Nominacja Jacka Kurskiego, byłego prezesa publicznej telewizji, na stanowisko zastępcy dyrektora wykonawczego w Banku Światowym mogła zaskoczyć. Ale nie powinna aż tak bardzo dziwić: bo jest ostatnim, ale przecież nie jedynym tego typu ruchem ze strony prezesa NBP Adama Glapińskiego. Ma on pod tym względem dużo swobody. Swoboda może drażnić, ale jest konsekwencją niezależności danej bankowi centralnemu. Dotyczy to nie tylko Polski. Ale rzadko zdarza się, by szef banku tak skwapliwie z tej swobody korzystał.

To prezes NBP wskazuje przedstawiciela Polski w szerokim zarządzie Banku Światowego (właściwie to przedstawiciel tzw. konstytuanty, która obejmuje też Szwajcarię, Serbię, Azerbejdżan, Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Turkmenistan i Uzbekistan). Teoretycznie może wskazać, kogo zechce. I ze wszystkich osób, które miały w przeszłości jakieś związki ze służbą publiczną, finansami, gospodarką, polityką rozwojową (bo taką zajmuje się ulokowana w Waszyngtonie instytucja), wybrał właśnie Jacka Kurskiego.

Kurski jako ekonomista i menedżer z doświadczeniem

Można docenić, że NBP zechciało się podjąć wysiłek udowodnienia, że były szef telewizji i mózg kampanii wyborczych PiS, nadaje się na stanowisko. W informacji o nominacie Glapińskiego podkreślono, że to ekonomista, który ukończył handel zagraniczny na Uniwersytecie Gdańskim.

„Ma szerokie doświadczeniu (pisownia oryginalna – red.) w sektorze publicznym zdobyte na wszystkich jego szczeblach: samorządowym, ustawodawczym, rządowym i międzynarodowym. Zajmował się, zarówno jako menedżer jak i członek organów nadzoru, takimi obszarami jak m. in: rozwój regionalny, finanse, infrastruktura czy ochrona środowiska” – stwierdzono w komunikacie banku centralnego.

Oto z kim będzie pracował Kurski

Prezes Glapiński na czwartkowym spotkaniu z dziennikarzami podkreślał, że Kurski „z ogromną nadwyżką” spełnia wymagania potrzebne, by reprezentować Polskę w organizacjach międzynarodowych. I polecał porównać go z innymi osobami na podobnych stanowiskach.

Dyrektorami wykonawczymi (i ich zastępcami) na ogół są osoby wywodzące się z kręgów rządowych. Ale nie politycy, a urzędnicy wyższego szczebla, którzy – można się domyślać – na parę lat trafiają do Waszyngtonu, by później kontynuować pracę w rządzie czy służbie dyplomatycznej. Sprawdźmy parę nazwisk.

Louis Albisson (Francja): „przed dołączeniem do Rady Dyrektorów Grupy Banku Światowego, pan Albisson pracował we francuskim Ministerstwie Skarbu, jako zastępca szefa działu rynków i produktów ubezpieczeniowych, a następnie w Międzyresortowym Komitecie ds. Restrukturyzacji Przemysłu (CIRI)”.

Tianwei Zhang (Chiny) „zajmował wysokie stanowiska w Departamencie Międzynarodowych Stosunków Gospodarczych Ministerstwa Finansów w Pekinie”, a pracował tam od 2003 do 2020 r.

Robin Tasker (Wlk. Brytania) „Przed dołączeniem do Rady Banku Światowego w listopadzie 2021 r. przez większość swojej kariery pracował w Ministerstwie Finansów Wielkiej Brytanii”.

Najbliżej Kurskiego byłaby chyba Kerstin Wijeyewardene, która przed przyjazdem w listopadzie do Banku Światowego jako urzędniczka w rządzie Australii zajmowała się działem „Platformy i Wiadomości” w resorcie zajmującym się m.in. mediami, bezpieczeństwem internetu.

Kto zajmuje stanowiska dyrektorów wykonawczych, a kto jest zastępcą, można przejrzeć na stronie Banku Światowego.

Ciasny gorset dla byłego prezesa TVP

Dziennikarze bardzo szybko sprawdzili, na jakie wynagrodzenie może liczyć Kurski. Gdy okazało się, że mowa o kwocie odpowiadającej co najmniej milionowi złotych rocznie, niektórzy poczuli pewnie przykre ukłucie zazdrości. Ale jest też druga strona medalu. A tam sporo obowiązków i ograniczeń, które sprawiają, że o aktywności Kurskiego na lokalnym polu – zwłaszcza w polityce – możemy zapomnieć.

By to zrozumieć, wystarczy rzucić okiem na „code of coduct”, czyli zasady postępowania obowiązujące urzędników Banku Światowego, z rozbudowanymi rozdziałami dotyczącymi „konfliktu interesów” i „procedur komitetu etyki”. Na przykład taka: „funkcjonariusze (w oryginale: „officers”) nie ingerują w sprawy polityczne krajów członkowskich”. Równocześnie „mogą podejmować działania w interesie rządów, organizacji, podmiotów i osób w swoich konstytuantach, pod warunkiem, że takie środki są zgodne z zasadami i procedurami organizacji”. Ale to wymaga obecności na miejscu. Z informacji DGP wynika, że amerykańska wiza, którą otrzyma(ł) Kurski oznacza tak naprawdę konieczność obecności w waszyngtońskim biurze dwa razy w tygodniu, a Bank Światowy dopuszcza częściową pracę zdalną, ale w odległości 50 mil od siedziby banku.

Można potraktować Waszyngton jako ziemię obiecaną, można jako zesłanie, ale jedno jest pewne – z Warszawy do Waszyngtonu jest bardzo daleko.

Kontrowersyjne decyzje prezesa NBP

Nominacja Kurskiego to przykład z ostatnich dni, ale budzących kontrowersje decyzji obecnego prezesa NBP było dużo więcej.

Zwłaszcza decyzji personalnych. Wystarczy popatrzeć na skład zarządu banku (nominacji dokonuje prezydent na wniosek prezesa banku centralnego), w którym mamy m.in. byłego szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, byłego wiceprezesa Prawa i Sprawiedliwości i jednego z najbliższych współpracowników Jarosława Kaczyńskiego czy byłego wysokiego rangą urzędnika Kancelarii Prezydenta. O ich dokonaniach w dziedzinie ekonomii, finansów nie wiadomo zbyt wiele. Nie mają też za sobą wieloletniej pracy w banku centralnym.

To tylko najwyższy poziom. Wśród dyrektorów departamentów w centrali NBP jest już niewielu takich, którzy pozostają na stanowiskach od czasów „przed Glapińskim”. Jeden – prawdziwy weteran pracy w NBP, przez pewien czas nawet członek zarządu – stracił stanowisko w ostatnich tygodniach.