich 16 796 (czyli o przeszło pół tysiąca więcej niż dwa lata temu). I choć w omawianym okresie przybyło aż 85 rodzinnych domów dziecka (dziś jest ich 787), to w pozostałych formach pieczy rodzinnej są spadki: rodzin spokrewnionych (o 402), niezawodowych (o 47), zawodowych (o 59).

Z kolejnych miejsc słyszymy pozytywne oceny dla zmian w ustawie o systemie pieczy zastępczej, które weszły w lutym tego roku. Na łamach DGP pisaliśmy już m.in. o zmianach w wynagrodzeniu przysługującym rodzinie zastępczej zawodowej i osobie prowadzącej rodzinny dom dziecka. Wzrosły z kwoty nie niższej niż 2168,76 zł do nie niższej niż 4100 zł miesięcznie (w przypadku rodzin pełniących funkcję pogotowia rodzinnego z 2819,39 zł do 5084 zł). Wynagrodzenia są teraz waloryzowane. Te zmiany dotyczą jednak rodzin zawodowych. Niezawodowe już takiego wsparcia nie mają. Otrzymują tylko świadczenia na pokrycie kosztów utrzymania w wysokości ok. 1,2 tys. zł. Mogą też liczyć na dodatek na dziecko z orzeczeniem.

– To za małe wsparcie, by przyciągnąć na rynek kolejnych opiekunów. Zwłaszcza zawodowych. Przypomnę, że kwota na utrzymanie dziecka przez 11 lat wzrosła o 189 zł. To niewspółmierne do tego, jak wzrosły koszty utrzymania – tłumaczy Joanna Luberadzka-Gruca z Koalicji na rzecz Rodzinnej Opieki Zastępczej. I dodaje, że dziś na szkolenie opiekuna zastępczego zgłaszają się zazwyczaj osoby, które są spowinowacone z dzieckiem lub miały z nim kontakt, np. opiekując się nim w domu dziecka.

Jej zdaniem dzieci w pieczy przybywa, bo po pandemii zostały odblokowane sądy rodzinne decydujące o ich losach. Rośnie też liczba dzieci odbieranych na skutek interwencji. Przy tej okazji przypomina, że w pandemii praktycznie zamarła praca socjalna.

– Dziś potrzeba nie tylko pieniędzy. Chodzi przede wszystkim o zapewnienie rodzinom zastępczym wsparcia psychologicznego. Ale też zagwarantowanie dostępu do zajęć dodatkowych, na których dzieci będą mogły rozładować negatywne emocje, zintegrować się z rodziną, by ta mogła zafunkcjonować – wymienia.

Eksperci zwracają uwagę, że dodatkowe narzędzia dla rodzin to oczywiście większe wydatki dla JST. Te natomiast tłumaczą, że już dziś partycypują w kolejnych wydatkach i nie stać ich na nowe.

Bożena Zwierzyńska opisuje, że na jej terenie nie ma działań zachęcających do tworzenia rodzin zawodowych. Z kolei te niezawodowe, niespokrewnione nie są w stanie przyjąć więcej dzieci. – To efekt niełatwej sytuacji ekonomicznej. A także tego, że podjęcie się wychowania dziecka odrzuconego to wielki trud. Tym bardziej powinny iść za nim działania wspierające. Wspomniana opieka psychologiczna, superwizja. Tego niestety brakuje. A co za tym idzie, brakuje pozytywnych przykładów w praktyce, czyli rodzin, których świadectwo pokazywałoby, jak wspaniałe to dzieło – wylicza.

Pod opieką elbląskiego stowarzyszenia jest jeszcze kilkoro dzieci, dla których znalezienie właściwego miejsca do życia zajmuje miesiące. – W przypadku Wojtusia uruchomiliśmy wszystkie możliwe kanały, łącznie z mediami społecznościowymi. W tym czasie mieliśmy dwa telefony. Na nich się skończyło – słyszymy. Chłopiec ostatnio przebywał w pogotowiu opiekuńczym. Chodzi do drugiej klasy szkoły specjalnej, od czwartego roku życia ma uregulowaną sytuację prawną. – Jestem pewna, że nie obejdzie się bez osobistego dramatu. Ale pocieszam się myślą, że to nie jest wyrok i że znajdzie się ktoś, kto go z tego DPS-u zabierze – mówi Zwierzyńska.

Kilka dni temu mocny apel wystosowało Stowarzyszenie SOS Wioski Dziecięce. Tylko w ubiegłym roku otrzymało aż 727 zgłoszeń z prośbą o przyjęcie dzieci do opieki zastępczej. Niektóre dotyczyły sytuacji, w której od miesięcy w całym systemie nie można było znaleźć miejsca. Organizacja przyjęła ich 75. I jak słyszymy, odpowiedzią na pilną potrzebę zapewnienia dzieciom czasowej pieczy było otwarcie placówek interwencyjnych m.in. w Biłgoraju, Siedlcach, Kraśniku. Dziś stowarzyszenie prowadzi w kraju cztery wioski, w których ok. 30 rodzin prowadzi placówki opiekuńczo-wychowawcze.

– Mamy jednak coraz więcej zgłoszeń (w ubiegłym roku było ich tyle, ile łącznie w latach 2020–2021) i zdecydowanie za mało nowych kandydatów na opiekunów – alarmuje Aleksandra Sikorska, psycholog, zajmująca się rekrutacją rodziców SOS. Dodaje, że raptem wczoraj dostała z MOPS sygnał o potrzebie interwencyjnego przejęcia czworga rodzeństwa w wieku 1–7 lat z biologicznej rodziny, gdzie nie jest bezpiecznie. – Myślę, że to odroczone w czasie skutki pandemii. Są rodziny, w których ośrodki pomocy dopiero diagnozują problem. Na pewno nakłada się na to gorsza sytuacja materialna części społeczeństwa, co może rodzić większe zaniedbania – ocenia. ©℗