Losy ustawy dotyczącej covidowych uprawnień pracodawców wciąż się ważą. Antyaborcyjnej wydają się przesądzone.

Nad projektem ustawy dającej pracodawcom możliwość sprawdzania, czy ich pracownicy są zaszczepieni, fatum wisi od samego początku. Najpierw powstawała w rządzie, gdzie prace się przedłużały, aż stało się jasne, że na posiedzeniu Rady Ministrów nie poprze jej Solidarna Polska. By uniknąć konfliktu, projekt trafił do Sejmu jako poselski. Jednak nie tylko nie udało się go wprowadzić na ostatnie posiedzenie, ale jeszcze nie został wysłany do laski marszałkowskiej.
– Jest wola, by trafił na kolejne posiedzenie Sejmu, ale będziemy rozmawiać. Mam nadzieję, że przejdzie, choć opór płaskoziemców jest duży. Byłby krzyk, jeśli przejdzie głosami opozycji –podkreśla polityk Prawa i Sprawiedliwości. Mianem płaskoziemców określa przeciwników szczepień.
Spekuluje się, że ta grupa w PiS liczy nawet 30–40 posłów. Jeden z polityków mówi nam, że podziały w jego ugrupowaniu wokół tego projektu są tak duże, że próba jego przeforsowania może zakończyć się odejściami z klubu. – Mogą się znaleźć trzy-cztery osoby, które rzucą legitymacją partyjną – dodaje.
Ale inni mówią, że to strachy na lachy. – Nie wierzę w żadne opuszczanie klubu. To gierki i szantażowanie prezesa – podkreśla jeden z nich.
Inny z naszych rozmówców zauważa, że projekt od początku był źle przedstawiony. – On budzi obawy, że będzie wymuszał szczepienia , ale tam już nie ma takich zapisów. Zresztą nie ma problemu, by alternatywą były darmowe testy kupowane przez państwo czy honorowanie zaświadczeń ozdrowieńców – podkreśla.
Projekt zakłada, że pracodawca mógłby się dowiadywać, którzy z jego pracowników się zaszczepili i stosownie do tego zorganizować pracę. Wypadły z niego jednak najdalej idące propozycje, jak możliwość wysyłania osób niezaszczepionych na bezpłatne urlopy lub przenoszenia ich na inne stanowiska z obniżoną pensją.
Ziobryści zapewniają nas, że jeszcze nie podjęli decyzji, czy projekt poprą. W koalicji słychać jednak głosy, że tam też jakaś część – o ile nie większość – posłów sceptycznie podchodzi do projektu.
– To temat, który jest w stanie tylko podzielić, a nie połączyć poszczególne frakcje i koalicjantów – twierdzi nasz rozmówca z Partii Republikańskiej, nowego koalicjanta PiS. Wskazuje, że to ugrupowanie raczej nie będzie robiło „wielkich problemów” wokół tej ustawy.
Mimo to nasz rozmówca nie spodziewa się, by projekt wyszedł z Sejmu. - Na dziś nie widzę większości, by to przeforsować. Ewentualnie z głosami opozycji, ale po czymś takim utrzymanie dobrego klimatu w koalicji byłoby trudne – wskazuje.
I zwraca uwagę, że jest to projekt poselski, a nie rządowy. - Dlatego możliwy jest też wariant głosowania bez dyscypliny partyjnej. Gdyby był rządowy, to nie byłoby wyjścia, partia nie zagłosowałaby przeciwko własnej ekipie rządowej. Pamiętajmy też, że potem przecież jest Senat i prezydent, który mógłby się różnie zachować – dodaje rozmówca DGP.
Jedną z osób, która w tej sprawie protestuje najgłośniej, jest posłanka Anna Siarkowska z PiS, przewodnicząca zespołowi parlamentarnemu ds. sanitaryzmu. Został on utworzony w maju br. Liczy w sumie siedem osób związanych z obozem władzy).
Siarkowska przyczyniła się już do zablokowania projektu mającego wprowadzić Fundusz Kompensacyjny. Miał gwarantować odszkodowania za powikłania przy szczepieniach. Ale powody krytyki ustawy w Prawie i Sprawiedliwości były zupełnie inne, chodziło m.in. o możliwość wydłużenia kwarantanny do 30 dni dla osób, które nie wykonały testu na obecność COVID-19 czy zwiększenie możliwości karania osób nie stosujących się do obostrzeń epidemicznych.
Kolejne napięcia czekają klub PiS przy okazji pierwszego czytania obywatelskiego projektu ustawy antyaborcyjnej. Proponuje się w nim likwidację wciąż istniejących wyjątków od zakazu aborcji i wprowadzenie zasady, by aborcja była traktowana jak zabójstwo, z możliwością orzeczenia nawet kary dożywocia.
Choć projekt nie ma szans na ostateczne uchwalenie, to PiS obawia się nawet jego wpuszczenia w sejmowe tryby i wojen w komisjach. Dlatego z szefostwa klubu idzie jasny sygnał dla posłów, że tym razem nie trzeba się stosować do zasady popierania przesyłania projektów obywatelskich do dalszych prac w Sejmie.
W efekcie możliwe, że gdy zostanie zgłoszony wniosek o odrzucenie ustawy w pierwszym czytaniu, to spora część PiS zagłosuje „za” lub wstrzyma się, co ułatwi odrzucenie projektu.
– Opozycja i ludzie od Kai Godek (aktywistki antyaborcyjnej – red.) chcieliby nas wpuścić w popieranie tej ustawy, ale tym razem nikt by nie zrozumiał stosowania się do tej zasady i popierania przez nas całkowitego zakazu aborcji. Liczę, że to nie przejdzie do komisji i umrze śmiercią naturalną – podkreśla polityk PiS.Rządząca partia obawia się powrotu nastrojów, jakie obudziło w ub.r. orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, który uchylił embriopatologiczną przesłankę przerywania ciąży.
Grupa przeciwników szczepień w PiS liczy nawet 30–40 posłów