Mimo krytyki opozycji PiS nie musi się martwić o to, czy ustawa obniżająca stawkę PIT przejdzie w Sejmie
Mimo krytyki opozycji PiS nie musi się martwić o to, czy ustawa obniżająca stawkę PIT przejdzie w Sejmie
– Jako wolnorynkowa część opozycji trudno byśmy nie poparli obniżki podatków – mówi Jarosław Gowin, szef Porozumienia. Podobny dylemat będzie miała reszta opozycji. Jej politycy sądzą, że PiS szykuje się na wybory, być może nawet przedterminowe. – Nie ma żadnej wiarygodności rząd, który w poniedziałek mówi, że musimy zmienić konstytucję, by finansować armię, a w czwartek, że ma pieniądze na obniżkę podatku dochodowego o 5 pkt proc. A to są te same pieniądze. To przedwyborczy desperacki ruch, który miałby ratować wizerunek Morawieckiego i pozwolić na ucieczkę do przodu, ale z przodu jest już tylko mur – mówi Izabela Leszczyna z KO.
Trudno powiedzieć „nie”
Choć opozycja raczej nie podniesie ręki za odrzuceniem projektów, jest krytyczna i będzie próbowała pomysły PiS skorygować. – Miało być prościej, a pomysł na obniżenie składki dla przedsiębiorców jest inny dla każdej grupy. Dla mnie nie do przyjęcia jest także to, że ostatecznie można będzie rozliczać się faktycznie według trzech różnych systemów: tego, który działał do 2021 r., Polskiego Ładu, który wszedł w życie 1 stycznia, i według najnowszej propozycji – podkreśla Leszczyna. Ta partia analizuje właśnie propozycje rządowe i zastanawia się nad poprawkami – możliwe, że będą dotyczyły właśnie zasad rozliczania składki zdrowotnej.
Ze swoimi propozycjami w toku prac sejmowych zamierza wyjść lewica. – Jako klub Lewicy na pewno upomnimy się o samorządy, przypomnimy nasz postulat, by zwiększyć udział samorządów w PIT z obecnych ok. 50 proc. do 70 proc. To pomoże zrównoważyć ubytki w lokalnych budżetach, które powstaną wskutek reformy. Poza tym sądzimy, że pieniądze płacone w podatkach w jak największym stopniu powinny zostawać tam, gdzie mieszkamy – tłumaczy Dariusz Standerski z Lewicy. Przypomina, że z kolei Nowa Lewica (część klubu Lewicy) zaprezentowała już swój program podatkowy. – Będziemy chcieli te postulaty włączać do dyskusji, chodzi m.in. o rozsądną progresję podatkową – mówi Standerski. Chodzi o to, by ci najmniej zarabiający płacili dużo niższe podatki niż obecnie. Zdaniem Nowej Lewicy takie osoby nie powinny od razu wpadać w stawkę 12 proc. PIT, ale zaczynać np. od stawki 4–5 proc. i stopniowo dojść do 12 proc. Do tego pojawi się propozycja obniżenia VAT do 15 proc. – Rząd się chwali, że obniża PIT, ale zabiera nam pieniądze inną drogą poprzez VAT – uzasadnia Standerski.
Przedstawiciele Konfederacji uważają, że należałoby zrezygnować z czegoś, co najbardziej uderzyło w polską gospodarkę, czyli 9-proc. składki zdrowotnej. Jakub Kulesza, przewodniczący koła Konfederacji, mówi, że najwięcej problemów sprawiła ulga dla klasy średniej. – Nawet w MF nie wiedzą, jak tę ulgę stosować. Mimo to nie postulujemy jej likwidacji, bo to spowodowałoby drastyczny wzrost opodatkowania, postulujemy raczej wycofanie się z Polskiego Ładu – dodaje.
Najostrzej chcą zadziałać ludowcy. – Jesteśmy za tym, by wyrzucić Ład do kosza i zostawić tylko kwotę wolną i wyższy drugi próg podatkowy. Od siedmiu lat słyszymy, że sytuacja budżetowa jest doskonała, więc zachęcamy rząd do działania – mówi Miłosz Motyka, rzecznik PSL.
Plaster na złamaną nogę
Najnowsza propozycja PiS radykalnego obniżenia niższej stawki podatkowej z 17 proc. do 12 proc. to próba wybrnięcia z kłopotów, jakie stworzyła ulga dla klasy średniej.
– Na jednym z zeszłorocznych spotkań zaprezentowano koncepcję, zgodnie z którą do zarobków rzędu 6800 zł reforma miała być neutralna lub korzystna, a od tej kwoty w górę podatnicy mieli tracić stopniowo – najpierw złotówkę, potem dwa złote, trzy złote itd. Ale wtedy Gowin zastrzegł, że reforma ma nie uderzać w ludzi zarabiających do dwukrotności średniej krajowej – opowiada rozmówca z rządu. Resort finansów na tej podstawie przygotował algorytm, który miał gwarantować, że osoby zarabiające ok. 11 tys. zł nie stracą. Przygotował, tyle że na początku dotyczył osób na etacie, a dodanie każdej kolejnej grupy beneficjentów musiało komplikować wzór. W efekcie, gdy była mowa o samym pomyśle, trwała rywalizacja, kto jest autorem koncepcji – czy Jarosław Gowin, czy premier. Gdy koncepcja została przekuta na wzór, ulga stała się sierotą. Zdaniem Gowina w wersji przygotowanej przez resort finansów ulga była szalenie skomplikowana i nie do uratowania. Premier już w tym roku zarządził korektę; okazało się, że najprostszym rozwiązaniem jest obniżka stawki PIT. Nad ostateczną wersją pracowały Rządowe Centrum Analiz (RCA) z kancelarii premiera, którym kieruje Norbert Maliszewski, oraz wiceszef MF Artur Soboń ze swoimi urzędnikami.
Pierwotna propozycja mówiła o stawce 14 proc., ale ponieważ zmiana miała być wprowadzona w ciągu roku, to trzeba było zminimalizować liczbę osób, które by na niej traciły. Do tego miał pojawić się argument ze strony premiera, że mamy wojnę i inflację, i w związku z tym trzeba pójść jeszcze dalej z reformą. – Na finiszu MF chciało obniżki do 13 proc., a RCA do 12, i ta wersja ostatecznie przeszła – mówi nam osoba z rządu. Różnice dotyczyły kosztów dla budżetu, ale także liczby osób, które mogą potencjalnie stracić. W obecnej wersji to poniżej 30 tys., a przy stawce 13 proc. – ok. 80 tys. podatników. Choć resort finansów zapowiedział, że ewentualna strata zostanie wyrównana w rozliczeniu rocznym. ©℗
Pozostało
86%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama