Co do kierunku zmian w systemie podatkowo-składkowym, jaki zaproponowano w Polskim Ładzie, w sumie większych zastrzeżeń nie ma. Klin podatkowy dla osób o niskich zarobkach w Polsce jest wysoki, system mamy degresywny i odstajemy od grona cywilizowanych gospodarek, do których aspirujemy. Polski Ład nie doprowadzi do masowego rejestrowania działalności gospodarczych w Czechach, rządzący jeszcze złagodzą swoje propozycje i zaproponują więcej ulg osłonowych, a cała awantura wypali się po kilku tygodniach.

Zjednoczona Prawica, patrząc na podatki, nie odpowiedziała sobie na pytanie, co jest dzisiaj jednym z największych wyzwań i gdzie należy położyć większy ciężar fiskalny. Więcej energii powinno być włożone w to, jak opodatkowanie pracy zmniejszyć, aby legalne zatrudnienie się opłacało i ludzie mieli poczucie, że to z pracy bierze się ich dobrobyt. Sama redystrybucja od osób o wysokim dochodzie do osób o niskim, czy podejrzewanie jednoosobowych działalności gospodarczych, że powstały jedynie w celu optymalizacji podatkowej, to za mało. Nic w Polskim Ładzie nie ma o opodatkowaniu kapitału czy majątku. Można ripostować, że to efekt tego, że nie bardzo jest co opodatkowywać, ale to tylko pozorny argument.
Zwrócił na to uwagę także doradca podatkowy Przemysław Antas, który progresywność systemu składkowo-podatkowego w Polskim Ładzie nazywa mało odważną i wciąż utrzymującą względnie wysokie opodatkowanie pracy. Punktuje też, że podatki dochodowe pasywne, czyli np. od zysków kapitałowych czy z wynajmu, pozostały bez zmian. Dlatego rentierzy mogą nadal spać spokojnie, a – jak zauważa Antas – osoby żyjące z pracy najemnej czy działalności gospodarczej „czują się, jakby pływały w kisielu”.
Jeszcze gorzej, że nie ma de facto zmierzenia się w Polskim Ładzie z wyzwaniami, jakie niesie gospodarka cyfrowa czy szerzej globalizacja. Oczywiście tutaj rząd może iść w narrację, że prace nad podatkiem cyfrowym to ogródek, który uprawiamy razem z OECD, a do ukrócenia ucieczki od opodatkowania przez wielkie korporacje namawiamy Unię Europejską. Warto jednak przejść od szukania wymówek do czynów.
Skoro już rząd zdobył się na odwagę, aby podnieść podatki (za pośrednictwem składki zdrowotnej) dla osób najwięcej zarabiających, które będą – mając prosty dostęp do mediów albo wręcz nimi zarządzając – krytykowały taki kierunek zmian, to będąc gotowym zmierzyć się z falą krytyki, trzeba było iść dalej. PiS skłaniał się już ku odważnym zmianom w systemie podatkowym, które dawały szanse na uporządkowanie go i dopasowanie do cywilizowanych standardów. Projekt jednolitej daniny jednak upadł i to zanim tak naprawdę ujrzał światło dzienne. Inicjatywa, aby w jednym „podatku” zaszyć PIT ze składkami na ZUS i NFZ, była ciekawa, ale zginęła pod presją tych, którzy byli najbardziej zdeterminowani, aby nie dotknęły ich koszty redystrybucji. To był początek rządów obecnej ekipy, więc wymarzony moment do odważnych działań.
Wola polityczna do zmian podatkowych jest dobrem występującym zbyt rzadko, żeby marnować takie okazje, jakie PiS sobie stworzył Polskim Ładem.