150 osób zostanie ewakuowanych z Afganistanu na prośbę Litwy, a łącznie ponad tysiąc osób zostało przez naszych konsulów "wyrwanych z tłumu w Kabulu, zapakowanych do samolotu i wywiezionych" - poinformował w środę wiceszef MSZ Marcin Przydacz. Dodał, że o wsparcie proszą też inne kraje.

Przydacz pytany w środę w Programie Pierwszym Polskiego Radia, ile osób ewakuowaliśmy już z Afganistanu, kim są i co się z nimi stanie, poinformował, że w najbliższym czasie w środę wyląduje kolejny samolot ludźmi ewakuowanymi z Kabulu,

"Na pokładzie tego samolotu będą nie tylko nasi współpracownicy, ale też litewscy tłumacze, czyli Afgańczycy, o których ewakuację poprosiła nas Litwa, widząc, jak skuteczna akcję prowadzimy w trudnych warunkach, jak jesteśmy dobrze postrzegani" - zaznaczył wiceminister. Jak dodał, w związku z tym, "w "naturalny sposób, jako państwo sąsiedzkie, sojusznicze, przyjazne odpowiedzieliśmy pozytywnie na tę prośbę". Według niego, "łącznie 150 osób zostanie ewakuowanych na potrzeby Litwy".

Przydacz poinformował, że o podobną pomoc zwraca się teraz do polskiej strony Łotwa, Estonia, Grecja oraz kontaktuje się w tej sprawie także Chorwacja. Przypomniał o udanej ewakuacji pracowników Międzynarodowego Funduszu Walutowego z siedzibą w Waszyngtonie, właśnie na prośbę MFW do Polski o wsparcie.

Zaznaczył, że w ten sposób Polska okazuje solidarność. "Łącznie już ponad tysiąc osób zostało przez naszych konsulów wyrwanych z tego tłumu, zapakowanych do samolotu i wywiezionych". Dodał, że część tych osób wysiadła w Tbilisi, tak jak pracownicy MFW, część "poleci prosto z Warszawy do Wilna, a jeszcze inną część będą odbierać nasi sojusznicy".

Przekazał także, że w tej chwili w ośrodkach dla cudzoziemców w Polsce przebywa około 800 naszych współpracowników. "Część z nich deklaruje, że chciałaby zostać w Polsce, duża część także mówi, że ma rodzinę na Zachodzie, w innych krajach, i myśli o tym, żeby w przyszłości połączyć się z tą swoją rodziną" - dodał wiceminister. Jak zaznaczył, "to są wolni ludzie mają do tego prawo".

Przydacz podkreślił, że w pierwszej kolejności byli ewakuowani obywatele polscy. "Sześciu obywateli polskich znajdujących się w Afganistanie bezpiecznie wyjechało przy pomocy państwa polskiego. Nie ma tam dzisiaj nikogo, o kim byśmy wiedzieli, a kogo trzeba byłoby ewakuować" - zaznaczył wiceszef MSZ.

Jak poinformował w drugiej kolejności ewakuowano pracowników byłej ambasady RP w Kabulu, która przez wiele lat tam funkcjonowała. "Przecież byli tam tłumacze, kierowcy, sekretarze, sekretarki; oni wszyscy czuli zagrożenie zbliżającym się Talibanem, właśnie z tego tytułu, że pracowali dla państwa polskiego. Mieliśmy wobec nich obowiązki i powinniśmy ich ewakuować, i to zrobiliśmy. Są w Polsce, mają nasze wsparcie, jako przyjaciele Polski" - podkreślił.

Do trzeciej grupy ewakuowanych Przydacz zaliczył współpracowników polskiego kontyngentu wojskowego, których "było mnóstwo". "Tutaj Ministerstwo Obrony Narodowej, Wojsko Polskie dostarcza nam te informacje. W zdecydowanej większości oni już zostali ewakuowani, w zasadzie prawie wszyscy" - poinformował. Mówiąc o ostatniej, Przydacz wyjaśnił, że jest ona "wąska, ale dosyć istotna", gdyż są w niej osoby ewakuowane ze względów humanitarnych.

Jako przykłady podał 13-letniego chłopca, który powiedział, że zgubili się jego rodzice i prawdopodobnie już wylecieli. "Konsul pyta, co ma z nim zrobić. Decyzja zapadła, że trzeba się nim zaopiekować. I jest ten chłopiec pod opieką polskich konsulów, polskiego wojska. Jeśli do czasu zamknięcia misji nie znajdą się jego rodzice, to nie zostawimy go tam przecież w środku wojny samego, zabierzemy go do kraju" - zapowiedział Przydacz.

Wiceminister przypomniał też o matce z 4-dniowym dzieckiem, która we wtorek dotarła do Polski. "Przeszła przez ten tłum, przez tę bramę z czterodniowym dzieckiem, prosząc nas o wsparcie. W naturalny sposób, po szybkiej weryfikacji podjęliśmy decyzję, że również jej należy udzielić wsparcia" - relacjonował.

"Nie wszystkim możemy pomóc, ale w takich skrajnych przypadkach staramy się właśnie po ludzku pomagać tym biednym ludziom, którzy są w bardzom bardzo trudnej sytuacji" - oświadczył Przydacz.