Porty lotnicze w Warszawie i Modlinie przygotowują się do paraliżu. Przełomu w negocjacjach nie widać, ale w Europie podobne problemy nie szokują
Porty lotnicze w Warszawie i Modlinie przygotowują się do paraliżu. Przełomu w negocjacjach nie widać, ale w Europie podobne problemy nie szokują
Wczoraj odbyła się kolejna runda rozmów kontrolerów lotu z przedstawicielami Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej. Jeśli porozumienia nie będzie, Lotnisko Chopina w Warszawie i port w Modlinie mają od początku maja pracować tylko w godz. 9.30 – 17. Rząd ustalił dotychczas listę 32 priorytetowych kierunków, które niezależnie od rozwoju sytuacji muszą zostać przez Okęcie obsłużone. Samoloty będą latać m.in. do Londynu, Paryża, Frankfurtu, Dubaju czy Nowego Jorku.
Sytuacja w Polsce nie jest jednak wyjątkowa. W ubiegły weekend strajk personelu pokładowego zmusił irlandzkiego przewoźnika Ryanair do odwołania części lotów z belgijskich lotnisk. Jak podawał VRT NWS, na położonym pod Brukselą lotnisku Charleroi odwołane miały zostać 42 loty w sobotę i kolejnych 40 w niedzielę. To około dwie trzecie wszystkich lotów Ryanaira z tego portu. Łącznie od piątku do niedzieli na głównym lotnisku w Brukseli oraz w Charleroi nie odbyło się ponad 280 z planowych lotów tego przewoźnika. Irlandzka grupa zatrudnia w Belgii 650 osób, z czego ponad 400 to personel pokładowy. Związki zawodowe starły się z Ryanairem podczas rozmów na temat odnowienia układu zbiorowego regulującego płace i warunki pracy załogi. Ryanair przekonywał, że przedstawił propozycje ulepszeń dla swoich pracowników, ale związek wycofał się z rozmów. Linia utrzymywała, że zatrudnione przez nią osoby rozpoczęły „niepotrzebną akcję strajkową” bez próby dalszych negocjacji lub mediacji.
W tym samym czasie – choć na nieporównywalnie mniejszą skalę – strajki pracowników utrudniły funkcjonowanie jednego z największych portów w Europie – lotniska Schiphol w Amsterdamie. Władze apelowały do podróżnych, by w sobotę przez co najmniej kilka godzin omijali bramy lotniska ze względu na chaos wywołany działaniami personelu naziemnego. Pracownicy obsługi bagażowej KLM, holenderskiego oddziału linii lotniczych Air France-KLM, rozpoczęli bowiem niezapowiedziany strajk, by – podobnie jak Belgowie – domagać się wyższych płac i lepszych warunków pracy. Odwołano dziesiątki lotów. Strajkujący skarżyli się na pracę ponad siły. Kilka tygodni wcześniej związek zawodowy FNV ostrzegał, że w porcie Schiphol brakuje prawie 1 tys. pracowników.
We Francji tego typu strajki są niemal codziennością. Tegoroczna Wielkanoc upłynęła tam pod znakiem protestów francuskich pracowników hiszpańskiej linii Volotea, której Krajowy Związek Pilotów Liniowych zarzucił, że należy do najgorzej opłacanych na rynku. Firma próbowała odwrócić skutki protestu, wykorzystując personel sprowadzony z Hiszpanii i Włoch. Nie zapobiegło to jednak zakłóceniom. W rezultacie zaplanowany na przedświąteczny piątek lot do Luksemburga został opóźniony o niemal 24 godz. Zamieszania było sporo, bo samolot miał dolecieć do portu docelowego już po jego zamknięciu, dlatego ostatecznie został przekierowany do Lyonu, skąd pasażerów przewieziono do Luksemburga autobusem. Podobnych problemów doświadczyli pasażerowie innych lotów. Ci, którzy święta planowali spędzić na Fuerteventurze, po 24 godz. opóźnienia dowiedzieli się, że ich lot został odwołany. Protesty były kontynuowane w kolejnym tygodniu kwietnia.
Z kolei w marcu konflikt o płace doprowadził do odwołania setek lotów w całych Niemczech. Pracownicy ochrony prowadzili wówczas strajki ostrzegawcze na największych lotniskach w kraju (m.in. we Frankfurcie, Berlinie, Hamburgu czy Düsseldorfie). Jak pisał w połowie marca amerykański Bloomberg, w samym Düsseldorfie linie lotnicze odwołały 140 z ok. 260 zaplanowanych na jeden dzień lotów. Niemiecki związek zawodowy Verdi domagał się, by pracodawcy podnieśli płace ok. 25 tys. pracowników o co najmniej 1 euro na godzinę w ciągu roku oraz wyrównali stawki w różnych częściach kraju. W Niemczech porozumienie udało się osiągnąć po dwóch tygodniach. Przewiduje ono podwyżki płac rozłożone na trzy etapy w ciągu najbliższych dwóch lat.
– Jest różnica między Polską a zagranicą. Kontrolerzy w wielu państwach w Europie bardzo często strajkują, co wywołuje komplikacje dla pasażerów i przewoźników. Nie ma tam jednak ryzyka, że strajki te zakończą się tak, jak być może skończy się konflikt w Polsce. To znaczy, że nie będzie miał kto nadzorować przestrzeni powietrznej – komentuje ekspert lotniczy z portalu Fly4Free Mariusz Piotrowski.©℗
Współpraca Krzysztof Śmietana
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama